środa, 24 lutego 2016

Rozdział Dwunasty - Nie płacz, proszę



     Draco, Blaise, Terence, Theodore, Pansy i Daphne siedzieli wczoraj do późna, świętując powrót przyjaciela. Nic więc dziwnego, że dziś chłopcy wlekli się za Hermioną bez najmniejszego entuzjazmu.
- Graaaangeeeer - przeciągnął Draco, wpadając na dziewczynę gdy zatrzymała się. Prawie ją wywrócił, więc jego dłonie natychmiast wylądowały na jej talii, by pomóc jej złapać równowagę.
- Czego chcesz Malfoy? - burknęła, bo choć nie denerwowały jej jego dłonie, nie mogła znieść palącego spojrzenie Higgsa. 
- Możemy sobie dać spokój z tym zwiedzaniem? Terry zna ten zamek jak mało kto.
- Dokładnie - potwierdził blondyn, na co Hermiona tylko przewróciła oczami.
- Primo, Malfoy zabierz łapska - powiedziała i odsunęła się, a Draco jakby z lekkim ociąganiem opuścił ręce - Secundo, Dumbledore kazał nam go oprowadzić, więc zrobię to.
- Ale jego tu nie ma i nie sprawdzi czy to zrobiliśmy - zauważył Draco - Nie bądź taką zimną suką Granger i pozwól nam iść do dormitorium.
- Zimną suką, mówisz? - powiedziała Hermiona, na pozór spokojnie, ale Draco za długo ją znał, by nie widzieć złości w jej oczach.
- Ja...
- Nie. - uciszyła go - Masz rację Malfoy, odpuśćmy to sobie.
- Naprawdę? 
- Oczywiście - uśmiechnęła się chłodno - Pójdę sobie być zimną suką gdzie indziej.
      Draco miał ochotę przywalić głową o ścianę. Znowu był dupkiem i znowu zaczął kłótnię.
- W takim razie idź, na co czekasz - burknął Terence, jednocześnie wkładając ręce do kieszeni.
      Hermiona odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę Wieży Gryffindoru. Draco mógł przysiąc, że widział łzy błyszczące w jej brązowych oczach.
- Idiota - warknął na Higgsa i zostawił go na środku korytarza, pędząc za gryfonką.
      Mógł sobie to odpuścić i zostać z przyjacielem, ale nie chciał. Było mu głupio i chyba trochę...hmm...przykro? Granger już taka była, że zawsze robiła to, co nakazali jej nauczyciele. A on doskonale wiedział, ale oczywiście musiał się odezwać.
      Widział wzrok Terence'a, gdy odwracał się, by dogonić Hermionę. Był nim obrzydzony.
No tak. Przecież on nadal wyznawał te wszystkie głupie zasady ich arystokratycznych rodów. Nie wiedział, że Draco ma już w tym temacie zupełnie nowe zdanie.
      Cholera, trudno. Niech sobie myśli co chce. Tym razem ważniejsze jest, żeby Granger znów się na niego nie obraziła.
- Hermiona! - krzyknął i dopiero gdy dziewczyna odwróciła się ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, zrozumiał co powiedział. Dobra, trudno, raz się żyje tak? - Zaczekaj!
- Czego znowu chcesz Malfoy? - zapytała cicho, błądząc wzrokiem wszędzie tylko nie na niego.
- Chodźmy gdzie indziej - mruknął, tak żeby tylko ona usłyszała. Na tym korytarzu było zdecydowanie za dużo osób.
      Hermiona ze zrezygnowaniem wypuściła powietrze z ust i skinęła głową. Tak więc sam się sobie dziwiąc, złapał ją za nadgarstek i pociągnął do Wieży Astronomicznej.
- Czemu tutaj?
- Bo tutaj rozmawialiśmy przed świętami - Wzruszył ramionami - Poza tym, jest cicho i oboje lubimy tu przychodzić.
- Niech będzie. Mów szybko co chcesz, bo jesteś nieodpowiednio ubrany, żeby rozmawiać z tak zimną suką jak ja - powiedziała na pozór obojętnie.
- Martwisz się, że się przeziębię? To kochane - zaśmiał się, a ona wciąż patrzyła wszędzie tylko nie w jego oczy.
      Okej, wkurzyło go to. Delikatnie złapał palcami jej brodę i uniósł ją, zmuszając ją, by na niego popatrzyła.
- Granger, no co ty... Czemu płaczesz? 
- Nie płaczę - burknęła i odsunęła się od niego, szybko wycierając ręką wilgotne oczy.
      Sam nie wiedział co mu się dziś stało w mózg, ale przyciągnął ją do siebie i zamknął w ciasnym uścisku. Takim zupełnie innym niż ten wczorajszy, bo ten był mocny i nie tak sztywny jak poprzedni.
- Malfoy, co ty r..
- Cicho głupku - nakazał - Nie chciałem cię obrazić, okej? Po prostu poszliśmy wczoraj bardzo późno spać i jestem zmęczony jak cholera, a Terence naprawdę dobrze pamięta zamek. Powiedziałem to w żartach, nie płacz, proszę cię.
- Ehh, puść mnie Malfoy - westchnęła, ale już się nie opierała.
- Nie, dopóki mi nie uwierzysz - powiedział, a na jego twarz wpłynął delikatny uśmiech.
- Czego ty się dzisiaj naćpałeś? - zapytała żartobliwie Hermiona i o dziwo oparła głowę o jego ramię.
- Miłości - zaśmiał się, a ona natychmiast się odsunęła i popatrzyła na niego zdziwionym wzrokiem - Żartuję przecież - dodał, śmiejąc się coraz bardziej.
- Puszczaj mnie, świrze - zachichotała Hermiona, a Draco natychmiast zmroziło.
     Hermiona Granger chichocze. Co tu się na Merlina dzieje?
- I widzisz Granger? Po co mamy się kłócić, skoro możemy się śmiać - powiedział, znów gniotąc ją w swoich dużych ramionach. Ponownie się zaśmiał, a ona odpowiedziała tym samym, oplatając go rękami w pasie.
      To było zdecydowanie głupie, nieodpowiednie, dziwne ale też takie nowe. Nikt nigdy go tak nie przytulił. Ojciec robił to sztywno, matka desperacko i tylko wtedy, gdy życie jego lub jej mogło być zagrożone. Daphne nigdy go nie przytuliła, a Pansy chyba zrobiła to kiedyś mimochodem. Theodore, Blaise czy nawet może Terence robili to po bratersku, nigdy dłużej niż kilka sekund. A z tą cholerną, małą, rozczochraną Granger po prostu stał długie minuty i nic nie mówił, ale nie było przez to niezręcznie.
      Cóż, było chyba całkiem miło.






 - Szłaś za rękę z Malfoyem?! - Harry zaatakował ją natychmiast po tym gdy przeszła przez obraz do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
- Co? O czym ty mówisz? - udawała zdziwioną i jednocześnie lekko obrzydzoną, więc kilka obserwujących tę rozmowę osób z powrotem zajęła się tym co robiła wcześniej. "Nie tutaj"- powiedziała bezgłośnie i pociągnęła Harry'ego do jego dormitorium.
- Więc szłaś czy nie? - dopytywał Potter, ale nie wyglądał na złego a raczej...hmm... ciekawego?
- Nawet jeśli tak to co? I skąd o tym wiesz?
- Więc się przyznajesz?
- Szłam z nim tak samo jak właśnie z tobą tutaj - oznajmiła i usiadła na jego łóżku.
- Oh.. 
- O co ci chodzi, Harry? - westchnęła i położyła się na wznak. Po chwili przyjaciel dołączył do niej.
- O nic, tylko myślałem, że szliście za ręce - odpowiedział i chyba wzruszył ramionami, ale tego mogła się tylko domyślać, bo patrzyła na sufit.
- Czemu mam wrażenie, że jesteś tym zawiedziony? - zaśmiała się.
- Bo trochę jestem - odparł obojętnie, a ona aż usiadła z wrażenia - No co?
- Jesteś zawiedziony, że ja i Malfoy - podkreśliła - nie szliśmy za ręce? 
     Harry skinął głową, a ona mruknęła pod nosem coś co brzmiało jak "świat wariuje".
- Słuchaj, to nie tak, że źle ci życzę - zaśmiał się - Po prostu widzę po Malfoyu, że już nie jest takim dupkiem jak kiedyś. Nie wiem kiedy ostatnio nazwał cię szlamą czy czymś jeszcze gorszym. Czasem nawet mam wrażenie, że stara się cię bronić. Nie mam już nic do niego, bo mnie też zostawił w spokoju. Nawet się ze mną wita normalnie. Nie wiem, co ty mu zrobiłaś, ale tak dalej Hermiono, bo wreszcie zachowuje się jak człowiek.
- A wcześniej kim był? - zaciekawiła się.
- Potworem w ludzkiej skórze - odpowiedział kwaśno Harry.
      Właśnie w tym momencie Hermionę coś zakuło w piersi. Potworem? Tym Draco był dla innych? Jeśli tak, to wcale nie dziwiła mu się, że zachowywał się tak jak się zachowywał. Gdyby ktoś ją postrzegał tylko przez stereotypy, chyba w końcu też zaczęłaby być tym, za kogo ją mają.
       Wiedziała, że Malfoy nie lubi, nie chce i nie potrzebuje litości, ale było jej go trochę szkoda. Nie był potworem, udowodnił jej to już wiele razy. 
- Wychodzę - mruknęła, gdy zorientowała się, że Harry patrzy na nią w oczekiwaniu.
- Powiedziałem coś nie tak?
- Nie, po prostu muszę pomyśleć - odpowiedziała i posłała mu smutny uśmiech, zamykając za sobą drzwi.
      Czy reszta faktycznie nadal ma Dracona za potwora? Co jeśli tak?
      Cóż, chyba czas to zmienić.



     Wybaczcie kochani, że dziś tak krótko, ale myślę, że wszystko co miało tu być już tu jest :) nie obiecuję, że dodam szybko kolejny rozdział, ale postaram się, aby był dłuższy i nie taki przejściowy jak ten.
     Chyba to już wreszcie czas, żeby coś zaczęło się między nimi dziać, nie uważacie?
Nie wiem co mnie naszło na tyle czułości, ale podoba mi się tak. Jest cukierkowo i słodko, i dobrze, niech tak będzie!
      Zapraszam was też na mojego wattpada, założonego jakiś czas temu. Jest tam już ukończone opowiadanie o Harry'm Stylesie, oraz trwające o Niallu Horanie z małą kroplą 5 Seconds Of Summer dla urozmaicenia :D
      Jeśli ktoś jest chętny ------> WATTPAD

Wolicie krótkie rozdziały i częściej czy długie i rzadko? 

      A teraz grzecznie proszę o wyrażanie swojej opinii w komentarzach :D
Za wszystkie błędy przepraszam ;D


środa, 3 lutego 2016

Rozdział Jedenasty - Powrót przyjaciela



     Gdy kolejna śnieżka poleciała w stronę jej twarzy, szybko rzuciła się na ziemię. Kiedy jej przeciwnik zaczął się śmiać, a więc również zaprzestał ataku, blondynka z dzikim okrzykiem wskoczyła mu na plecy.
     Zaskoczony Blaise prawie upadł, jednak szybko się zreflektował. Lekko podrzucił dziewczynę, aby łatwiej było mu ją trzymać, a ona wtuliła się w jego plecy.
- Jestem cała w śniegu - burknęła, niby niezadowolona.
- A co ja ci na to poradzę? - zaśmiał się, na co potargała go po kruczoczarnych włosach.
- Mogłeś dać mi chociaż trochę forów, a nie.. - prychnęła, ciesząc się, że chłopak nie widzi błąkającego się po jej twarzy uśmiechu.
- Żebyś się później jeszcze bardziej rozczarowała? - spytał ni to kpiąco ni to wesoło.
- Może bym wygrała! - uderzyła go w plecy i zeskoczyła na ziemię.
     Zabini natychmiast odwrócił się w jej stronę, obdarzając ją łobuzerskim uśmiechem.
- Co chcesz w ramach zadośćuczynienia, moja księżniczko? - parsknął śmiechem i przyciągnął do siebie obrażoną dziewczynę.
- Nie jestem księżniczką - mruknęła, wlepiając wzrok w śnieg. Księżniczki kojarzyły jej się z obrażalskimi, rozpieszczonymi paniusiami. Nie chciała by Blaise ją tak postrzegał.
- Jesteś. - powiedział nachylając się nad nią i niby przypadkiem ocierając ustami o płatek jej ucha - Moją.
     Dlaczego zrobiło jej się tak strasznie gorąco? I dlaczego, wbrew sobie, spojrzała prosto w jego ciemne oczy?
- Twoją?
     Blaise puścił jej oczko.
- To co byś chciała?
     Daphne doskonale wiedziała na co ma ochotę, ale obiecała sobie, że tym razem on ma zrobić pierwszy krok. Postanowiła więc się powstrzymać i zamiast tego nadstawiła jedynie policzek.
     Zabini musnął lekko spierzchniętymi ustami jej policzek, a chwilę później przejechał po nim czubkiem nosa w kierunku jej warg. Nim jednak ją pocałował, dał jej chwilę na ewentualne wycofanie się.
     Coraz cieplej. Za ciepło.
- Specjalnie to robisz? - spytała zachrypniętym głosem, gdy stali tak już chwilę.
- A jeśli?
    Otworzyła oczy i spojrzała w ciemne, rozbawione tęczówki bruneta.
- To zobaczymy co powiesz na to - mruknęła i szybko odsunęła się poza zasięg jego dłoni.
     Ona nie wykona pierwszego kroku. Nawet mowy nie ma.
- Tak nie wolno! - mruknął smutno Blaise, przybierając zraniony wyraz twarzy.
     O nie Zabini, nie ze mną takie gierki!
- Powiedział ten, co zawsze gra fair! - zironizowała. Gdy chłopak gniewnie zmrużył oczy, szybko rzuciła się do ucieczki. Nie dobiegła jednak daleko, bo po chwili brunet wepchnął ją w wielką zaspę i przygniótł ją własnym ciałem.
- Teraz nie dam rady grać fair - mruknął, przenosząc wzrok w jej usta.
- To dobrze, bo ja też nie - odparła, gdzieś w trakcie gubiąc oddech.
     Gdy zziębnięte usta Blaise'a odnalazły jej, znów poczuła to co poprzedniego wieczoru. Już dawno wiedziała, że przepadła, ale nie była głupia i widziała, że ona również nie jest mu obojętna. Musiała wreszcie przyznać to chociażby sama przed sobą. Zakochała się w Blaisie Zabinim i nie miała sobie tego za złe. Tak chyba powinno być, nieprawdaż?
 



