Menu
▼
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Rozdział Piąty - Nie każdy ślizgon to szowinistyczna świnia
Od zdarzenia w lochach, minęło kilka dni. Draco wciąż chodził naburmuszony i nie odzywał się prawie do nikogo. Nawet nie wiedział co go tak rozzłościło, ale wiedział, że z Malfoyowską dumą nie ma się co spierać, dlatego pozostawał obrażony. Nie wiedział też, czego oczekuje od ślizgonów. Może... przeprosin? Nie, nie, nie, przecież ślizgoni NIGDY nie przepraszają.
Pomimo, że ostatnio nastawienie Dracona odrobinę się zmieniło, chłopak nie stał się inną osobą. Nie wierzył w to, że świat i ludzie są dobrzy. Nie widział też powodu, żeby traktować ich jakoś super dobrze, wystarczyło, że ubliżał im odrobinę mniej.
Jeśli już wspominamy o dobrze i źle na świecie.....
Pewien czarnoksiężnik wspomniał kiedyś, że nie ma dobra i zła. Według głoszonych przez niego idei, istnieją tylko władza i potęga. Czy Draco zgadza się z nim? Cóż, młody Malfoy nie należy do osób odważnych lub po prostu skrajnie głupich (jak gryfoni), a już na pewno nie jest typem bohatera.
Draco wolał nie mieszać się w sprawy w których nie był absolutnie potrzebny. Żył zasadą "nigdy nie rób czegoś, co ktoś inny może zrobić za ciebie".
Zapytacie zapewne, do czego zmierzam? Otóż zmierzam do tego, że Draco wolał być po stronie po której było mu wygodniej. Przed odrodzeniem Czarnego Pana, spokojnie żył z dnia na dzień i nie martwił się niczym. Teraz jednak, gdy Voldemort z każdym krokiem rzuca ciemny cień na jego przyszłość, Draco zaczął się bać. Co gdy okaże się, że po stronie Dumbledore'a nie jest bezpieczny? Gdyby wyrzekł się ciemnej strony i dołączył do tych dobrych, jego życie z pewnością byłoby zagrożone, a tego nie chciał. Czy gdyby dla obrony własnego tyłka musiał dołączyć do Voldemorta, zrobiłby to?
Zapewne jego rozterki trwałyby dłużej, gdyby nie to, że przez swoje zamyślenie uderzył głową w coś niemiłosiernie twardego.
Gdy niezdarnie podniósł się z posadzki, zobaczył, że tym w co uderzył była... ściana?
Malfoy uderzył się dłonią w czoło, ale natychmiast tego pożałował bo ból rozlał się po całej jego czaszce. Kopnął więc swojego "przeciwnika" z całej siły i trzymając się za bolącą głowę, skierował się do najbliższej męskiej łazienki. Przypomniał sobie, że zanim tak niefortunnie się zamyślił, zmierzał do Wielkiej Sali na kolację.
No ale przecież nie mógł się tam pojawić z guzem wielkości arbuza.
Otworzył drzwi łazienki i sprawdził czy w żadnej z kabin nikogo nie ma. Gdy pomieszczenie okazało się puste, podszedł do umywalki i spryskał twarz zimną wodą. Rzucił nawet kilka zaklęć przeciwko opuchliźnie, ale niewiele mu to pomogło. Postanowił więc zepsuć swoją nienaganną fryzurę i nonszalancko przeczesał włosy palcami, zgarniając je na czoło. Udało mu się w ten sposób ukryć intruza i, musiał sam to sobie przyznać, wyglądał całkiem seksownie w tej łobuzerskiej fryzurze. Prawie zrozumiał, dlaczego Potter nigdy się nie czesze... prawie, bo przecież Potter jest brzydki.
Mógłby tak stać i wpatrywać się w swoje przystojne odbicie cały dzień, ale strasznie burczało mu w brzuchu. Właściwie, było to na porządku dziennym, bo Draco zawsze był głodny, ale blondyn postanowił iść na kończącą się właśnie kolację.
Pchnął wrota Wielkiej Sali i uśmiechając się zawadiacko pod nosem, ruszył do swojego stołu. Z zadowoleniem zauważył kilka dziewczyn krztuszących się jedzeniem na jego widok. Ku jego zdziwieniu, zaliczał się do nich nawet... Diabeł? Tak, tyle, że on zadławił się ze śmiechu.