      Ogromny ból głowy zbudził Draco Malfoya, gdy na dworze już się ściemniało. Gdy lekko otworzył zmęczone oczy, dostrzegł, że nie jest sam.
- Nareszcie, śpiochu - westchnęła Pansy i niespodziewanie uderzyła go w głowę poduszką, którą zabrała z łóżka Blaise'a.
     Draconowi zrobiło się głupio, bo miał nadzieję, że to jednak ktoś inny do niego zawitał.
- Hej Pans - zaskrzeczał i natychmiast zaczął się dusić. Miał w gardle istną pustynię.
- Chcesz eliksir na kaca? - postanowiła się chwilę z nim poprzekomarzać. Gdy Draco ukrył twarz w poduszce i wydał z siebie jakiś dziwny odgłos, który najwyraźniej miał być potwierdzeniem, przebiegły uśmiech wpłynął na jej usta. - To musisz go sobie wziąć pajacu! - krzyknęła nagle i szybko wybiegła z pokoju.
     Nim blondyn zorientował się co robi, zerwał się z łóżka i słaniając się na nogach, oraz podpierając się wszystkiego po drodze, pobiegł za ślizgonką. Po drodze prawie spadł ze schodów, które prowadziły do Pokoju Wspólnego, ale gdy wreszcie się tam znalazł, szybko zamknął Pansy w swoich ramionach.
- Daj mi go w tej chwili - warknął jej do ucha. Zapewne chciał ją wystraszyć. Pansy jednak zbyt długo go znała, żeby nabrać się na jego denne sztuczki.
- Chciałabym, ale niestety już go nie mam - mruknęła smutno, wykorzystując to, że stojący za nią chłopak nie może dostrzec wpływającego na jej twarz uśmiechu,
     Draco już chciał wybuchnąć gniewem albo płaczem, wszystko jedno w sumie, gdy nagle za jego plecami odezwał się kolejny głos. A on bardzo dobrze wiedział do kogo należy ten głos.
- Ale ja mam.
     Puścił Pansy i szybko odwrócił się w stronę dziewczyny. Niecierpliwie wyciągnął rękę w jej stronę, więc zirytował się, gdy szatynka wciąż stała w tej samej pozycji, posyłając mu cwany uśmiech, który miał ochotę zedrzeć jej z twarzy raz na zawsze.
- Granger, daj - zażądał.
- Magiczne słowo - mruknęła niewinnie.
- Dziewczyno, jestem czarodziejem! Wiesz ile ja znam magicznych słów?! - Miał ochotę załamać ręce gdy z nią rozmawiał.
     Uśmiech na twarzy gryfonki zastąpił grymas oburzenia. Jak śmiał na nią krzyczeć, gdy starała się mu pomóc? Szybko do niego podeszła i patrząc głęboko w te jego szare jak chmura burzowa oczy, wcisnęła w jego dłoń flakonik z eliksirem.
- Szkoda, że nie znasz tego najprostszego- burknęła i ruszyła w stronę wyjścia - Czekam za obrazem!-dodała, nawet nie odwracając się w jego stronę.
     Co go obchodziło, że czeka? Nigdzie nie miał zamiaru iść. Już niemal zapomniał czym go tak wczoraj wkurzyła, a tu proszę! Jak widać, postanowiła mu przypomnieć.
- Jeśli oboje będziecie się ciągle na siebie obrażać, to nigdy nie dojdziecie do porozumienia - westchnęła Pansy, chyba już piętnasty raz tego dnia.
- A kto ci powiedział, że chcę się dogadywać z tą wariatką? - warknął Draco, zakładając ręce na pierś. Zupełnie zapomniał o eliksirze, który trzymał w dłoni. Ból głowy zastąpił gniew na tą upartą dziewuchę.
- Nie rób ze mnie idiotki Malfoy - odgryzła się Parkinson - I z siebie przy okazji też.






     Hermiona stała pod tym głupim obrazem już chyba z półgodziny i powoli traciła cierpliwość, której i tak miała coraz mniej przez tego idiotę Malfoya. Dodatkowo musiała znosić obraźliwe uwagi tego starego i brzydkiego bazgroła.
- Moja piękna szkoła, skażona brudną krwią - biadolił Salazar Slytherin, opierając się czołem o berło, które postawił przed sobą.
- Jeszcze słowo - wydusiła przez zaciśnięte zęby dziewczyna.
- Gdybyś chociaż była ładna, to jeszcze mógłbym... - ciągnął dalej.
     Hermiona nie wytrzymała i wściekła doskoczyła do ram, w których znajdował się mężczyzna.
- Ostrzegałam cię, ty żałosna imitacjo malarskiego talentu - warknęła, wbijając czubek swojej różdżki w stare płótno.
- I co mi zrobisz, brudna szlamo? - zapytał przez śmiech Salazar, chwilę wcześniej podnosząc na nią swój lekceważący wzrok - Jestem obrazem. - parsknął - możesz co najwyżej dorysować mi podbite oko.
- Silencio - mruknęła Granger, groźnie mrużąc oczy.
     Zdziwiony mężczyzna nadal próbował coś powiedzieć, ale przez jego usta nic nie chciało się wydostać. Dlaczego nie uciszyła go wcześniej?
     Gdy zza obrazu wyszedł Malfoy, pomimo ich kłótni, miała ochotę go ucałować. Nie chciała dłużej tu stać.
- Nareszcie - mruknęła i posłała mu zniecierpliwione spojrzenie.
- Nawet mnie nie denerwuj - burknął i wskazał na siebie kciukami - To nie zrobi się samo - dodał, uśmiechając się zwycięsko.
- To chyba dobrze - opowiedziała i ruszyła przed siebie. Po chwili chłopak zrównał z nią krok.
- Jesteś okropna. A gdzie właściwie idziemy?
- Do Dumbledore'a - odparła, ciesząc się, że postanowił zmienić temat - Do szkoły ma wrócić jakiś dawny uczeń, który wyprowadził się do Stanów na trzecim roku.
- Mówił może o kogo chodzi? - zapytał, zastanawiając się czy dobrze skojarzył fakty.
- Nie, powiedział, że to ma być niespodzianka. Zastanawiam się tylko o kogo chodzi, skoro razem z McGonagall robią mu takie wejście.
     Nagle przez myśl przeszła mu dziwna myśl. Nie do końca pasowało to do opisu, ale może?
- A Wiewiór kiedy wraca?
     Byli już na trzecim, zakazanym dawniej piętrze. Hermiona zagapiła się na moment, gdy zobaczyła okryte żółtą, zakurzoną taśmą drzwi. To właśnie tu uśpili Puszka i znaleźli Kamień Filozoficzny cztery lata temu. Jak to szybko minęło...
- Granger, biblioteka płonie! - krzyknął Malfoy, a gryfonka aż podskoczyła.
- Mój Merlinie, jak to?!  - wrzasnęła, wytrzeszczając oczy. Natychmiast zerwała się do biegu, ale chłopak złapał ją za rękaw, przez co prawie się wywróciła. Wpadła prosto w jego ramiona.
- Jestem twoim Merlinem? Nie schlebiaj mi słonko - mruknął i wykorzystując to, że dziewczyna wciąż stoi tak blisko niego, tłumiąc śmiech zrobił z ust dziubek i przybliżył się do niej jeszcze bardziej. Nie mógł patrzeć na jej przerażoną minę i zwyczajnie wybuchnął śmiechem.
- Przestraszyłeś mnie baranie! - warknęła i odsunęła się od niego, po czym trzasnęła go w tył głowy.
- GRANGER! Moje włosy! - wrzasnął i złapał się za głowę.
- Tak samo okropne jak zwykle, nie bój się - odpowiedziała, mrużąc niebezpiecznie oczy. Draco zrobił to samo i przez chwilę mierzyli się wściekłym wzrokiem.
- Aż tak bardzo boisz się, że coś się stanie twojej jaskini? - zaśmiał się, ruszając do przodu.
- Nie Malfoy - mruknęła tonem, który kazał mu się zatrzymać i odwrócić - Boję się, że mógłbyś mnie pocałować - fuknęła, nie udając już miłej. Krew się w nim zagotowała.
- Nie martw się, tak nisko jeszcze nie upadłem - odpowiedział, mierząc ją lodowatym spojrzeniem.
     Czuła, jak wszystkie mury, które ostatnio się między nimi rozpadały, odnawiają się z podwójną mocą. Dlaczego do cholery, wciąż musieli się kłócić?!
- Upadłeś o wiele niżej, pieprzony arystokrato - syknęła, wbijając palec wskazujący w jego pierś.
- Za to ty kopiesz dołek, głupia, uparta gryfonko - odparł niezwykle chłodno i znów ruszył korytarzem.
     Zaskoczył ją. Znowu.
Była przekonana, że zwyzywa ją od szlam i mugolaków, a tu proszę, Co prawda już dawno przestał tak do niej mówić, ale była pewna, że tym razem się nie powstrzyma.
- Malfoy, przepraszam! - krzyknęła, gdy znikał już za zakrętem. Widziała jak ciężko wzdycha i ponownie odwraca się w jej stronę. Wcisnął zwinięte w pięści dłonie do kieszeni, a gołym okiem było widać, jak ulatuje z niego złość.
     Szybko do niego podbiegła, ale gdy już to zrobiła, nie bardzo wiedziała jak ma się zachować. Ku jej zaskoczeniu Malfoy przysunął się do niej i przez dosłownie kilka krótkich sekund zamknął ją w sztywnym uścisku. Po jego minie wywnioskowała, że chyba zaskoczył nie tylko ją, ale też siebie samego. Postanowiła tego nie komentować.
- Pytałeś, kiedy wraca Ron - przypomniała, gdy doszli już na siódme piętro.
- Tak, ale jeśli mamy znów się kłócić to zostawmy to - opowiedział, już całkiem spokojnie.
- Jak chcesz - zgodziła się, bo i tak właśnie zatrzymali się pod kamienną chimerą, strzegącą wejścia do gabinetu dyrektora - W każdym bądź razie, na pewno nie chodzi o niego, nawet, jeśli z tymi Stanami to ściema. Wynegocjował z rodzicami, że wróci na początku lutego.
- Nie chcą żeby wracał?- zaśmiał się, ale nie dodał nic więcej - Znasz hasło? - dodał, gdy chimera spojrzała na nich znacząco.
- Pamiętałam - powiedziała marszcząc brwi - To było chyba... Ah tak! Lukrowane klopsy!
     Posąg niechętnie ustąpił im miejsca, wpuszczając ich na schody, które zaczęły jechać w górę, gdy tylko na nich stanęli.
- Lukrowane klopsy? Blee - skrzywił się Draco, na co Granger tylko wzruszyła ramionami. - To jak z tym Łasicem?
- Możesz ograniczyć wyzwiska? To wciąż mój przyjaciel! - oburzyła się Hermiona, ale chyba tylko na pokaz. Nie ruszało jej, że Dracon wyzywał Rona. Nie była z rudzielcem jeszcze tak blisko.
- Oboje wiemy, że ci to nie przeszkadza. - zaśmiał się Malfoy i kilka razy zapukał do drzwi. - To jak?
      Hermiona westchnęła i położyła rękę na klamce, gdy usłyszała zaproszenie.
- Boją się, że znowu mi coś zrobi - mruknęła tylko i pchnęła drzwi.
     Wiedziała, że blondyn zaraz się przepchnie, ale on o dziwo nie zrobił tego. Lekko popchnął ją, by weszła do gabinetu, jednocześnie podkreślając słowo "znowu", tak, żeby tylko ona usłyszała.
      Przy biurku stała Minerwa McGonagall, za nim zaś siedział Albus Dumbledore we własnej osobie. Gryfonka dostrzegła też jakąś osobę stojącą w cieniu, przez co nie mogła poznać jej twarzy. Ku jej zaskoczeniu, w jednym z foteli naprzeciw biurka, leżał - bo, że siedział nie można raczej powiedzieć - rozwalony w cztery strony świata Blaise Zabini, który nic sobie nie robił z tego, że każdy w pomieszczeniu na niego patrzy. Bardzo lubił być w centrum uwagi.
- Pani Profesor - powiedział nagle Draco i skinął głową w stronę opiekunki Gryffindoru. Hermiona zupełnie zapomniała, że chłopak za nią stoi, więc lekko się wzdrygnęła na dźwięk jego głosu - Dyrektorze - dodał, powtarzając gest w kierunku starszego mężczyzny.
     Dumbledore uśmiechnął się lekko i wskazał im ruchem ręki fotele. Gryfonka usiadła pomiędzy Diabłem i Smokiem - co swoją drogą dość śmiesznie brzmi - i przeniosła swoje uważne spojrzenie na dyrektora.
- Zapewne zastanawiacie się, po co was tu ściągnąłem - powiedział starzec, przewiercając po kolei każdego z nich swoimi błękitnymi oczami. Zabini i Draco wymienili spojrzenia, po czym wszyscy troje wraz z Hermioną jednocześnie pokiwali głowami, - Chłopcy, pewnie pamiętacie, jak podczas waszego trzeciego roku nauki w tej szkole, ze szlachetnego domu Salazara odszedł jeden z waszych rówieśników,
     Draco miał ochotę sam ze sobą przybić piątkę. Czyli jednak jego kumpel wraca!
- Terence - potwierdził Malfoy, a Dumbledore po raz kolejny posłał mu spokojny uśmiech i spojrzał na postać stojącą w cieniu, która po przejściu dwóch kroków okazała się wysokim zielonookim chłopakiem o ciemnoblond włosach. - Higgs! - krzyknął Draco i zerwał się z fotela, by już po chwili ściskać się z przybyszem. Diabeł nie zastanawiał się długo, zanim poszedł w ślady przyjaciela.
     Hermiona nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, który wpłynął na jej twarz, gdy zobaczyła Dracona takiego szczęśliwego. Blaise zawsze się cieszył i szczerzył jak głupi na każdym kroku, więc uwagę zwróciła raczej na Malfoya. O ile lepiej wyglądał, gdy akurat nie krzywił się w jakimś dziwnym grymasie złości lub irytacji!
- Dyrektorze - szepnęła i pochyliła się w kierunku mężczyzny, nie chcąc przeszkodzić ślizgonom w powitaniu - Z całym szacunkiem, ale co ja tu właściwie robię?
- Uczęszczasz do tej szkoły Hermiono, ale myślę, że to już wiesz - odparł wesoło staruszek - Chciałem, byś wraz z panem Malfoyem oprowadziła Terence'a po szkole i przypomniała mu te wszystkie miejsca. No i oczywiście, chciałbym, żebyście jako prefekci wprowadzili go w szkolne życie,
- Rozumiem, ale dlaczego ja, a nie Blaise na przykład? - Zmarszczyła brwi.
     Albus roześmiał się, a Hermiona patrzyła jak wszystkie zmarszczki nagle giną z jego rozświetlonej uśmiechem twarzy. Czemu dziś tak uważnie przyglądała się każdemu kto był szczęśliwy? Chyba miała już dość tej monotonii, gdzie na jeden uśmiech trzeba pracować godzinami.
- Wolałbym jednak nie zostawiać ich wszystkich samych - powiedział wesoło. - Mam nadzieję, że to nie będzie kłopot? Z tego co wiem, ostatnio dobrze dogadujesz się ze ślizgonami. Może warto powiększyć to grono?
- O ile nic nie stanie na przeszkodzie, bardzo chętnie - odpowiedziała i także się uśmiechnęła. Kątem oka widziała, jak Malfoy nagle zawiesza na niej wzrok, ale mogło jej się wydawać, bo gdy spojrzała w jego stronę, znów rozmawiał z przyjaciółmi.
- Cieszę się! - Zaklaskał siwobrody. - Skoro tak, to proszę żebyście załatwili to wszystko już jutro, teraz dajmy się im nacieszyć.
- Oczywiście - przytaknęła Hermiona.
- Chciałabym cię poprosić o coś jeszcze - wtrąciła nagle McGonagall. No jasne, to przecież koncert życzeń.
- Tak?
- Za dwa tygodnie będzie wyjście do Hogsmeade - zaczęła profesorka - Wyjątkowo chciałabym zabrać tam uczniów pierwszego i drugiego roku, ponieważ Pod Trzema Miotłami odbędzie się przyjęcie. Jak wiesz, nadciągają ciężkie czasy i chciałabym, aby młodsi uczniowie mieli okazję zobaczyć miasteczko i trochę się pobawić w swoim towarzystwie, bo... nie wiadomo, czy wszyscy z nich będą jeszcze kiedyś mieli taką szansę - dodała smutno kobieta. Hermiona doskonale ją rozumiała.
- Nie poradzę sobie sama z wszystkimi uczniami, pani profesor - zauważyła gryfonka.
- Och, nie musisz oczywiście! Pan Potter zajmie się którąś z klas Gryffindoru, druga przypadnie tobie. Pozostali prefekci będą pilnować swoich domów.
- Słucham? - wtrącił nagle Draco, który najwidoczniej wyłapał słowo "prefekci". - Kogo niby mam pilnować?
- Jednej z młodszych klas Slytherinu, panie Malfoy - odparła McGonagall, widocznie oburzona jego nagłym wtrąceniem i tonem, którym się odezwał.
- A kto powiedział, że się na to zgodzę? - zapytał, zakładając ręce na pierś. No tak, znowu zaczyna, pomyślała Hermiona i zgromiła go wzrokiem.
     Siedź cicho ty wypłowiała fretko.
- Ty Draco, gdy zgodziłeś się przyjąć odznakę prefekta - powiedział Dumbledore. Nawet Blaise i Terence ucichli, widocznie wyczuwając jakąś wartą uwagi sprawę.
- Nawet nie próbuj kombinować Malfoy - powiedziała groźnie Minerwa, a tiara na jej głowie prawie spadła, gdy kobieta gwałtownie ruszyła w stronę chłopców. - Będziesz się opiekować tymi pierwszakami czy ci się to podoba czy nie i możesz sobie iść do profesora Snape'a, swojego ojca czy nawet samego Merlina, ale obiecuję ci, że się z tego nie wywiniesz. - dodała i wróciła na swoje miejsce.
- Myślę, że nie musiałaś tak ostro Minerwo - powiedział Dumbledore, zerkając na wzburzonego Dracona zza okularów połówek. - Draco doskonale rozumie po angielsku.
- Nie wątpię - burknęła profesorka.
- No kochani - Albus nagle wstał i zaczął gasić świece na swoim biurku - Chyba nic tu po nas, skoro wyjaśniliśmy sobie wszystkie sprawy. Mam nadzieję, że powiadomicie pozostałych prefektów o wyprawie do miasteczka jak najszybciej, by mogli rozdzielić między siebie wszystkie klasy. Dobranoc.
     Zrozumieli, że rozmowa jest skończona, więc wszyscy skierowali się do wyjścia. Draco znów wykazał się dziwnymi jak na niego przejawami uprzejmości i po raz kolejny przepuścił Hermionę w drzwiach. Czuła się niepewnie, mając za plecami trzech rozmawiających przyciszonymi głosami ślizgonów. O ile Malfoya i Zabiniego znała i w pewnym sensie wiedziała, czego ma się po nich spodziewać, Higgs wciąż był dla niej chodzącą zagadką.



      Kochani!
      Witam was po dwumiesięcznej przerwie! Wróciłam do was z nowymi pokładami weny i chęciami do pisania :D teraz już będę się pilnować i nie zniknę więcej na tak długo. Myślę, że kolejny rozdział pojawi się w niedzielę lub poniedziałek, ale nic nie obiecuję :** <3 Dedykuję każdemu, kto jeszcze jest tu ze mną oraz z moją ekipą z Hogwartu ;D
      Komentujcie! <3
PS wybaczcie wszystkie błędy, ale gdy sama sprawdzam tekst, nie zawsze wyłapuję potknięcia


wtorek, 2 lutego 2016

COME BACK




Choć blog nie był oficjalnie zawieszony, to teraz oficjalnie wraca!
Jest mi strasznie przykro, że tak długo nie pisałam :(
Ale jeśli jeszcze ktoś tu ze mną jest, wierzył, że wrócę, 
to nie zawiedzie się tym razem!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE SKOŃCZONY DO KOŃCA TYGODNIA!
 NA MILIARD PROCENT!

czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział Dziesiąty - Decyzje




     Harry i Hermiona zmęczeni wracali z uczty. Nie dość, że święta ze skłóconą rodziną Weasleyów nieźle dały im w kość, to wizja zbliżających się sprawdzianów, wypracowań i nadchodzącego meczu Quidditcha Gryffindor-Slytherin nie poprawiała im humoru. Hermiona nie widziała czy cieszy się z pogodzenia się z Ronem, czy może wręcz przeciwnie. Niby jej ulżyło, bo nikt przecież nie chce się niepotrzebnie kłócić (nikt oprócz Malfoya - pomyślała natychmiast), ale z drugiej strony, przez ostatnie kilka miesięcy nie brakowało jej Rona. Czy był, czy nie... w sumie było jej to obojętne. Nie wiedziała czy kiedykolwiek da radę ponownie mu zaufać. Owszem, wybaczyła chłopakowi, ale przecież zaufania się nie rozdaje, trzeba na nie zapracować. Swoją drogą, zauważyła, że poza drobnymi epizodami, ostatnio w jej życiu nie dzieje się nic złego. Nawet Voldemort się ostatnio uspokoił, nie dręcząc Harry'ego w snach. Bała się jednak, że jest to tylko cisza przed burzą.
     Pół nocy nie spała, próbując ogarnąć to wszystko co działo się ostatnio. Niespodziewanie nasunęło jej się pytanie, które wcześniej jej umknęło. Co mięli na celu Śmierciożercy, atakując Rona? Po co ten cały harmider?
- Nie mam pojęcia co ci powiedzieć - powiedział Harry, gdy na poniedziałkowym śniadaniu podzieliła się z nim wątpliwościami. Chłopak schował twarz w dłoniach i westchnął ciężko. Hermiona chciała, aby przyjaciel był dla niej wsparciem, on jednak zatonął we własnych myślach. Nie mogła usiedzieć w miejscu, więc szybko wstała od stołu. - Gdzie idziesz? - spytał chłopak, podnosząc na nią nierozumny wzrok.
- Muszę się przejść - odparła i zarzuciła na ramię ciężką, obładowaną książkami torbę.
- Pójdę z to...
- Sama - weszła mu w słowo i posłała przepraszające spojrzenie.
     Harry ponownie westchnął i wstał, jednocześnie opierając się obiema rękami o stół.
- Proszę cię Hermiona - spojrzał na nią błagalnie - nie izoluj się ode mnie.
Zatkało ją. Czy to faktycznie tak źle wyglądało w jego oczach?
- Oh Harry, nie izoluję się do ciebie. Po prostu chciałam pomyśleć. - wyjaśniła szybko.
- Więc może pomyślisz w mojej obecności? Obiecuję nie przeszkadzać. - powiedział, uśmiechając się cwanie.
     Już ona znała ten uśmiech. Uśmiech, który Remus Lupin mógłby śmiało porównać do tego codziennie goszczącego na twarzy Jamesa Pottera.
     Zaśmiała się i pokręciła głową, ale pozwoliła Harry'emu iść z nią. Obiecał, że nie będzie przeszkadzał i mimo, że bardzo się starał, po prostu mu to nie wychodziło. Szedł obok niej, ale trzymał się trochę z tyłu, przez co nie widziała wyrazu jego twarzy. Gdy odwracała głowę, szedł spokojnie i jedynym co go zdradzało były wesoło błyszczące, zielone oczy. Gdy jednak znów patrzyła przed siebie, słyszała stłumiony śmiech i nierówno stawiane kroki. Gdy tylko odwróciła się do przodu i usłyszała śmiech, natychmiast przeniosła wzrok z powrotem na chłopaka.
- Wiedziałam! - krzyknęła, jednocześnie celując w niego palcem - Jesteś okropny!
- Jestem słodki - poprawił ją natychmiast i nagle jakby spoważniał, choć na jego ustach nadal błąkał się niepoprawny uśmiech.
- Okropny - przystawała przy swoim.
     Zmarszczyła brwi gdy Harry zmrużył groźnie oczy, a później złapał ją za uda i przerzucił sobie przez ramię, po czym puścił się biegiem wzdłuż korytarza.
- Harry Potterze, puść mnie natychmiast! - krzyczała, ale nie potrafiła powstrzymać śmiechu. Ucieszyła się, że chłopak jednak z nią poszedł, bo niewątpliwie poprawił jej humor.
     Harry biegł dalej, bardzo z siebie zadowolony. Ani mu się śniło ją odstawić. Był w tak dobrym humorze, że nawet nie warknął na Zabiniego, który prawie w niego wpadł, wyskakując zza zakrętu. Dopiero gdy oboje już uspokoili oddechy po szaleńczym biegu, dostrzegli w jak podobnych sytuacjach się znaleźli. Niespodziewanie wybuchnęli śmiechem.
- Co tam się dzieje? - zapytała głośno, zaskoczona Hermiona, która przecież nic nie widziała przez plecy przyjaciela - Blaise, to ty?
- Hermiona? - zapytała niespodziewanie kolejna osoba, która jednak niewątpliwie nie była Zabinim.
- Daphne? Co ty tu robisz? - zdziwiła się szatynka. Co tu się do cholery dzieje?
     Słysząc pytanie Granger, chłopcy wybuchnęli jeszcze głośniejszym śmiechem.
- Blaise! Masz mi to wszystko natychmiast wytłumaczyć! - krzyknęła wściekła Daphne. Nienawidziła nie wiedzieć co się dzieje. Zaczęła okładać chłopaka po plecach, a on nadal krztusząc się ze śmiechu delikatnie odstawił ją na ziemię. Harry również postanowił odpuścić Hermionie i powoli postawił ją na jej własnych nogach.
- Kiedyś zrobię ci krzywdę - obiecała groźnie, ale Wybraniec posłał jej tylko powątpiewający uśmiech i wymienił z Zabinim rozśmieszone spojrzenia.
- Jesteście popieprzeni - zaśmiała się Daph, mocno akcentując ostatnie słowo. Mimo to pozwoliła Blaise'owi objąć się od tyłu ramionami, a sama wtuliła się w jego klatkę piersiową. Hermiona już dawno wiedziała, że między nimi iskrzy, więc bardzo cieszyła się, że są ze sobą coraz bliżej.
- Zgadzam się - zawtórowała jej Granger.
- Spokojnie, księżniczki, trochę śmiechu jeszcze nikomu nie zaszkodziło - parsknął ślizgon.
      Hermiona groźnie zmrużyła oczy.
- Sam jesteś księżniczką Zabini - syknęła, groźnie machając palcem - oboje jesteście. I przez was spóźnię się na lekcje!
     Wyrwała Harry'emu swoją torbę i szybko pobiegła w stronę Sali Transmutacji. Jeśli McGonagall ją zabije, już ona da popamiętać tej bandzie idiotów.