- Chyba paniczowi piórka rozwiało. - Wybuchnął śmiechem gdy tylko Draco usiadł naprzeciwko niego. Malfoy posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie i nałożył sobie na talerz sporą porcję tostów.
- Chyba sam sobie rozwiałem, debilu.
Theo postanowił nie włączać się do dyskusji i oszczędzić sobie gniewu przyjaciela.
Draconowi zaczęło się nudzić, więc postanowił się porozglądać. Zaciekawiła go bardzo nieobecność sporej grupki gryfonów. Nie było Głupottera, Szl... Granger, Longbottoma, Thomasa, Finnigana, bliźniaków Weasley i ich małej, rudej siostry... nie było też chyba tej wariatki Lovegood i Cho Chang z Ravenclawu. Na pewno nie było jeszcze kogoś, ale Malfoy nie miał pojęcia kogo.
Dolores Umbridge siedząca przy stole nauczycielskim też zauważyła brak kilkorga uczniów. Zdenerwowało ją to bardzo, ponieważ kilka dni temu na mocy Wielkiego Inkwizytora Hogwartu wydała dekret zakazujący spotkań większej liczby osób bez jej wiedzy.
Tymczasem Harry, Hermiona i reszta wymienionych przez Dracona osób nieświadoma mijającego czasu, spokojnie ćwiczyła zaklęcia w Pokoju Życzeń, czyli kwaterze głównej Gwardii Dumbledore'a. Z Wielkiej Sali wychodzili właśnie ostatni uczniowie, a na dworze było już całkiem ciemno, gdy Hermiona Granger przypadkiem spojrzała na zegarek. Zdziwiona, zupełnie przestała zwracać uwagę na wszystko dookoła, próbując skalkulować w głowie minione godziny. Walczyła akurat z Nevillem Longbottomem, więc chłopak z łatwością ją rozbroił.
- Harry! - pisnęła, wyrywając się z amoku.
Jej przerażony ton zwrócił na siebie uwagę nie tylko Pottera, ale też wszystkich naokoło.
Brunet szybko podbiegł do przyjaciółki.
- Co się stało? - zapytał z przestrachem.
Hermiona spojrzała na niego wymownie.
- Jak to "co się stało"? Zagapiliśmy się! Jest już po ósmej!
Potter natychmiast zaczął kierować innych do wyjścia. Na każdego rzucał zaklęcie Kameleona i wypuszczał nie więcej niż trzy osoby jednocześnie.
Harry zaczął się bać. Cały ich plan mógł spalić na panewce tylko dlatego, że raz się zagapili!
Co innego gdyby na kolację nie przyszło kilku przypadkowych uczniów... ale im nie mogło to ujść na sucho. Umbridge na pewno zauważyła nieobecność tylu gryfonów, z Harrym Potterem na czele.
Miał ochotę przywalić głową w ścianę! Jak mógł być aż tak głupi?!
Nie pora teraz na rozmyślania Harry, upomniała go jego własna podświadomość. Brunet przyznał jej rację i złapał Hermionę za rękę, wyciągając ją z Pokoju Życzeń. Nadal ciągnąc ją za nadgarstek, skierował się w stronę wieży Gryffindoru.
- Harry.. - mruknęła dziewczyna, próbując wyrwać rękę z uścisku przyjaciela. - Harry! - krzyknęła, gdy zupełnie ją zignorował.
Chłopak westchnął pod nosem, zatrzymał się i powoli odwrócił w stronę zirytowanej gryfonki.
- No co? Chcesz, żeby nas ktoś zobaczył? Pośpieszmy się, pogadamy sobie w salonie.
Hermiona zazgrzytała zębami i posłała Wybrańcowi mordercze spojrzenie, którego nie powstydziłby się nawet sam Malfoy.
- Harry, nie wiem czy wiesz, ale od piętnastu minut trwa szlaban na którym do jasnej cholery już dawno powinnam być! - Zbulwersowała się i wyrywając nadgarstek z dłoni bruneta, ruszyła w stronę lochów. Myślała, że może Potter pobiegnie za nią i ją przeprosi, ale nic takiego się nie stało. Niby Harry zawsze był odrobinę upośledzony uczuciowo i nie znał pojęcia takiego jak "takt", albo "wyczucie", ale Hermionie zrobiło się przykro.
Do tego dochodziło to, że prawdopodobnie zaraz padnie trupem od zaklęcia wściekłego Mistrza Eliksirów... tak, to zdecydowanie było większe zmartwienie.