     Lekcje minęły szybko, zarówno tego dnia, jak i podczas kilku następnych. Był piątkowy wieczór, a Hermiona i Draco spędzali go na ostatnim już, wspólnym szlabanie. Oboje cieszyli się, że to już koniec. Nie wiedzieli jak udało im się nie pozabijać przez ostatnie dwa miesiące. Snape nie wyglądał na zadowolonego, że to już koniec ich sprzątania. Zapowiedział, że jeśli dziś nie skończą, przedłuży im karę, jednak oni na te słowa tylko spojrzeli na siebie powątpiewająco i uśmiechnęli się chytrze. Malfoy nadal nosił na szlabany różdżkę Zabiniego, a Harry od niedawna pożyczał Hermionie swoją. Gdy weszli do składzika z eliksirami, Granger miała ochotę ucałować Dracona za pomysł z zapasowymi różdżkami, bo na miejscu zastali taki syf, jakiego nie było tam nawet na początku.
- A to przebiegły gad - mruknął z cieniem uznania Malfoy, a gryfonka lekko uśmiechnęła się na te słowa. W myślach, ona sama często określała chłopaka dokładnie takim samym słownictwem. Nie to, żeby często o nim myślała, ani nic z tych rzeczy oczywiście, ale gdy już jej się to zdarzyło, słowo "gad" było używane najczęściej.
- Jak bujać, to my, nie nas - zaśmiała się Hermiona i lekceważąco machnęła różdżką.
     Malfoy ledwo zdążył się uchylić, gdy kilka fiolek z eliksirem niespodziewanie przeleciało w miejscu, gdzie jeszcze ułamek sekundy temu miał twarz.
- Zabiję cię Granger - oświadczył takim tonem, jakby mówił, że skończyło się mleko.
- Dawaj - odparła tym samym tonem, a jej brwi powędrowały w górę. Przybrała pozę jakby była karateką i właśnie szykowała się do pojedynku.
- Skończ się już poniżać - prychnął, uśmiechając się szyderczo, ale uśmiech ten zniknął z jego twarzy zaraz po tym, gdy dziewczyna kopnęła go wierzchem stopy w udo.
- Nadal taki jesteś mądry? - poruszyła brwiami kilka razy w górę i w dół, ale Malfoy tylko zmrużył oczy i zdecydowanym ruchem podciął jej nogi. Natychmiast straciła równowagę i była pewna, że zaraz zaliczy widowiskowe spotkanie z podłogą, ale nic takiego się nie stało. Nie, nie złapał jej. Wykonał tylko jeden ruch ręką, rzucając niewerbalne zaklęcie, dzięki któremu odbiło ją od ziemi i podrzuciło do góry. Gdy niezdarnie wylądowała na zgiętych nogach i rzuciła mu wściekłe spojrzenie, on jedynie uśmiechnął się szelmowsko, nadal przybierając pozę lekceważącego wszystko dupka.
- Przynajmniej nie jestem niezdarą. - odpowiedział na zadane przez nią wcześniej pytanie.
     Wiedziała, że to tylko gra i powinna się z niej śmiać, tak samo jak robił to Malfoy, ale już przestało jej być do śmiechu. Naprawdę bała się, że przywali głową o podłogę. Gdy podciął jej nogi, tak bardzo przypominał jej tego starego, wrednego Malfoya, którym był jeszcze w tamtym roku. Ale czy teraz było inaczej? A może po prostu to ona chciała go inaczej odbierać? Nie, przecież kilka razy jej pomógł.. Ale przecież...? Nie, dosyć!
     Nie miała ochoty przebywać z nim dłużej w tym samym pomieszczeniu. Pomimo zaskoczenia, które na sekundę odmalowało się na jego twarzy, zdecydowanie nacisnęła na klamkę i wyszła na korytarz. Zdziwiła się gdy usłyszała za sobą kroki. Jej oddech natychmiastowo przyspieszył, bo na korytarzu było całkowicie ciemno, a za nią ktoś szedł. Szybko jednak przypomniała sobie, że osoba, która za nią idzie to Malfoy. Nie chciała się odwracać, więc jedynie przyspieszyła kroku i starała się myśleć o czymś innym, niż o ciemnych, strasznych korytarzach. Wiedziała, że bać się Hogwartu to z jednej strony głupota, bo przecież mieszka tu już piąty rok. Z drugiej strony, gdy przypomniała sobie, jakie kreatury chodziły i nadal chodzić mogą, po tym zamku, zimny dreszcz przeszedł jej po plecach. Odpłynęła myślami tak daleko, że zupełnie zapomniała gdzie jest i co się dzieje. Nagłe szarpnięcie ramienia, brutalnie przyciągnęło ją do rzeczywistości. Natychmiast pisnęła i odskoczyła kilka kroków do tyłu, zupełnie zapominając o różdżce schowanej w tylnej kieszeni jej ciemnych jeansów.
- Nie piszcz! - warknął Malfoy i ponownie do niej podszedł.
     Hermiona odetchnęła ciężko i przyłożyła dłoń do szybko wybijającego rytm, serca.
- Przestraszyłeś mnie! - odwarknęła.
- Przecież szedłem za tobą cały czas - Hermiona zdziwiła się słowem "szedłem", bo doskonale pamiętała, że ciągle musiała poprawiać Rona, gdy mówił "szłem". Tym razem jednak nie pozwoliła swoim myślom odpłynąć za daleko. - Czemu odstawiasz takie szopki? Dlaczego wyszłaś?
- Bo jesteś wkurzającym, lekceważącym, wrednym, patologicznym, wścibskim, wkurzającym, podłym, agresywnym, niebezpiecznym, niespełna rozumu ślizgonem!
- Przestań parodiować AK-47 i uspokój się wreszcie! Co tym razem zrobiłem nie tak?
- Co cię to w ogóle obchodzi, Malfoy? - syknęła, nadal wściekła, a być może jeszcze bardziej rozjuszona jego słowami.
- Skoro pytam to widocznie mnie obchodzi! - warknął, też powoli tracąc zimną krew.
     Hermiona zaśmiała mu się w twarz.
- Przestań Malfoy, takie szlamy jak ja nic cię nie obchodzą i oboje dobrze o tym wiemy! - krzyknęła, a jej słowa rozniosły się echem po ciemnym korytarzu.
     Niespodziewanie chłopak pchnął ją na ścianę, pod którą stała i kładąc dłonie po obu stronach jej głowy, przyparł ją własnym ciałem, tak, by tym razem nie miała jak uciec. Hermiona wstrzymała oddech, zdziwiona jego zachowaniem i czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Wlepiła wzrok w jego usta, bo bała się spojrzeć w jego piękne, stalowo-błękitne oczy. Bała się, że kolejny raz w nich utonie.
- Nie używaj słowa "szlama". - powiedział cicho, ale dobitnie.
     Zapominając o swoim poprzednim postanowieniu, spojrzała w jego oczy i natychmiast tego pożałowała.
- To twoje ulubione słowo. - prychnęła. Lewa brew chłopaka natychmiast powędrowała do góry.
- Cieszę się, że wiesz to lepiej ode mnie. - mruknął sarkastycznie.
     Dlaczego nie przeszkadzało jej, że stał tak blisko?
- Nic takiego nie powiedziałam... - burknęła.
- Nie Granger, teraz serio. Co ty w ogóle o mnie wiesz? - zapytał, lekko uderzając dłońmi w miejsca o które je opierał.
- Wiem, że jesteś.. - zaczęła mówić, ale szybko zatkał jej usta dłonią.
- Nie - powiedział stanowczo - Co wiesz o mnie ty, a nie trzy-czwarte Gryffindoru z Potterem na czele.
     Hermiona zmarszczyła brwi, bo ta rozmowa bardzo przypominała jej tą, którą kiedyś przed szlabanem przeprowadziła z Blaisem Zabinim.
- W takim razie - powiedziała, solidnie ważąc słowa - wiem, że ciągle udajesz kogoś kim nie jesteś. Wiem, że chcesz się zmienić, że lubisz się kpiąco uśmiechać, że jesteś dobrym przyjacielem, ale na siłę chcesz być "tym złym, mrocznym typem" i wiem, że masz serce, bo już kilka razy mi pomogłeś. Wiem o tobie naprawdę o wiele więcej niż ci się wydaje, Malfoy.
     Widziała po jego minie, że go zaskoczyła. Czy naprawdę myślał, że ona tego wszystkiego nie zauważyła? Przecież nie jest ślepa ani głupia.
     On natomiast zaskoczył ją tym, że się odsunął. Odsunął i westchnął ciężko.
- I co, jesteś zadowolona?
     Hermiona coraz mniej rozumiała z tej sytuacji.
- Niby z czego? - zapytała cicho, marszcząc brwi.
     Malfoy uśmiechnął cię kpiąco i wcisnął ręce w kieszenie spodni. Widziała, że nie wie co ma z nimi zrobić.
- Teraz znasz prawdę, więc możesz mnie zniszczyć do tego stopnia, że nie będę mógł nawet wyjść z własnego dormitorium.
- Nie chcę cię niszczyć. - zapewniła od razu.
- Oczywiście, że chcesz - parsknął. - Nie myśl sobie, że jesteś mi cokolwiek winna. To ja jestem winny tobie, za poprzednie cztery lata.
- Nie mam do ciebie żalu, Malfoy. - powiedziała, a on znowu prychnął. Miała ochotę mu przyłożyć. - Nie zamierzam cię niszczyć, zrozum to.
- Wybacz Granger, ale nie wiem czy mogę ci wierzyć. - westchnął.
- Przypominam ci, że z naszej dwójki to nie ja jestem tą, która lubi uprzykrzać innym życie. - odparła natychmiast.
- Ha! A więc masz do mnie żal! - zauważył.
     Hermiona oparła się o ścianę i odchyliła głowę do tyłu. Już naprawdę nie wiedziała jak ma do niego dotrzeć. Z resztą, dlaczego ona w ogóle z nim rozmawia? Powinna być już dawno w łóżku. Chciała iść do Wieży Gryffindoru, ale gdy przeniosła wzrok z sufitu, zauważyła Malfoya, który znów przypierał ją do ściany. Tym razem stał stanowczo zbyt blisko.
- Nie znudziło ci się to jeszcze? - westchnęła zrezygnowana i ponownie oparła się plecami o ścianę. Draco nie przyciskał jej do ściany, a jedynie zagradzał jej drogę, więc mogła w każdej chwili po prostu go odepchnąć i nawet chciała to zrobić, ale coś kazało jej zostać. Co to było, zrozumiała dopiero dużo później. Ponownie spojrzała w jego oczy, które teraz koloru burzowych chmur, mówiły jej, że ma ochotę się kłócić.
- Nie - zaśmiał się. - Dopiero się rozkręcam.
     Zaskakujące było, jak szybko zmieniały mu się nastroje.
- Odsuń się. - powiedziała, nie dając się nabrać na te jego gierki.
- Rozpraszam cię? - zapytał, sugestywnie poruszając brwiami.
- Męczysz mnie - powiedziała chłodno i złożyła ręce na piersi, jednocześnie zwiększając dystans między nimi.
- W takim razie pomęczę cię jeszcze trochę, bo po różdżki do Snape'a mamy iść dopiero za dwadzieścia minut.
     No tak. Szlaban, Snape, ich różdżki. Zupełnie zapomniała.
- Odsuń się natychmiast - powtórzyła, zupełnie ignorując jego ostatnie zdanie.
- Powiedz mi Granger, dlaczego my się tak nienawidzimy? - zapytał, nagle zmieniając temat.
- Nie nienawidzę cię. - zdziwiła się.
     Lewa brew chłopaka podskoczyła w górę.
- Co to, wieczór kłamstw?
- Nie, Malfoy. - burknęła - To ty mnie nienawidzisz.
     O dziwo odsunął się od niej i usiadł obok, opierając się o ścianę. Już jej nie zatrzymywał, więc mogła sobie pójść, ale postanowiła usiąść obok niego.
- Dlaczego tak myślisz? Mówiłaś, że nie masz do mnie żalu - zauważył, patrząc na przeciwległą ścianę.
- To skomplikowane...
     Zaśmiał się.
- Wcale nie. Albo mnie nienawidzisz albo nie, tu nie ma nic pomiędzy.
- Jest. To nie wygląda tak, że albo kogoś kochasz albo nienawidzisz. Świat nie jest czarno biały.
     To wszystko było dziwne. Dochodziła dwunasta w nocy, a ona siedziała w całkowicie ciemnym korytarzu, w towarzystwie Dracona Malfoya i czuła się z tym dobrze.
- Kto powiedział cokolwiek o miłości? - zaśmiał się.
- Skoro już popadamy ze skrajności w skrajność, to przecież miłość jest przeciwieństwem nienawiści. - zauważyła.
- Kto ci nawciskał takich głupot, Granger?
     No tak, mieli normalnie porozmawiać, a on znowu się z niej nabijał.
- To nie głupoty, tylko prawda - oburzyła się.
- W takim razie kochasz mnie? - przeniósł na nią swoje bystre spojrzenie.
- Co ci przyszło do głowy? Oczywiście, że nie! - zdziwiła się i uderzyła go pięścią w ramię. Zrobił zbolałą minę i udał, że cios go zabolał.
- No widzisz. Miłość to nie przeciwieństwo nienawiści, bo skoro mnie nie nienawidzisz, musiałabyś mnie kochać. - zauważył.
- To ty mówiłeś, że albo cię nienawidzę albo nie.
- Bo przecież tak jest. Jeśli w ogóle się zastanawiasz czy mnie nienawidzisz, to znaczy, że tego nie robisz, bo gdyby to była prawdziwa nienawiść, nie miałabyś wątpliwości. Tak samo jest z miłością, ale to nie oznacza, że to przeciwieństwa. Wręcz przeciwnie, te dwa uczucia są jak dobra i zła bliźniaczka.
- Miłość jest dobra?
- Nie, miłość to suka. Najpierw obiecuje ci nie wiadomo co, kusi jak zakazany owoc, a później wbija ci nóż w plecy. Z nienawiścią jest odwrotnie, ona nie łudzi, ona przyzwyczaja do prawdy, nawet tej najgorszej.
- To bardzo mądre. - przyznała.
- Widzisz? Więc dlaczego uważasz, że cię nienawidzę?
- Całkiem odeszliśmy od tematu. - zauważyła.
- To do niego wróćmy.
- Czy dla ciebie wszystko jest takie proste? Albo kogoś lubisz, albo nie, nie zastanawiasz się nad tym, zawsze po prostu działasz?
- Tak. Po co mam utrudniać? Jeśli w ogóle się zastanawiam, czy aby na pewno kogoś lubię, to znaczy, że go nie lubię. Jeśli nie mam na coś ochoty, to nie zmuszam się do tego. Jak przestaję kogoś tolerować, to nie zadaję się z nim na siłę, bo widocznie ta osoba nie powinna być w moim życiu. - wytłumaczył, a ona zrozumiała coś bardzo ważnego.
- Możesz mi w czymś pomóc? - spytała, nie wiedząc dlaczego w ogóle to robi. Wydawać by się mogło, że Malfoy nie jest odpowiednią osobą do tego typu rozmów, ale skoro zabrnęli już tak daleko, to dlaczego nie mieli by robić tego dalej?
- Prosisz mnie o pomoc? - znowu się zaśmiał, jednak nie był to śmiech kpiący ani złośliwy. Był po prostu zwyczajny.
- Też mnie to dziwi. - zawtórowała mu śmiechem. - Chodzi o to, że ostatnio pogodziłam się z Ronem...
- Weasleyem?!
- A znasz innego Rona? Byłam u niego na święta i...
- Zgłupiałaś? Ten koleś chciał cię zabić!
     Dlaczego tak bardzo go to zdenerwowało?
- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć!
- No to radź sobie sama!
- Dobra!
- Dobra!
     Oboje zerwali się i szybko ruszyli w stronę gabinetu Snape'a. Żałowała, że postanowiła w ogóle z nim zostać, a co dopiero mu się zwierzać. To zwykły ignorant!
     Snape posłał im kpiące spojrzenie, ale oddał różdżki i o nic nie pytał. Hermiona dziękowała Bogu, że ten dzień szlabanu był ostatnim. Jak na razie nie miała najmniejszej ochoty patrzeć na Malfoya.




      Już było okej, już normalnie rozmawiali i musiał, oczywiście jak zwykle, musiał to widowiskowo spierdolić! Dlaczego nie umiał się opanować i wysiedzieć kilka godzin bez kłótni? Miał ochotę się napić. Dużą ochotę.
     Nie był alkoholikiem, no bo jak miał być w tym wieku. Nie oznaczało to jednak, że był abstynentem. Pod łóżkiem trzymał kilka butelek, właśnie na takie i inne okazje. Granger go wkurzyła, ale z drugiej strony, nie musiał z nią spędzać więcej już ani jednego wieczoru. To był powód, żeby świętować!
     Włączył głośną muzykę, usiadł na podłodze, tak, że plecami opierał się o łóżko i napił się. Nie wiedział kiedy przeholował, ale do cholery, był piątek! Nie wiedział też, ile wypił, ale Blaise miał z niego niezły ubaw, gdy znalazł go, leżącego pod łóżkiem.
- No ładnie - wybuchnął śmiechem Zabini - Theodore! - krzyknął gdzieś w przestrzeń, a Draco szybko zasłonił uszy - Theo, chodź to zobacz!
- Pali się czy co? - spytał Nott, szybko wchodząc do sypialni. Zwykle to on był tym opanowanym, ale widząc rozwalonego na podłodze, zalanego Dracona, nie mógł się nie zaśmiać.
- Malfoy, ty gnido! - Blaise pochylił się nad blondynem i dość niedelikatnie zaczął klepać go po twarzy. - Piłeś bez nas?
- Śmieszy cię to?! - burknął Draco. Ściągnął ze swojego łóżka kołdrę i zakrył nią głowę.
- A żebyś wiedział, że śmieszy! - rechotał Blaise. Nie często miał okazję oglądać przyjaciela w takim stanie. Owszem, kilka dni temu, w Sylwestra, nieźle zabalowali, ale wtedy żaden z nich nie wyłożył się na podłodze.
- Zostawimy go tak, czy...? - zapytał Theo, gdy Blaise już trochę się uspokoił.
- Nie, chyba nie... chociaż w sumie.. zaczekaj - Po tych słowach znów przykucnął przy Malfoyu i potrząsnął jego ramieniem - Draco? - Gdy blondyn odburknął coś, co brzmiało jak "czego?", zapytał: - Czy jakbym darł się na ciebie po pijaku, to byś mi pomógł?
     Jeszcze zanim spytał, doskonale wiedział jaka będzie odpowiedź.
- Pocałuj mnie w tyłek Zabini! - warknął Malfoy, znów przykrywając się kołdrą.
- Zapamiętam.
     Blaise i Theodore wymienili rozbawione spojrzenia, po czym łapiąc wyrywającego się chłopaka za ręce i nogi, bez ostrzeżenia wrzucili go na łóżko. Gdy zadowoleni ruszyli do wyjścia, w całym dormitorium rozniósł się dźwięk tłuczonego szkła. Mieli duże szczęście, że pijany Malfoy nie widział gdzie rzuca butelką.
- Dobranoc kochanie - zaszczebiotał Blaise, gasząc światło i przymykając drzwi - Jutro będzie ci wstyd.
     Gdy tylko zeszli po schodach do Salonu, doskoczyła do nich Pansy.
- Co tam się stało? Słyszałam krzyki Draco. - zdziwiła się brunetka.
- To nic takiego - uspokoił ją Theodore - Malfoy urządził sobie powtórkę z Sylwestra.
     Pansy zaśmiała się pod nosem, a później, już spokojna, wskoczyła na kanapę. Pokój Wspólny Slytherinu był prawie zupełnie pusty. Oprócz wyżej wymienionej trójki, w fotelu przy kominku dwóch trzecioroczniaków grało w Eksplodującego Durnia, ale, jako, że nie było Malfoya, mogli sobie grać, bo nikt inny nie miał zamiaru ich przeganiać.
- Gdzie Daph? - zapytał od razu Zabini. Parkinson udała zmartwioną. Podparła się na łokciach i spuszczając wzrok na ręce, zaczęła wykręcać palce. - Pansy, gdzie jest Daphne?
- Nie wiem jak ci to powiedzieć, Blaise... - zaczęła niepewnie, jednocześnie doskonale się przy tym bawiąc.
- Po angielsku powinienem zrozumieć - burknął zniecierpliwiony. Chciał natychmiast wiedzieć gdzie była jego Da... gdzie była Daphne, po prostu Daphne...
- Umówiła się... - powiedziała cicho dziewczyna.
- Z kim? - ryknął Zabini, tak głośno, że trzecioroczniacy natychmiast złożyli planszę do gry i szybko wbiegli po schodach do dormitorium. Ku zaskoczeniu bruneta, Pansy wybuchnęła śmiechem.
- Kiedyś cię to zgubi - zaśmiała się, nie wiedząc jak wiele prawdy jest w tych słowach.
- Mów mi natychmiast z kim ona się umówiła, bo jak nie...
- Spokojnie Blaise, z nikim się nie umówiłam - nagle do rozmowy włączył się kolejny żeński głos.
     Zabini przeniósł zdziwiony wzrok z Pansy na Daphne i natychmiast doskoczył do tej drugiej.
- Na pewno? - zapytał podejrzliwie.
- Tak, po prostu brałam prysznic - zaśmiała się, widząc jego niepewną minę. Chłopak spojrzał na, istotnie, jeszcze wilgotne włosy dziewczyny i trochę ochłonął. Objął blondynkę ramieniem, a ona, choć już do tego przyzwyczajona, delikatnie się zarumieniła. - Pójdziesz ze mną na chwilę do pokoju? - spytała Blaise'a - Zapomniałam czegoś.
- Jasne - uśmiechnął się. Bardzo mu się ten pomysł spodobał.
      Pansy i Theodore uśmiechnęli się. Oni tak samo, albo może i bardziej od Hermiony, chcieli, żeby ta dwójka była razem.
- Nie wrócą tu - powiedział Theo.
- Nie - zawtórowała mu Pansy.




- Czego zapomniałaś? - spytał zadziornie Zabini, gdy blondynka delikatnie wepchnęła go do pokoju i zamknęła za nimi drzwi. Doskonale wiedział, że to była tylko wymówka, żeby zmyć się z Salonu.
- Bardzo śmieszne - groźnie zmrużyła oczy, ale błąkający się po jej ustach uśmiech zepsuł cały efekt.
- Mnie śmieszy - odparł i położył ręce na jej talii, jednocześnie się do niej zbliżając.
     Czuła się z nim cudownie. Uwielbiała gdy ją przytulał, to jaki był wobec niej czuły i kochany. Gdy tylko się zbliżał, gdy czuła zapach jego perfum, zapominała o całym świecie. Mimo to, czegoś jej brakowało. Nic sobie nie obiecywali, ba, oni się nawet nigdy nie całowali! Bała się, że pewnego dnia po prostu mu się znudzi i nie będzie mogła nic z tym zrobić, bo przecież nikt nie powiedział, że w ogóle razem będą. Czasami była na siebie okropnie zła, że pozwoliła mu się do siebie zbliżyć, ale gdy tylko go widziała, wiedziała, że nawet gdyby mogła cofnąć czas, drugi raz wpuściłaby go do swojego serca. Może to zabrzmi śmiesznie, ale bolało ją, że Blaise był jej przyjacielem. Wolałaby, aby był kimś więcej.
     Chyba wyrwało jej się westchnienie, bo brunet przeniósł na nią zaniepokojone spojrzenie.
- Co się stało? Uraziłem cię? - zapytał natychmiast. Oh, był taki cudowny!
- Nie, nie... ja po prostu... - znów westchnęła.
     Delikatnie wyswobodziła się z uścisku jego rąk i usiadła na brzegu swojego łóżka. Przejechała rękami po twarzy i zostawiła je wplecione w jeszcze wilgotne, blond włosy. Spuściła wzrok na podłogę i przymknęła oczy. Była mu bardzo wdzięczna, że do niej nie podszedł. Jego bliskość działała na nią rozpraszająco.
     Nadal stał w miejscu, w którym go zostawiła, z tą tylko różnicą, że teraz odwrócił się w stronę jej łóżka.
 Dzielnie czekał, aż zbierze myśli, nie przeszkadzając jej w tym.
- Nie chcę, żeby to tak wyglądało, Blaise. - powiedziała po chwili, żałując, że wypowiedziane przez nią słowa brzmią tak dwuznacznie, ale nie wiedziała jak inaczej miałaby to powiedzieć. Już zbyt długo milczała.
- Zrobiłem coś źle? - spytał niepewnie.
- Nie, oczywiście, że nie - zaprzeczyła i spojrzała w jego smutne, brązowe oczy. - Właśnie o to chodzi, że nie.
     Diabeł widocznie odetchnął, ale nadal nie wiedział co ma odpowiedzieć.
- Nie rozumiem. - przyznał, marszcząc brwi.
- Ja też - westchnęła - Chodzi mi o to... że ja już tak dłużej nie potrafię.
- Czyli jednak zrobiłem coś nie tak.
     Zabolało ją, gdy usłyszała zawód w jego głosie. Dlaczego bała się powiedzieć prosto z mostu, to co miała do powiedzenia?! Ah, no tak... Bała się, że po tym co powie, on wyjdzie, ale nie z pretensjami do siebie, tylko do niej. Była cholerną egoistką!
     Odetchnęła i z powrotem do niego podeszła. Raz się żyje, nie?
     Nie patrzył na nią, więc złapała jego twarz w dłonie i zmusiła, by spojrzał jej w oczy.
- Przysięgam, że nie zrobiłeś niczego źle. Chodzi mi o to, że ja nie mogę żyć tak pomiędzy... Boję się, że cię stracę, a tego bym nie przeżyła... - Ponownie odetchnęła i kontynuowała - Zbyt mocno mi na tobie zależy, Blaise.
     Widziała zdziwienie w jego brązowych oczach, które jednak szybko ustąpiło miejsca niedowierzaniu.
- Mówisz poważnie? - zapytał dziwnie cichym i zachrypniętym głosem.
- Całkowicie - przytaknęła. Jeśli jeszcze nie wyszedł, to chyba była na dobrej drodze, prawda?
     Znów poczuła jego silne dłonie na swojej talii, ale tym razem nie zaprzestał tylko na tym. Nawet nie miała czasu, żeby zdziwić się tym co się dzieje, bo gdy poczuła jego usta na swoich, odpłynęła do miejsca, z którego nie miała zamiaru zbyt szybko wracać. Poczuła jak stado motyli tańczy w jej brzuchu, a kolana miękną. Nigdy nie wierzyła w te wszystkie bzdury, ale teraz, gdy naprawdę je poczuła, uwierzyła!
     Zabrała dłonie z policzków Blaise'a i wplotła je w jego włosy. Przekręciła głowę, jednocześnie pogłębiając pocałunek. Poczuła, jak nie przestając jej całować, szeroko się uśmiechnął. O ile z początku całował ją delikatnie i czule, jakby nie chcąc jej spłoszyć, teraz mocno naparł na jej usta. Sprawiał wrażenie stęsknionego.. Może on też nie mógł się tego doczekać?
     Nie miała czasu na myślenie, bo chwilę później została delikatnie popchnięta na ścianę. Tym razem to ona się uśmiechnęła. Czy to wszystko nie było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe? Jeśli to sen, to nie chciała się budzić.
     Nagle ktoś zaczął dobijać się do drzwi, jednocześnie przywracając dwójkę ślizgonów do rzeczywistości. Oboje oderwali się od siebie, jednak nadal stali w tej samej pozycji. Blaise oparł czoło o jej czoło i ponownie przymknął oczy. Tak samo jak blondynka, nadal próbował uspokoić oddech.
- Nie otwieraj - szepnął prosto w jej usta, ale wbrew temu co powiedział, delikatnie się od niej odsunął. Szybko przygładziła ubranie i włosy, po czym podeszła do drzwi. Zabini natomiast, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście, wskoczył na łóżko Daphne i splatając ręce pod głową, wlepił wzrok w sufit.
- Nareszcie! - usłyszał skrzek Astorii Greengrass, starszej siostry Daphne. Odruchowo zacisnął powieki i westchnął. Jak on nienawidził tej pokraki! - Ile można stać pod drzwiami?!
- Ciesz się, że w ogóle cię wpuściłam - odpyskowała natychmiast blondynka, zamykając za siostrą drzwi.
- Oooo, Blaisik! - pisnęła gdy tylko go zauważyła - Jak mniemam, czekałeś na mnie?
     Nienawidził to mało powiedziane. Jeśli było coś ponad nienawiść, to właśnie to czuł do Astorii. Ta wiecznie napalona, plastikowa lala, pałała miłością do wszystkiego co było płci męskiej i oddychało. Naprawdę. Do wszystkiego.
- Nie, ja i Daphne byliśmy trochę zajęci - mruknął szorstko. Usłyszał jak młodsza Greengrass wzdycha ciężko, a po chwili miejsce obok niego lekko zaskrzypiało. Powoli podniósł wzrok, ale dzięki Bogu, siedziała tam Daphne, nie Astoria.
- To już nie jesteście - odparła brunetka i przysiadła się po drugiej stronie łóżka - Ale jeśli chcesz, to ty zaraz znów możesz być - dodała, w jej mniemaniu, ponętnie.
- Wolałbym spaść z Wieży Astronomicznej - powiedział z odrazą i zeskoczył z posłania. - Wychodzę.
- Ale.. - wtrąciła Daphne, która nie miała najmniejszej ochoty aby wychodził.
- Przyjdę po ciebie jutro rano i gdzieś cię zabiorę - obiecał, obdarzając ją najpiękniejszym uśmiechem jaki posiadał. Cmoknął ją w policzek i szybko opuścił pomieszczenie. Był taki szczęśliwy! Wreszcie między nimi zaczęło się coś dziać!
 - Brawo zdziro - syknęła w stronę siostry i biorąc w rękę piżamę, skierowała się do łazienki. Tak naprawdę, nawet Astoria nie mogła jej teraz zepsuć humoru. Chciała tylko jak najszybciej zasnąć, by już było rano i by znów mogła zobaczyć się z Blaisem. Miała nadzieję, że to wszystko nie jest jedynie przepięknym snem.





__________
    No i jest nowy rozdział! Mam nadzieję, że wam się podoba, bo mnie (oprócz kilku momentów) podoba się bardzo :D
    Strasznie się cieszę, bo nareszcie będę mogła połączyć Daphne i Blaise'a :D Jeśli ktoś nie lubi takich, odbiegających od Dramione części, to przepraszam, ale bez tej pary moje opowiadanie byłoby tak okropnie niepełne ;)
      Chciałabym także zauważyć, że blog ma już prawie pół roku i całe dziesięć rozdziałów! Choć czasami nie mam weny, to jednak jestem z wami już tyle czasu! Ciągle mam ochotę pisać! Bardzo mnie to cieszy, bo chciałabym doprowadzić tę historię do końca :D <3

  Nie mam pojęcia kiedy będzie kolejny rozdział, ale podejrzewam, że też mniej-więcej w ciągu dwóch tygodni :*
Za wszystkie błędy przepraszam ;)
Komentujcie kochani! <3

PS Ten rozdział ma calutkie 10 stron! To najdłuższy, jaki do tej pory napisałam! :D :D :D

niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział Dziewiąty - Nowy, stary przyjaciel



     Zimny wiatr delikatnie mierzwił jasne włosy Draco Malfoya. Szaro-niebieskie oczy chłopaka wpatrywały się w ciemne, rozgwieżdżone niebo, ale on sam myślami był gdzie indziej. Siedział na Wieży Astronomicznej już trzecią godzinę, dochodziła więc pierwsza w nocy. Gdyby ktoś go teraz nakrył, ostatni tydzień szlabanu z Granger nie byłby wcale ostatnim. Draco jednak nie przejmował się, bo wiele już razy przychodził tutaj w nocy, gdy miał do przemyślenia jakieś ważne kwestie. Szczyt najwyższej wieży Hogwartu był jego azylem...
     ...Dlatego bardzo zdenerwował się gdy usłyszał ciche, prawie bezszelestne kroki na schodach za jego plecami. Dobrze wiedział, że siedział w takim miejscu, że od wejścia nie był widoczny, dlatego nie zrobił nic, aby ukryć swoją obecność. Jakie było jego zdziwienie, gdy obok niego pojawił się obiekt jego rozmyślań. Posłał dziewczynie tak samo nierozumne spojrzenie, jakie ona posłała jemu, gdy siadała obok niego.
     Obserwował jak cieplej otula się za dużym co najmniej o dwa rozmiary swetrem i zgarnia włosy na prawe ramię. Niespodziewanie spojrzała w jego szare oczy, a stal jego tęczówek na chwilę zlała się z jej czekoladowymi.
- Tak myślałam, że tu będziesz - mruknęła i spojrzała w niebo.
     Draco nagle poczuł, jak wokół nich roztacza się jakaś dziwna aura tajemniczości, ale nie zrobił nic by temu zapobiec. Fajnie było kłócić się z Granger, ale po raz pierwszy przeszło mu przez myśl, że może i rozmowa z nią nie będzie zła.
- Dlaczego? - zapytał, przypominając sobie co powiedziała.
     Kąciki jej ust drgnęły lekko, co nie uszło uwadze chłopaka.
- Wiesz, że masz paskudny charakter...
- Dziękuję - wtrącił od razu, na co posłała mu karcące spojrzenie.
- Jesteś niemiły, bezczelny i uważasz, że nie liczysz się z innymi - dodała, niezrażona wyrazem twarzy blondyna.
- Dlaczego powiedziałaś "uważasz"? - zapytał, uprzednio chwilę się zastanawiając.
- Dlatego, że tylko tobie się tak wydaje. Ostatnio miałam wątpliwą przyjemność spędzania z tobą czasu i widzę, że nie jesteś tak obojętny jakbyś chciał. Twoja maska zaczyna pękać.
     Draco chciał się wkurzyć i wyjść stamtąd, trzaskając drzwiami, ale... nie był zły. Granger nie powiedziała mu tego, żeby go zdenerwować, tylko dlatego, że to najzwyczajniej w świecie była prawda.
- Jestem aż taki przewidywalny? - jęknął. Gryfonka parsknęła cichym śmiechem.
- No właśnie o dziwo nie jesteś. Owszem, dla większości ludzi masz już jak na tacy naszykowane wyrazy twarzy, docinki i sposób bycia, ale wydaje mi się, że jeśli przebywasz dłużej w czyimś towarzystwie, to te gierki cię męczą i odpuszczasz je sobie.
     Draco zaśmiał się szyderczo.
- Myślisz, że pozjadałaś wszystkie rozumy, Granger, ale wcale tak nie jest. Widzisz tylko to co chcesz widzieć.
     Czy jego maski nie były tak perfekcyjne, jak mu się do tej pory wydawało?
- Znowu to robisz.. - westchnęła - Czy to są jakieś twoje natychmiastowe mechanizmy obronne?
     Chłopak chciał odpowiedzieć jej kolejną drwiną, ale zamiast tego nierozumnie patrzył jak podnosi się z ziemi i okrywa ramiona ciepłym swetrem. Gdy ich spojrzenia się spotkały, zmarszczył brwi.
- Idę już do siebie. Dam ci czas, żebyś mógł pomyśleć, bo wiem, że po to tu przyszedłeś. - wyjaśniła - Dobranoc ... i Wesołych Świąt...
     Gdy cichym krokiem zbiegła po schodach, na Wieży Astronomicznej zaczął prószyć śnieg. Draco Malfoy jeszcze długo tej nocy siedział i rozmyślał, bo wbrew temu co sobie wmawiał, słowa gryfonki zrobiły na nim duże wrażenie.