Dziewczyna szybko zbiegła po schodach i wbiegła do ciemnych lochów... gdzie całkowicie sparaliżował ją strach. Przypomniało jej się wszystko związane z Ronem, jej byłym przyjacielem..
Nie mogła powstrzymać łez napływających jej do oczu, ale za wszelką cenę nie pozwalała im wypłynąć. Ciemność przytłaczała ją ze wszystkich stron, tak samo jak wspomnienie duszą.... NIE GRANGER STOP!! Nie myśl o tym, nie myśl, będzie dobrze, przecież dziesięć metrów od ciebie jest pochodnia.. niby to mało światła, ale zawsze coś..
Gdy już prawie się uspokoiła, coś jak zwykle musiało jej wszystko zepsuć.
Z jej ust wyrwał się mrożący krew w żyłach krzyk, gdy poczuła czyjąś rękę na swoich plecach. Momentalnie odskoczyła od napastnika i wystawiła pięści jak do pojedynku. Usłyszała ciche szmeranie, a po chwili korytarz rozświetliło małe światełko. Zakryła twarz jedną dłonią, a drugą puściła luźno wzdłuż tułowia.
- Granger? - zapytał zdziwiony właściciel różdżki. Hermiona miała ochotę solidnie uderzyć się w głowę za to, że zapomniała o swojej, spoczywającej w tylnej kieszeni spodni.
Musiała chwilę zastanowić się, czy zna głos chłopaka stojącego przed nią.
- Zabini? - Postanowiła zgadywać. - Możesz opuścić tą różdżkę? Razi mnie.
Ślizgon zmieszał się i natychmiast opuścił rękę.
- Tak, przepraszam. Co ty tu właściwie robisz Granger? Nie masz przypadkiem szlabanu razem z Draco?
Hermiona zawiesiła się na moment, skupiając się na słowie "przepraszam".
- Właśnie szłam na ten szlaban, tylko, że.. - Urwała, zastanawiając się czy powiedzieć Zabiniemu co się stało. Już miała mówić dalej gdy chłopak ją wyprzedził.
- Boisz się ciemności, prawda?
Cóż, skoro sam się domyślił to pozostało jej tylko niepewnie skinąć głową.
- Możesz już zacząć się ze mnie śmiać.. - mruknęła i spuściła wzrok.
Zabini wyraźnie się spiął.
- Nie chcę się z ciebie śmiać. Przecież każdy się czegoś boi. - oznajmił stanowczo i spojrzał jej wyzywająco w oczy.
Gryfonka zmarszczyła brwi i spojrzała na niego podejrzliwie. Nawet pod jej bacznym wzrokiem, dalej stał przed nią wyprostowany i pewny siebie. Najwyraźniej nie kłamał..
- W takim razie czego ty się boisz Zabini?
- Pozwól, że odpowiem ci po drodze do gabinetu Snape'a, bo zdaje się, że jesteś już mocno spóźniona. - zaśmiał się.
- Cholera, oczywiście, że jestem! - Hermiona zasłoniła usta dłonią, w geście przerażenia.- Przecież on mnie zabije!
Zabini ponownie się zaśmiał, a dziewczyna posłała mu zabójcze spojrzenie, jednak po raz kolejny zupełnie zignorował jej rozgoryczenie i uśmiechając się zawadiacko, pociągnął ją za nadgarstek. Gdy ruszyła i zrównała swój krok z jego, puścił jej rękę i podniósł swoją tak jakby szykował się do pojedynku, oświetlając drogę przed nimi jasnym światłem wydobywającym się z jego różdżki.
- Nie pobrudziłeś się szlamem? - spytała na pozór obojętnie, widząc jak chłopak wkłada rękę do kieszeni spodni.
Parsknął cichym śmiechem, posyłając jej kolejne rozbawione spojrzenie.
- Nie wierzę w te brednie. - Zapewnił ją. - Poza tym, patrząc z logicznego punktu widzenia to gdybyś faktycznie miała szlamowatą krew, nie uważasz, że mimo wszystko płynęłaby ona pod skórą, a nie na jej powierzchni?
Hermiona zdawała sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie ma właśnie dość dziwną minę, ale zdziwienie nie pozwalało jej zamknąć ust.
- Nigdy się nie spodziewałam, że coś takiego od ciebie usłyszę Zabini. - odparła zgodnie z prawdą.