     Piątek minął bez większych rewelacji. Wieczorem odbyło się ostatnie przed wyjazdem spotkanie Gwardii Dumbledore'a. Nim ktokolwiek się obejrzał była sobota, a wszyscy już stali na Londyńskim peronie i witali się z rodzinami. Hermiona kilka dni wcześniej wysłała do swoich rodziców wiadomość, że święta spędzi u Weasleyów. Jean i Christian Granger, nie wiedząc o sprawie z Ronem i ich córką w rolach głównych, zgodzili się bez większych zastrzeżeń.
     Tak więc o godzinie dwudziestej, gdy pociąg dotarł na miejsce, Harry, Hermiona, Ginny, Fred i George radośnie witali się z państwem Weasley. Molly posłała starszej z gryfonek nieśmiałe spojrzenie i gdy przytulały się na powitanie, zaczęła szeptać przeprosiny. Po chwili wszyscy wyżej wspomnieni siedzieli już w nowym aucie pana Weasleya, Fordzie Anglia 1994, które kupił okazyjnie rok po zniszczeniu jego poprzedniego samochodu. Ford był mały i co najwyżej pięcioosobowy, a pani Weasley wyraziła głośny sprzeciw na propozycję Freda, który wymyślił, żeby zamknąć Ginny w bagażniku. Tak więc bliźniacy stwierdzili, że wszystko im jedno, po czym George wskoczył na kolana rozbawionego Freda, a Ginny uradowana świetnym pomysłem chłopaków, wpakowała się na kolana Harry'ego.
      Harry i Hermiona wywrócili oczami prawie w tym samym momencie, co chyba nie umknęło Arturowi, obserwującemu całą piątkę we wstecznym lusterku. Na szczęście w świecie czarodziejów nie było tak rygorystycznych zasad odnośnie samochodów, bo pan Weasley był jednym z nielicznych, które takowe posiadali, więc jazda siedmiu osób w jednym, pięcioosobowym aucie nikogo nie zainteresowała. Po włączeniu dopalacza niewidzialności, niewygoda była ich jedynym zmartwieniem.
     Po niecałej godzinie jazdy - jeśli tak można nazwać lot magicznym autem - pan Weasley zatrzymał się nieopodal Nory. Gdy wszyscy już wytoczyli się z pojazdu, Ford odjechał i zaparkował na gołym płacie ziemi kilka metrów dalej, który najwyraźniej był także parkingiem.
     Fred  i George zabrali Harry'ego do ich pokoju, gdzie podczas przerwy miał spać na specjalnie wstawionym tam materacu. Hermiona chcąc nie chcąc ruszyła za rozchichotaną Ginny. Nie zaszła jednak daleko, bo gdy podniosła wzrok znad targanego po schodach bagażu, napotkała na sobie spojrzenie tak znanych jej, niebieskich tęczówek. Przez chwilę oboje stali, jedynie patrząc się na siebie. Żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć.
- Hermiono... ja przepraszam - Ron postanowił przerwać coraz bardziej niezręczną ciszę. Głos mu się załamał, ale dziewczyna widziała w jego oczach, jak wiele znaczą dla niego te słowa oraz jej reakcja. I chociaż pewnie wyda wam się to denne, beznadziejne i bez sensu, Hermiona podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. Mile zaskoczony chłopak przycisnął ją do siebie i wtulił twarz w jej puszyste włosy. - Boże, Hermiona... bałem się, że nie będziesz chciała mnie więcej widzieć...
- Nie chciałam - przyznała po chwili - ale McGonagall powiedziała mi o ... wszystkim.
     Jeszcze przez chwilę stali w uścisku, a po chwili usłyszeli jak ktoś zbiega po schodach. Hermiona odsunęła się od Rona i znacząco uśmiechnęła się do Harry'ego. Chłopcy przez chwilę patrzyli się na siebie i po chwili już klepali się po plecach.
- Stary... przepraszam..  - zaczął Ron, ale Harry podobnie jak Hermiona nie dał mu się tłumaczyć.
Z dołu rozległy się krzyki pani Weasley, wołającej wszystkich na kolację.
     Choć mieli sobie tak wiele do powiedzenia, wiedzieli, że muszą z rozmową zaczekać. Brzuchy Harry'ego i Hermiony dały o sobie znać prawie w tym samym czasie, więc całą trójką szybko udali się na dół, gdzie cała rodzina Weasleyów właśnie zasiadła do kolacji. Molly i Artur siedzieli naprzeciw siebie, u szczytów stołu, Bliźniacy zajęli miejsca obok ojca, tym samym zostawiając jedno miejsce dla Ginny, oraz trzy po drugiej stronie. Gdy Harry, Ron i Hermiona pojawili się w jadalni, Ginny natychmiast wystartowała, żeby zająć miejsce obok Wybrańca, jednak George widząc jej zamiary, złapał ją pod pachy i niezbyt łagodnie usadził z powrotem na wybranym dla niej miejscu, po czym posłał reszcie rozbawione spojrzenie. Molly udała, że nie widziała całego miejsca i gdy już wszyscy usiedli, zabrała głos:
- Harry, Hermiono, chcę, żebyście wiedzieli, że pomimo tego całego... incydentu - Po tych słowach policzki Rona nabrały koloru dojrzałej wiśni - bardzo się cieszymy, że jednak przyjęliście zaproszenie na Święta.
- To nam jest miło, pani Weasley, że państwo o nas pomyśleli - odparł grzecznie Harry, posyłając kobiecie ciepły uśmiech, który najwyraźniej trochę ją ośmielił, bo już moment później zaczęła wypytywać ich o szkołę i sprawy z nią związane.
     Wszyscy zręcznie omijali temat Rona, za co był im po części wdzięczny, a po części było mu głupio, gdy widział ile problemu wszystkim narobił.
- Po Świętach chcę wrócić do Hogwartu - wypalił nagle, przerywając wypowiedź Ginny w pół słowa. Zrobiło się cicho, a jedynym dźwiękiem, który przerwał tę ciszę, był widelec Artura, głucho odbijający się od talerza. Ani Potter ani Granger nie wiedzieli co było takiego dziwnego, w tym co powiedział rudzielec.
- Ron... rozmawialiśmy już na ten temat - powiedziała cicho Molly, nie spuszczając wzroku ze swojego talerza.
- Nie mamo - odparł Ron, odzyskując coś ze swojego dawnego zamiłowania do kłótni - ty i tata o tym rozmawialiście. Mnie tylko poinformowaliście, że we wrześniu będę powtarzał rok z rocznikiem Ginny.
- Jak to "powtarzał rok"? - wtrąciła się natychmiast przejęta Hermiona - Ron nie może powtarzać roku! Poza tym, przecież ma się już dobrze, więc dlac..
- Dlatego, Hermiono - przerwał jej chłodno pan Weasley, a dziewczyna poczuła rosnącą niechęć do jego osoby - że Ron nadal od czasu do czasu miewa napady złości i mógłby komuś, lub co gorsza znowu tobie zrobić krzywdę.
     Ronald schował twarz w dłonie, a z policzków Hermiony odpłynęły wszelkie kolory. Harry poczuł się bardzo niezręcznie i zauważył, że grobowa atmosfera przy stole zagęszcza się. Zastanawiał się, o co do cholery chodzi Weasleyom. Granger w przeciwieństwie do bruneta, nie miała ochoty czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Odsunęła od siebie talerz i wstała od stołu.
- Dziękuję za pyszną kolację, pani Weasley - mruknęła, posyłając matce Rona lekki uśmiech.
     Harry widząc jej ledwo nadgryzioną kanapkę, miał ochotę posadzić ją z powrotem, tym samym sposobem, którym George kilkanaście minut temu sprowadził siostrę do porządku. Wiedział jednak, że gdyby to zrobił, solidnie upokorzyłby wygórowane ego przyjaciółki.
     Hermiona szybkim krokiem ruszyła po schodach. Gdy dotarła na któreś z kolei półpiętro, złapała swoje bagaże i klatkę z szamotającym się Krzywołapem, które wcześniej tam zostawiła i skierowała się do pokoju Ginny. Gdy otworzyła drzwi i zajrzała do środka, nieumyślnie upuściła transporter wściekłego kota, który teraz na dodatek zaczął prychać. Zdenerwowany zwierzał wystawił łapy za kratki i zaczął szarpać dywan, przez co lekko poruszył się w głąb pokoju. Szatynka nie wiedziała, czy zająć się rozjuszonym kotem czy dalej starać się przezwyciężyć odruch wymiotny, którego nabawiła się patrząc na kolaż nad łóżkiem Ginny.
     Na ścianie obok łóżka dziewczyny, była wielka, rozpaćkana kupa - bo tylko tak można to nazwać - zdjęć jej przyjaciela, Harry'ego, w różnych sytuacjach. Na pierwszym zdjęciu, na które zwróciła uwagę, był Wybraniec i ona sama, siedzący na fotelach w pokoju wspólnym. Na jej głowie nie było jednak jej twarzy, ale doklejona tam pucołowata buzia Ginny. Reszty zdjęć nawet nie oglądała. Odwróciła głowę w stronę jej części pokoju i z ulgą spostrzegła, że miejsca wokoło jej łóżka, najmłodsza Weasley nie oszpeciła.
     Udobruchanie Krzywołapa, nawet za pomocą jego ulubionych chrupek, nie było wcale łatwe, więc gdy kolacja dobiegła końca i psychofanka młodego Pottera wpadła do swojego pokoju, Hermiona nadal siedziała z nierozpakowanymi walizkami i pomrukującym od czasu do czasu kotem.
- Oh, tu jesteś! Jak ci się podoba mój pokój? - zapytała rozradowana Wiewiórka.
- Jest... - przełknęła ciężko ślinę - słodziutki. - odpowiedziała z trudem Hermiona.
- Wiedziałam, że ci się spodoba! Jak myślisz, pokazać to Harry'emu?
     Hermiona posłała jej tak znaczące spojrzenie, że nawet idiota by zrozumiał.Widocznie Ginny Weasley była na jeszcze niższym poziomie intelektualnym.
- Harry już miewa koszmary. Myślę, że kolejne nie są mu potrzebne. - oznajmiła.
Ginny zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała. Granger wzięła piżamę, odłożyła ciężkiego kota na łóżko i ruszyła w stronę łazienki.
     Czekała ją dzisiaj jeszcze bardzo ciężka rozmowa, która być może otworzy przed jej przyjaźnią nowe drzwi, ale teraz starała się o tym nie myśleć. Pozwoliła gorącym kroplom malować wzorki na jej zmęczonym ciele, a myślami odpłynęła daleko, aż do pewnego blondyna i ich ostatniej rozmowy.





     Była już trzecia w nocy, ale Draco nie mógł spać. Kolejny już raz interpretował słowa Granger i kolejny raz ganił się za to, że pozwolił jej się przejrzeć. Może i miał luźniejszy okres i nie musiał ciągle nakładać wyćwiczonej maski, ale to nie było usprawiedliwienie. Dlaczego nie umiał po prostu jej nie zdejmować? Dlaczego przy Granger zaczął zachowywać się swobodniej? Przecież powinni się nienawidzić! On był czystokrwisty a ona ... ona nie była. Ale czy to był powód do wzajemnej nienawiści?
      Odpowiedź natychmiast zaświtała w jego głowie.
      Nie.
      To nie był powód i Draco nie zamierzał budować nienawiści na tak niesolidnym fundamencie. Chwila, przecież on wcale nie zamierzał jej budować! Co też mu przyszło do głowy? Sam przed sobą musiał się przyznać, że zaczynał lubić Granger. Chyba to go najbardziej irytowało. On NIE CHCIAŁ jej lubić. Dlaczego nie na wszystko mamy wpływ? Gdybyśmy mogli wybierać, nawet w tak błahych rzeczach, świat byłyby przyjemniejszym miejscem, stwierdził Malfoy.
      Ale czy on miał prawo się nad tym zastanawiać? Draco Malfoy, przyjemniaczek jakich mało.
Chłopak parsknął śmiechem. Tego jeszcze nie grali.
      Gdy myślał o Granger, mimowolnie pomyślał też o Potterze. Od czasu ich wspólnego pojedynku z Łasicem, nie pokłócili się ani razu. Czy to zły znak? Gdzie on zatracił swoją niechęć do gryfonów? Nie chciał, z całego serca nie chciał ich polubić. Może i nie zgadzał się ze wszystkimi poglądami i zasadami ojca, ale uważał gryfonów za głupków, popisujących się swoją pseudo odwagą gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Oh, jak bardzo jego ulubieńcy, ślizgoni, różnili się od tych szumowin z Gryffindoru! Ślizgoni działali powoli, zgodnie z opracowanym wcześniej sprytnym planem. Gryfoni rzucali się w ogień walki, nie dbając o siebie. Głupki! Przecież można wygrać i przeżyć! Czy tak trudno to zrozumieć?
      Gdy na zegarku na jego stoliku nocnym wybiła godzina czwarta trzydzieści, zrozumiał, że jego myśli zabrnęły za daleko. Zdenerwowany, przekręcił się na brzuch, bowiem była to jego ulubiona pozycja do spania, zarył głowę jedną z poduszek i zacisnął powieki. Koniec tego głupiego myślenia! Nie zamierza tracić cennych godzin spania na tych gryfońskich debili z Granger na czele! .... Swoją drogą, ciekawe czy Granger już spała, czy może tak jak on, rozmyślała... NIE!
      Czując, że robi się czerwony ze wściekłości, wstał gwałtownie i zamaszystym ruchem otworzył na oścież okno, wpuszczając tym samym zimny powiew wiatru do sypialni, oraz, jak mu się wydawało, do jego skołatanych myśli. Zadowolony, rzucił się niedbale na łóżko i niemal natychmiast zasnął w poprzek, w dość dziwnej pozycji. Tej nocy jego głowy nie zawracała już Hermiona Granger, a chłopak spał snem kamiennym aż do samego południa.



      Przerwa świąteczna minęła zaskakująco szybko, ale Hermiona cieszyła się z powrotu do Hogwartu. Niechętnie przyznała się przed samą sobą, że o wiele bardziej woli te dwie plotuśnice, Lavender i Parvati, od rozchichotanej Ginny. One przynajmniej nie zwracały na nią zbytniej uwagi, Wiewiórka natomiast, próbowała wyciągnąć z niej jak najwięcej informacji dotyczących Wybrańca.
      Razem z Harrym i Ronem stała właśnie na peronie, gdy jej wzrok nieświadomie powędrował do wchodzącej właśnie na peron grupki osób. Zabini uśmiechnął się do niej wesoło i puścił jej oczko, na co zaśmiała się pod nosem. Pansy i Daphne pomachały do niej radośnie, co również odwzajemniła. Nott tylko skinął głową, ale Hermiona mogłaby przysiąc, że jeden z kącików jego ust drgnął nieznacznie. Malfoy zmierzył ją nieprzeniknionym wzrokiem, ale dziewczyna natychmiast odwróciła się do niego tyłem. Całe święta skutecznie odsyłała myśli o nim - jak to mówią mugole - w pizdu, a on teraz nagle zjawia się i jeszcze na nią patrzy!
- Co to miała być za szopka? - spytał chłodno Ron, przewiercając ją wzrokiem. Hermiona nie dała się jednak nabrać na jego obojętną minę. Zbyt dobrze go znała, by nie wiedzieć, że nie należy do osób, które umiały się opanować. Wyczuła, że chłopak nie chce wszczynać kłótni niedługo po tym jak się pogodzili, ale urażona duma kazała mu zapytać.
- Nie mogę się przywitać ze znajomymi? - zapytała na pozór zdziwiona.
Ron odwrócił wzrok i widocznie się zmieszał.
- Nie no, niby możesz...
- Niby? - Wiedziała, że nie pomaga przyjacielowi, ale nie umiała się powstrzymać. Nie chciała mu nic ułatwiać.
- Ale nie rozumiem dlaczego tymi znajomymi muszą być akurat ślizgoni! - powiedział odrobinę za głośno, na co kilka najbliższych osób odwróciło głowy w ich stronę. Ku niezadowoleniu dziewczyny, tymi osobami byli również Draco, Theodore i Blaise, którzy właśnie wnosili bagaże przyjaciółek do pociągu.
- Nie rób scen Ronaldzie! - syknęła ostrzegawczo Hermiona.
Rudzielec zmierzył ją zdenerwowanym wzrokiem i ze złością wypuścił z ust powietrze.
- Cześć stary! - zwrócił się do Harry'ego, na chwilę zamknął go w niedźwiedzim uścisku i szybko ruszył w stronę państwa Weasley
     I Harry i Hermiona wiedzieli, że odszedł, aby nie wszczynać większej awantury. Oboje też poczuli ulgę, że chłopak nie wraca z nimi do Hogwartu. Nie mieli ochoty na tłumaczenia i kłótnie. Na szczęście Molly i Artur przynajmniej częściowo przystali na swoim i uzgodnili z synem, że pozwolą mu wrócić do szkoły dopiero w połowie lutego.
      Wybraniec chwycił torby przyjaciółki i wniósł je do pierwszego lepszego przedziału, a zrezygnowana Hermiona ruszyła za nim. Już bała się tego, co czeka ją po powrocie do szkoły.