Ciepły uśmiech powoli zszedł z ust Blaise'a.
- Co ty tak naprawdę o mnie wiesz? Tak oprócz stereotypów? - Spojrzał jej w oczy spojrzeniem tak zimnym, że ciarki przeszły jej po plecach. - Zupełnie mnie nie znasz, więc może nie kieruj się teorią, że każdy ślizgon to szowinistyczna świnia. Ja nie patrzę na ciebie przez pryzmat twojego pochodzenia, więc jeśli możesz to postaraj się robić to samo.
Teraz to ona poczuła się jak przysłowiowa świnia.
- Przepraszam Blaise, nie chciałam cię urazić... ja tylko..
- Nie przepraszaj mnie Granger. - Chłopak dał specjalny nacisk na jej nazwisko - Już nie raz udowodniłaś, że masz własny, prawidłowo funkcjonujący mózg, więc może używaj go zamiast słuchać tego co mówią inni.
- Tak zrobię. - Kąciki jej ust uniosły się delikatnie, na co chłopak odpowiedział szczerym, ciepłym uśmiechem.
- Mam nadzieję.
- To, może.. w końcu powiesz mi czego się boisz? - sprytnie zmieniła temat.
Chłopak posłał jej rozbawione spojrzenie.
- Może jednak innym razem. Snape i Malfoy już na ciebie czekają. - Spojrzał wymownie w stronę drzwi, pod którymi nie wiadomo kiedy się znaleźli. Najwyraźniej dostrzegł przerażenie na twarzy gryfonki, bo postanowił jej pomóc. - Nie przejmuj się Nietoperzem, załatwię to. - Zapewnił ją i nie czekając na odpowiedź, pociągnął za klamkę, przepuszczając gryfonkę w drzwiach.
Hermiona nieco spanikowała gdy poczuła jego różdżkę pomiędzy swoimi łopatkami, ale nie zareagowała, widząc rozjuszony wzrok Snape'a.
- Panie Profesorze - Zabini odezwał się głosem tak zimnym i wypranym z emocji, że gryfonka miała ochotę się popłakać. Jak mogła mu wierzyć? Przecież to nadal wredny ślizgon! Wykorzystał jej strach, żeby mieć przody u Nietoperza! - Znalazłem Granger jak włóczyła się po korytarzach. Zgubiła się w ciemnościach, nie miała przy sobie różdżki.
Szatynka chciała zaprotestować, ale poczuła jak Zabini delikatnie wyciąga różdżkę z tylnej kieszeni jej spodni, jednocześnie mocniej wbijając swoją w jej plecy.
Wściekły nauczyciel głośno wypuścił powietrze z ust i zrezygnowany opadł na obity czarną skórą fotel.
- Masz szczęście Granger, że nie mam ochoty spędzać z tobą i Malfoyem więcej czasu niż muszę, a perspektywa jeszcze ponad miesiąca wspólnych wieczorów zupełnie mi się nie uśmiecha. Zbyt mocno boję się o swoje zdrowie, żeby przedłużać ci szlaban. - westchnął. - Co nie znaczy, że toleruję takie spóźnienia! Jasne?
Hermiona gorliwie pokiwała głową i odsunęła się od stojącego za nią Blaise'a.
- Nie jest pan nam już potrzebny, Zabini. - upomniał chłopaka nauczyciel.
- Naturalnie Profesorze, już idę. - Brunet delikatnie skinął głową w stronę Nietoperza, a gdy ten odwrócił wzrok, zawadiacko uśmiechnął się do Hermiony i puścił jej perskie oczko. Zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, już go nie było.
No tak, Granger ty głuptasie! Przecież mówił, że załatwi sprawę ze Snape'm! Wcale cię nie oszukiwał, on chciał ci tylko pomóc! - upomniała się w myślach gryfonka i zajęła miejsce na krześle stojącym obok krzesła Malfoya.
Snape natomiast chodził w kółko po swoim gabinecie i zupełnie ignorował dwójkę uczniów siedzących przy jego biurku.
- Najchętniej pozbyłbym się was, bo nie mam ochoty się z wami użerać. Nie będę was nadzorował i naiwnie wierzę, że nie pozabijacie się przez następne trzy godziny. Nie zabiorę ci różdżki Malfoy, bo będzie wam potrzebna. Szkoda, że Granger nie wzięła swojej, ale no cóż.. Pójdziecie razem do Zakazanego Lasu i przyniesiecie mi taki duży, niebieski kwiat ze srebrną poświatą.