   Wiem, że długo nie pisałam, ale nowy rozdział wreszcie jest!
Dedykuję każdemu kto dzielnie na niego czekał :)
Nie wiem kiedy dodam następny, więc nie zamierzam nic mówić, bo znowu ktoś się do tego doczepi.
Pseudo hejterzy, kij wam w oko! :))))))
     Clarence

czwartek, 22 października 2015

Rozdział Ósmy - Intrygi króla Malfoya



     Draco Malfoy przybrał na twarz swój firmowy uśmiech i uprzednio wkładając ręce do kieszeni, wolnym krokiem ruszył ciemnym korytarzem lochów. W jego głowie jaśniała tylko jednak myśl; przyprzeć Granger do muru (dosłownie lub nie, a to zależy od przebiegu wydarzeń) i wyciągnąć z niej interesujące go informacje. Draco nie miał wiele czasu, bo już w sobotę tego tygodnia wszyscy uczniowie mieli wyruszyć w świąteczną podróż do domu, Piątkowy wieczór spędzony w ciemnym gabinecie Severusa Snape'a był ostatnim o czym chłopak marzył.
     Wszystko to skracało czas jego "negocjacji" do zaledwie czterech wieczorów, więc musiał się pospieszyć.
A Draco Malfoy nie lubił się spieszyć. Zdecydowanie wolał działać powoli i przebiegłe, jak wąż, którym w pewnym sensie był.
     Nie miał jednak czasu na zastanawianie się nad sensem tego wszystkiego, bo szybciej niż się spodziewał dotarł pod gabinet najulubieńszego spośród kadry nauczycielskiej. Gdy wszedł do środka, zastał tam siedzącą na krześle szatynkę i Nietoperza opierającego się o biurko. Szybko zajął miejsce obok gryfonki i przeniósł swój wzrok na nauczyciela.
- Jeśli pan Malfoy łaskawie postanowił zaszczycić nas swoją obecnością - wysyczał Snape, nawiązując do poprzedniej nieobecności chłopaka - zapraszam państwa do składziku na eliksiry, gdzie zajmiecie się ich porządkowaniem.
- Ale to nam zajmie ze dwa tygodnie! - Zauważył natychmiast Draco.
Snape uśmiechnął się paskudnie.
- Czyli dokładnie tyle, ile szlabanu wam jeszcze pozostało. Zapraszam.
Powiewając swoją czarną szatą wyszedł z gabinetu. Draco po raz kolejny przepchnął się w drzwiach, nie zawracając sobie głowy przepuszczeniem Hermiony przodem. Dziewczyna prychnęła gniewnie i szybko wyprzedziła ślizgona. Mimochodem zauważyła, że przy Malfoyu staje się agresywniejsza i postępuje impulsywnie. To nie pasowało do Hermiony Granger. Co więcej, było jej zupełnym przeciwieństwem.
     Nagle Snape szarpnął za klamkę i gwałtownie otworzył jakieś drzwi, nieomal uderzając nimi  dziewczynę. Rzucił jej tylko obojętne spojrzenie i niewzruszony wepchnął dwójkę uczniów do pomieszczenia, które okazało się składzikiem na eliksiry. Zabrał im jeszcze tylko różdżki i tyle go widzieli,
- Wohoo... - gwizdnął Draco - zachowuje się jakby dostał okresu.
    Hermiona udała się na drugi koniec pomieszczenia, a kąciki jej ust drgnęły lekko. Zaczęła wyjmować składniki i fiolki z szuflad, aby położyć je na malutkim stoliku na długich nogach, który prawdopodobnie robił także za taboret. Niespodziewanie obok niej pojawił się Draco, który jednak nie miał zamiaru zbytnio jej pomóc.
- Granger? - zapytał stając stanowczo za blisko niej.
     Gdy poczuła jego oddech na swoim karku wzdrygnęła się i wolno odwróciła.
- Co chcesz? - burknęła, niezadowolona, że nie dość, że nie pomaga jej w pracy to jeszcze przeszkadza.
- Powiesz mi coś?
     Hermiona zmarszczyła brwi. Nie chciała nic mówić temu ślizgońskiemu dupkowi.
- Nie. - odparła i podeszła do otwartej szuflady.
     Malfoy zacisnął usta w cienką linię, ale nie widziała tego, bo stała do niego tyłem. Wiedział, że nie będzie łatwo, ale bez przesady!
- A gdybym coś ci obiecał, za wyjaśnienie mi jednej sprawy? - Spróbował podejść ją z innej strony.
     Granger westchnęła ciężko i niechętnie odwróciła się w jego stronę. Posłała mu zdegustowane spojrzenie i udała, że rozważa jego lipną propozycję.
- Nie chcę twoich pieniędzy.  - oświadczyła, mylnie interpretując jego zamiary.
- Uwierz, że wcale nie chcę ci ich dać. Nie chodziło mi o rzeczy materialne. - Draco powoli tracił kontrolę. Czy do jasnej cholery ona musiała być taka... taka.. no.. taka gryfońska?!
- A o co?
- Przysługa? Nie wiem co, zdecydujesz jak już mi powiesz.
     Hermiona natychmiast się spięła.
- O nie, Malfoy! Nie będę się tak z tobą bawić! Ja ci powiem co chcesz wiedzieć, a ty wystawisz mnie do wiatru! - Zauważyła.
     Draco miał ochotę załamać ręce.
- Dam ci słowo. - obiecał, ale dziewczyna pozostała nieugięta.
- Wiesz, gdzie ja mam twoje słowo? - burknęła. Malfoy posłał jej mordercze spojrzenie.
- Moje słowo jest warte więcej niż cała ta klitka, którą nazywasz domem. Nie chcesz nic w zamian, okej, ale wiedz Granger, że jak będę chciał wiedzieć to i tak się dowiem. Tylko, że jak zrobię to po swojemu, to już żadnych korzyści nie będziesz z tego miała. - zagroził.
- Myślisz, że się ciebie boję? - parsknęła Hermiona. Może faktycznie obleciał ją strach, bo nie od dzisiaj wiedziała, że Malfoy z pewnością nie jest zdrowy psychicznie, ale nie zamierzała mu tego pokazać. Ciężko przełknęła ślinę, gdy chłopak podszedł do niej tak blisko, że jej puszyste loki ocierały się o jego klatkę piersiową.
- Myślę, że powinnaś zacząć się bać. - powiedział, ale nie usłyszała w jego głosie żadnej groźby, a jedynie... rozbawienie? Ten parszywy gad najzwyczajniej w świecie się z niej nabijał!
- Ty świnio! - wybuchnęła  odpychając go od siebie - Bawi cię ta sytuacja?
- Bawi mnie twój strach, Granger. - przyznał, uśmiechając się ni to łobuzersko ni to wrednie.
    Dziewczyna poczuła jak nieświadomie zgrzyta zębami, a jej dłonie zaciskają się w pięści, Od kiedy tak reagowała na wyzwiska i zaczepki tego gada? Cóż, może od czasu, gdy okazało się, że kilka razy uratował jej życie? W tym roku otarła się o śmierć więcej razy niż podczas całej jej czteroletniej przygody u boku Harry'ego, a była dopiero połowa grudnia i nawet sam Voldemort nie zdążył sobie jeszcze o niej przypomnieć.
- Jesteś chory!
- To nie ja właśnie zbieram się, żeby ci przyłożyć. - zaśmiał się.
     Hermiona natychmiast złożyła ręce na piersi i starała się wyglądać jak najbardziej luzacko, na co Draco ponownie parsknął śmiechem.
- Okej Malfoy! - krzyknęła Hermiona, zastanawiając się co zrobić z rękami. Najchętniej zacisnęłaby je na tej jego bladej szyi. - Nie zamierzam wdawać się z tobą w żadne rozmowy, bo to ubliża mojej godności! - mówiąc to odwróciła się w stronę otwartej wcześniej szuflady i wyjęła z niej tyle składników ile zdołała zmieścić w rękach, a następnie przeniosła je na stoliko-taboret i odłożyła odrobinę za mocno, w rezultacie czego jedna fiolka spadła na podłogę i rozbiła się.
     Wściekła, mocno wypuściła powietrze z płuc i chwyciła leżącą w kącie pokoju szczotkę, szmatkę i zmiotkę. Jakież było jej zdziwienie, gdy spojrzała na miejsce w którym przed chwilą leżała potłuczona fiolka, a jej tam nie było. Mało tego, w tym jednym miejscu podłoga ślicznie błyszczała. Gdy przeniosła wzrok na prowizoryczny stolik, zauważyła, że wszystkie składniki są elegancko posegregowane. Zdziwiona odrzuciła rzeczy, które trzymała w kąt, z którego je wzięła i przeniosła wzrok na blondyna.
     Chłopak leniwie obracał różdżkę, co chwilę przekładając ją z ręki do ręki. Jego usta wyginały się w kpiącym uśmiechu, a on sam rzucał jej spod rozczochranej grzywki rozbawione spojrzenie.
- I czego rżysz? - burknęła niezadowolona, że ją przechytrzył.
- Nie ubliżaj swojej godności Granger. - zacytował, uśmiechając się szerzej.
     Na samym początku myślał, że te dwie godziny okażą się kompletną klapą. Teraz jednak jego humor poprawił się diametralnie. Zauważył, że denerwowanie tej małej gryfonki okropnie go rozśmieszało. Co z tego, że jak na razie nie dowiedział się tego co chciał wiedzieć? Przecież miał jeszcze aż trzy długie wieczory, aby wyciągnąć z dziewczyny to na czym mu zależało.
      Wcześniej narzekał, że ma tylko cztery dni. Gdy jednak znalazł ciekawsze zajęcie, jakim było wkurzanie szatynki, stwierdził, że czas, który mu został w zupełności wystarczy. Zrozumiał powiedzenie, że wszystko zależy od punktu widzenia.
- Skąd masz różdżkę? - Głos Granger wyrwał go z zamyślenia, które najwyraźniej trwało tylko kilka sekund.
- Miałaś ze mną nie rozmawiać. - zauważył.
     Ku jego zdziwieniu, dziewczyna machnęła tylko ręką.
- Byłam młoda i głupia. A teraz chcę wiedzieć.
     To otworzyło przed nim kolejne, bardzo ciekawe wizualnie drzwi.
- Tak się składa, że ja też chciałbym się czegoś dowiedzieć, więc może zamienimy się informacjami?
- Śnisz. - odburknęła Hermiona, która natychmiast przejrzała jego zamiary. Podeszła do szafki i zajęła się wyjmowaniem z niej rzeczy, które przenosiła na stoliczek i zostawiała je Malfoyowi - bo niezmiernie wkurzał ją fakt, że wszystko robi sama. Jeszcze bardziej denerwowało ją, że chłopak ma różdżkę, ale poza samym faktem, że to on jej używał, nie mogła narzekać, bo było to dla nich obojga ogromne ułatwienie.
     Aż do dwudziestej drugiej żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Hermiona była ździebko obrażona, bo podobnie jak blondyn, nienawidziła nie wiedzieć czegoś, co chciała wiedzieć. Draco zaś miał za dobry humor aby się obrażać. Po prostu nie zamierzał po raz kolejny przysłowiowo - lub co gorsza dosłownie - dostać po głowie.




     Następnego dnia na szlabanie nie było żadnych rewelacji. Tym razem jednak, to Draco nie odzywał się ze złości, a Hermiona niemalże pękała z dumy. Udało jej się bowiem wygrać bardzo, bardzo długą potyczkę słowną.
     Trzeciego dnia, w środę, Malfoy powoli dostawał szału. Zostały mu raptem cztery godziny szlabanu przed świętami, a on nadal nie dowiedział się interesujących go rzeczy. Chodził po dormitorium, kopał co popadnie i uderzał głową w różne przedmioty. Innymi słowy - świrował. Pomysł podsunął mu dopiero rozbawiony Blaise Zabini, gdy wychodząc na wieczorny spacer z Daphne Greengrass, zauważył w jakim jego kumpel jest stanie.
- Zbajeruj ją, Smoku. - zażartował Blaise, a Draco miał ochotę go wyściskać, jednak Diabeł widząc jego zamiary szybciutko się zmył.
     Dlaczego sam na to nie wpadł? Nie wiedział, tak samo jak nie wiedział również, dlaczego ta sprawa była dla niego taka ważna.
     Gdy dotarł do składziku eliksirów i zobaczył krzątającą się ze skupionym wyrazem twarzy Hermionę, po raz pierwszy zwątpił w swoje możliwości. Zbajerować Granger? Ale jak?! To jak próbować przeskoczyć Titanicem Górę Lodową, lub porwać się z motyką na słońce! Czyli, po prostu NIEWYKONALNE.
     Ale, ale, nie rozpędzajmy się. Przecież był Malfoyem. On nie miał w swoim złotym słowniku słów takich jak "niemożliwe", "niewykonalne" i "nie do zrobienia".
     Przez cały wieczór niby "przypadkiem" ocierał się o Granger, gdy obok niej przechodził. Nie zwracał uwagi na dziwne miny dziewczyny, która nijak nie mogła zrozumieć jego postępowania. Specjalnie nawet użył swoich ulubionych perfum, które zazwyczaj działały na dziewczyny niczym najdroższa amortencja, jednak nawet to nie poskutkowało.
     W środę również wrócił do dormiorium z niczym. Został mu już tylko czwartek. Jak w jeden wieczór zbajerować Granger, skoro nie wyszło mu to w tydzień? Nie brał nawet pod uwagę możliwości, że i w piątek będzie musiał pofatygować się na ten cholerny szlaban, jeśli jutro mu nie wyjdzie.
     I wtedy dostał olśnienia! Z zadowoleniem malującym się na twarzy, oddał się w objęcia Morfeusza, postanawiając wdrążyć swój piekielny plan w życie.





     Harry Potter siedział na parapecie w swoim dormitorium. Zamek już dawno pogrążył się we śnie, jednak brunet po raz pierwszy od dawna nie miał ochoty spać. Nie było to spowodowane wypoczęciem - bo tego Harry'emu już długo brakowało - a brakiem czasu by w ciągu dnia przemyśleć pewne istotne kwestie.
     Rozejrzał się po ciemnym pokoju, oświetlonym jedynie przez leniwe światło księżyca i po raz kolejny zatęsknił, patrząc na od dawna perfekcyjnie pościelone łóżko jego najlepszego przyjaciela, Rona Weasleya. Od ponad miesiąca jego przyjaciel nie uczęszczał na zajęcia, nie chodził po korytarzach i nie spał w swoim łóżku, w Wieży Gryffindoru. Od czterech miesięcy jego przyjaciel nie był jego przyjacielem, a jedynie przybrał jego skórę. Czasami Harry czuł się jak w jakiejś niskobudżetowej, hiszpańskiej, mugolskiej telenoweli. Brakowało tylko śpiewania co dziesięć minut...
     Ogarnij się Harry! - W jego głowie zabrzmiał głos, niepokojąco podobny do głosu Hermiony.
Postanowił się ogarnąć.
     Myśl o Hermionie, która tak nagle zawitała w jego głowie, zlała się z myślami o Ronie i w ten sposób młody Potter otrzymał kolejny dylemat. Czy chce jechać na święta do Nory? Hermiona przecież już powiedziała, że chce pojechać i wyjaśnić wszystko z Ronaldem, jeśli miałby akurat świąteczną przepustkę ze szpitala św. Munga. Wybraniec również pragnął wreszcie zakończyć to chore nieporozumienie. Chciał spojrzeć wreszcie w brązowe oczy Rona, nie czując żadnych wyrzutów, nie dopatrując się przekrętów. Ale czy jeszcze będzie potrafił?
     Nie miał zielonego pojęcia jak, ale wiedział, że będzie walczył o przyjaźń jego, Rona i Hermiony. Przecież budynków budowanych przez kilka lat nie zostawia się na pastwę losu, tylko dlatego, że zabudowało się jedną ze ścian, w miejscu w którym powinny być drzwi. Tak samo nie zostawia się budowanej przez lata więzi, tylko z powodu jednego nieporozumienia, jednego błędu.
     Zmęczony rozmyślaniem Harry postanowił położyć się do łóżka. Swoich kroków nie skierował jednak do łóżka będącego jego własnością, a do posłania, które od dawna stało nie ruszone, idealnie pościelone, niemogące doczekać się powrotu właściciela. Chłopak przykrył się zimną kołdrą, nadal pachnącą zapachem, który kojarzył mu się z miłością i domem.
     Tej nocy Harry Potter po raz pierwszy od dawna nie zbudził się nękany koszmarami i nocnymi marami. Śnił spokojnie, a sny miał piękne. W jednym z nich siedział w małym pokoiku ze skośnym dachem jakby będącym na poddaszu i grał w Szachy Czarodziejów z uśmiechającym się do niego promiennie, rudowłosym chłopakiem.




      Zdenerwowana Hermiona szybko kierowała się w stronę gabinetu Severusa Snape'a. Bała się, co   ten wariat Malfoy przygotował dla niej tym razem. Przecież on jest nieobliczalny!
      Granger nie miała zielonego pojęcia dlaczego ślizgon zachowywał się tak jak się zachowywał, ale miała tego już serdecznie dość. Poprzedniego wieczora wyperfumował się niczym Astoria Greengrass i cały czas na nią wpadał.
Wiele rzeczy można powiedzieć o Draco Malfoyu, ale na pewno nie to, że jest niezdarny. Ta kwestia coraz bardziej ją zastanawiała.
      Gdy dotarła do celu swojej podróży, Malfoy już tam na nią czekał. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie i otworzył przed nią drzwi, przepuszczając ją w przejściu. Teraz już na sto procent wiedziała, że chłopak planuje coś złego.
- Co ty knujesz? - zapytała, gdy tylko zamknął za nimi drzwi.
Jasne brwi chłopaka powędrowały do góry.
- Ja? Ależ nic. Po prostu wydoroślałem.
- Jasne, od wczoraj - prychnęła gryfonka. Wydoroślał? Draco Malfoy? W jeden dzień? Dobre sobie!
- Po prostu zauważyłem, że jesteś dziewczyną, a ja dziewczyny traktuję z szacunkiem. - powiedział całkowicie poważnie.
- Nie rozśmieszaj mnie Malfoy. Ty nie masz szacunku nawet do własnych pieniędzy, a co dopiero do mnie.
      Blondyn złożył ręce na piersi i podszedł do jej na niebezpiecznie małą odległość, a Hermionę po raz kolejny zaczęła dusić mocna woń jego perfum. Gdyby prowadziła listę najbardziej znienawidzonych zapachów, perfumy ślizgona umieściłaby na pierwszym miejscu.
- O tym co szanuję, a co nie, ty akurat gówno możesz wiedzieć, Granger. - warknął, a dziewczyna poczuła jak jeżą jej się włoski na karku.
- Widzisz? - zaśmiała się, udając, że jego bliskość nie wywarła na niej żadnego wrażenia - Gdzie teraz jest ten twój domniemany szacunek?
     Malfoy zmarszczył brwi i odwrócił się do niej plecami. Odszedł kilka kroków i nagle gwałtownie odwrócił się w jej stronę, celując w nią różdżką.
- Właśnie daję ci szansę, żebyś na niego zapracowała. - oświadczył, uśmiechając się perfidnie.         Wiedział, że Granger jest w kropce. Nie miała zapasowej różdżki, więc nie miała się czym bronić. Tak jak oczekiwał Draco, szatynka natychmiast sięgnęła po najbliżej leżące fiolki i zamachnęła się, żeby w razie potrzeby móc w niego rzucić.
     Wszystko szło po jego myśli.
- Zamierzasz zaatakować nieuzbrojoną? - zapytała, a on wyczuł w jego głosie nutę paniki. Dokładnie o to mu chodziło; rozkręć się Granger! - Gdzie twój honor? - warknęła.
- W tym samym miejscu gdzie szacunek. - odwarknął. - Przecież masz mnie za śmiecia, a śmieci nie mają takich rzeczy w asortymencie.
     Nagle Hermiona opuściła rękę w której trzymała fiolkę, co kompletnie zdezorientowało Dracona. A już wszystko szło tak ładnie!
- Nie mam cię za śmiecia... - powiedziała cicho, co jeszcze bardziej zbiło go z pantałyku.
- N-nie? - zająknął się i zaczął opuszczać rękę, szybko jednak zorientował się co robi i ponownie wymierzył różdżką w klatkę piersiową dziewczyny. - Kłamiesz! Boisz się walczyć! - Postanowił ją sprowokować.
- Ja niczego się nie boję! - krzyknęła i rzuciła w niego pierwszą fiolką. Draco - jak przystało na Szukającego - wykazał się refleksem i odskoczył w momencie gdy przedmiot był kilka centymetrów od jego twarzy.
- Ah tak? Udowodnij! - Brnął dalej.
- Jak ci tu zaraz udowodnię, to do egzaminów nie wyjdziesz ze Skrzydła Szpitalnego! - zagroziła i schowała się za jednym z regałów.
     Przez chwilę Draco zręcznie unikał lecących w jego stronę eliksirów i od czasu do czasu rzucał jakieś lekkie zaklęcia. Gdy kolejny raz chybił, osiągnął dokładnie to co chciał. Dziewczyna poczuła się pewnie i wyszła zza regału. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Draco rzucił w jej klatkę piersiową fiolką z przeźroczystym płynem. Gdy tylko opary zaczęły się ulatniać, chłopak związał gryfonkę niewidzialnymi linami i wyjął z kieszeni maseczkę, którą wcześniej podwędził pani Pomfrey.
- Teraz sobie porozmawiamy, Granger. - zaśmiał się, kucając w bezpiecznej odległości od wściekłej  dziewczyny i naciągając maskę na usta.
- Zaplanowałeś to wszystko! - wybuchnęła. Była okropnie zła na siebie, bo dała się nabrać i na tego parszywego gada, bo tak podstępnie ją wrobił!
     Draco zaśmiał się i posłał jej rozbawione spojrzenie.
- Powiedziałem ci, że jak będę chciał, to wyciągnę z ciebie to co mnie ciekawi.
- O nie! - krzyknęła natychmiast - Nic ci nie powiem!
     Kąciki ust chłopaka po raz kolejny powędrowały do góry, gdy zobaczył jak szatynka zaciska usta i kuli się związana niewidzialnymi sznurami. Wiedział, że nie ma wiele czasu, bo dawka Veritaserum, którą rzucił w dziewczynę była niewielka. Musiał się pospieszyć.
- Gdy ostatnio spotkaliśmy się na korytarzu - zaczął nie spiesząc się zbyt mocno. Nie mógł pokazać, że aż tak bardzo zależy mu na tej informacji. - Szłaś z Potterem, a ja z Pansy. Pamiętasz?
     Z rozbawieniem obserwował jak dziewczyna usilnie próbuje nie otworzyć ust, ale opary eliksiru okazały się silniejsze od jej zawzięcia.
- Tak.
     Wszystko szło coraz lepiej. Malfoy miał ochotę zaklaskać.
- I wtedy, spojrzałaś mi w oczy i zaczęłaś się dziwnie zachowywać. Czemu? - Wreszcie zadał pytanie, które męczyło go od tylu dni.
     To pytanie zdziwiło Hermionę. Tylko tyle chciał wiedzieć? A może, aż tyle?
- Zrozumiałam, że to ciebie widziałam, gdy Ron mnie dusił. Poznałam cię po oczach. - wyznała i natychmiast ponownie zacisnęła usta w cienką linię, a jej policzki pokryły się szkarłatem, nie tyle zawstydzenia, co złości.
     Malfoy musiał usiąść. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego co właśnie usłyszał. Granger musiała widzieć jego oczy gdy niósł ją do Skrzydła Szpitalnego i teraz już wiedziała, że to on wtedy odrzucił od niej Rudzielca.
     Zaklął szpetnie i szybko się podniósł. Na usta cisnęło mu się zaklęcie, które sprawiłoby, że dziewczyna zapomni o swoim odkryciu. Jeśli jednak widziała wtedy choćby kolor jego oczu, wiedział, że wykasowanie jej ostatnich myśli na ten temat nic nie da, bo gdy spojrzy w jego oczy, znów się zorientuje. Żałował, że nie potrafił usuwać z pamięci dawnych wydarzeń.
- Nie myśl sobie Granger, że zrobiłem to z dobroci serca. - warknął - Po prostu nie chciałem mieć cię na sumieniu.
- Tylko winny się tłumaczy - syknęła, nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo jej słowa go dotknęły.
-  W takim razie jestem winny. - warknął - Wybacz, że postanowiłem choć raz w życiu być lepszym człowiekiem i ocalić twoje nędzne życie.
     Jednym machnięciem różdżki uprzątnął bałagan, który zrobili podczas pojedynku, a następnym rozwiązał zaskoczoną dziewczynę. Nie oglądając się za siebie, wyszedł z pomieszczenia i szybkim krokiem ruszył na Wieżę Astronomiczną. Tylko tam mógł pomyśleć w spokoju, z dala od uporczywych pytań Zabiniego i Notta. Wiedział, że czeka go bezsenna noc.




     Zdziwiona dziewczyna podniosła się z podłogi i wolno wyszła ze składziku eliksirów. Swoje kroki skierowała do gabinetu Snape'a, któremu wcisnęła kit, że Malfoy źle się poczuł i od razu poszedł do swojego pokoju. Severus posłał jej powątpiewające spojrzenie, ale było już na tyle późno, że miał najzwyczajniej gdzieś, co robią uczniowie, jeśli tylko nie wchodzili mu w paradę. Zabrała różdżkę Dracona i chcąc nie chcąc udała się do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Z dwojga złego, wolała pójść tam dziś, gdy i tak była już wyprowadzona z równowagi, niż jutro od nowa psuć sobie humor.
     Stanęła pod obrazem strzegącym wejścia do kwater Salazara i po krótkim zastanowieniu wypowiedziała hasło.
- Czysta krew - mruknęła, krzywiąc się przy tym lekko. Ku jej zadowoleniu obraz odskoczył, ukazując jej wejście do środka.
     Ci ślizgoni to jednak są głupi - pomyślała - Żeby od trzech lat nie zmienić hasła?
     Nie miała jednak teraz czasu, żeby zastanawiać się nad inteligencją uczniów Domu Węża, bo powoli skierowała swoje kroki do środka. Nie słuchała podświadomości, mówiącej jej, że wchodzi prosto do przysłowiowej paszczy lwa.
     W salonie siedziało tylko kilka osób, w tym Blaise Zabini i Daphne Greengrass. Hermiona nieśmiało pomachała do blondynki, która, gdy tylko ją dostrzegła, zerwała się z kanapy, ciągnąc za sobą Zabiniego. Diabeł był wyraźnie zadowolony, gdy dziewczyna nie puściła jego ręki po dojściu do gryfonki.
- Hermiona! - Zdziwiła się Daphne - Co ty tutaj robisz?
- Przyszłam tylko oddać Malfoyowi jego różdżkę. - odparła i podała dziewczynie patyk. Daphne speszyła się, gdy chcąc wyciągnąć rękę, zobaczyła, że nadal tkwi ona w żelaznym uścisku Zabiniego.      Natychmiast oblała się rumieńcem i chciała zabrać dłoń, ale chłopak tylko ścisnął ją mocniej i objął zaskoczoną blondynkę ramieniem, przyciągając ją do siebie. Gdy ślizgonka nie odsunęła się, Diabeł uśmiechnął się zwycięsko i dopiero wtedy zabrał od Granger własność Dracona.
- A właśnie! Gdzie w ogóle jest Draco? - zapytała Daphne, chcąc odwrócić uwagę zebranych od ręki chłopaka, spoczywającej na jej ramieniu.
- Nie mam pojęcia. - przyznała szczerze Hermiona - Zdenerwował się i wyszedł ze szlabanu.
      Blaise zastanowił się chwilę i już wiedział gdzie jest jego przyjaciel.
- Wiem gdzie on jest. - powiedział, wpatrując się nieprzytomnie w różdżkę blondyna.
- Więc chodźmy do niego! - zaproponowała natychmiast Daphne.
      Zabini pokręcił przecząco głową i przeniósł spojrzenie na wpatrujące się w niego niebieskie tęczówki.
- Draco nie chce być znaleziony. Zawsze tam chodzi, kiedy chce pobyć sam i pomyśleć. Uszanujmy to. - oświadczył chłopak, tym samym kończąc temat.
- Dzięki Hermiono, za przyniesienie różdżki Malfoya, ale wiesz, zaraz będzie cisza nocna i... - zmieszała się Daphne.
- Rozumiem. Delikatnie mnie wypraszasz - Granger posłała ślizgonce smutny uśmiech, a blondynka odpowiedziała jej tym samym.
- Draco na pewno będzie ci wdzięczny, że o nim pomyślałaś - dodała niepewnie niebieskooka, gdy szatynka wyszła już na korytarz,
- Z pewnością - burknęła Hermiona i zasunęła za sobą portret. Skierowała się do Wieży Gryffindoru i już wiedziała, że dzisiejsza noc będzie ciekawa.





     Kochani!
     Liczyłam się z faktem, że po dwumiesięcznej nieobecności, raczej nie zostanę powitana przez tabuny wiernie czekających czytelników, jednak przykro zrobiło mi się na serduszku, gdy zobaczyłam ilość komentarzy. Jestem bardzo wdzięczna Karolinie Ladzie (nie wiem czy dobrze odmieniłam nazwisko), Oli Miśkowiec, girl in moon light oraz Ju Luś za skomentowanie poprzedniego rozdziału. Wiedzcie, że gdy tylko zobaczyłam nowy komentarz, na mojej twarzy błyszczał ogromny uśmiech. To wielki zaszczyt i radość dla blogera, gdy ktoś doceni jego pracę. Pamiętajcie proszę, że najlepsze są długie, obszerne, wyrażające jak najwięcej komentarze.
     Ten rozdział miał być pisany już w Norze, a znów wyszedł mi taki przejściowy... W każdym bądź razie, jestem z niego zadowolona, bo bardzo bawi mnie frustracja Dracona, na której opiera się ten rozdział. Mam nadzieję, że również wam się spodoba. Za wszystkie błędy bądź literówki przepraszam!

Nowy rozdział pojawi się w ciągu tygodnia.
Komentujcie kochani!