- Kwiat Księżycowy*? - wtrąciła niepewnie Hermiona.
- Tak. Potrzebuję go, bo na prośbę dyrektora nadal ważę dla Remusa Lupina eliksir, na jego... dość nietypową dolegliwość. O dwudziestej czwartej chcę was widzieć z powrotem i bez większych obrażeń.
Zrozumieli, że jest to swego rodzaju wyproszenie więc wstali i skierowali się do wyjścia. Draco nie przepuścił Hermiony w przejściu, tak jak to zrobił Blaise kilka minut wcześniej. Wepchnął się przed nią i brakowało tylko tego, żeby zatrzasnął przed nią drzwi. Jeszcze dobrze nie wyszli z gabinetu nauczyciela, a w dziewczynie już się wszystko kotłowało. Czuła, że jeśli tej nocy nie zabije go jakiś Centaur albo inne stworzenie, to ona bardzo chętnie to zrobi.
- Pośpiesz się Granger, nie mam zamiaru spędzać z tobą całej nocy. - mruknął niechętnie i zaraz potem parsknął cichym śmiechem - Merlinie, jak to głupio brzmi..
- Tak jak wszystko co wychodzi z twoich ust. - dogryzła mu natychmiast.
- Ha ha, nieśmieszne. - burknął patrząc na nią spod przymrużonych powiek. - Rusz ten swój mugolski tyłek i leć po jakiś płaszcz czy coś, bo na dworze jest zimno i chyba pada śnieg. - dodał na pozór obojętnie.
- Czyżbyś się mną przejmował, Malfoy?
- Po prostu nie chcę mieć cię na sumieniu... - warknął, a szatynka była pewna, że zaraz doda do swojej wypowiedzi słowo "szlamo", ale o dziwo nic takiego się nie stało. Zrobił dość dziwną minę, ale szybko przywrócił swoją maskę obojętności. - Za dziesięć minut, Sala Wyjściowa.
Odwrócił się na pięcie i zostawił Hermionę całkiem samą w ciemnym korytarzu. Dziewczyna była jednak zbyt zdenerwowana, żeby w ogóle pomyśleć o strachu. Jak burza wpadła do swojego dormitorium, o dziwo nie budząc przy tym ani Parvati ani Lavander, które spały po mocno zakrapianej alkoholem imprezce. Szybko założyła sportową, ale bardzo ciepłą kurtkę, naciągnęła czapkę na głowę i zawiązała buty na dwa pęczki, żeby przypadkiem nie się nie rozwiązały. Podbiegła do szafki nocnej i dopiero po chwili przypomniała sobie, że Zabini zabrał jej różdżkę, potwierdzając tym samym wiarygodność swojej opowieści. Pewnie myślał, że nie będzie jej potrzebna, w końcu Snape zawsze na szlabanach zabiera uczniom różdżki.
Westchnęła i nie zwlekając dłużej, szybko zbiegła po schodach do Pokoju Wspólnego. Zastanowiła się chwilę czy nie pożyczyć różdżki od Harry'ego, ale zrezygnowała, bo nie chciała, ani nie miała czasu tłumaczyć mu, dlaczego w środku nocy wybiera się z Malfoyem do Zakazanego Lasu. Skierowała się więc do Sali Wyjściowej, gdzie blondyn już na nią czekał.
Gdy w ciszy szli przez błonia, zaczęła się zastanawiać, czy bardziej boi się iść do lasu pełnego potworów, czy boi się iść tam z Malfoyem, który raczej nie jest do końca zdrowy na umyśle.
Zanim przekroczyli granicę lasu, chłopak zatrzymał się na chwilę i wyraźnie się zamyślił. Hermiona już miała się odezwać, ale nie zdążyła bo blondyn wyciągnął różdżkę i szybko wszedł pomiędzy drzewa. Szatynka zmarszczyła brwi ale prędko ruszyła za nim.
Chodzili tak kilkadziesiąt minut i gdy oboje mieli ochotę już się poddać i wrócić do swoich ciepłych łóżek, Malfoy zauważył coś błyszczącego.
- Granger? - zapytał cicho, nie chcąc zachęcać okolicznych potworów do zainteresowania się jego osobą.
- Hmm? - mruknęła, stając odrobinę za nim.
- Zobacz, tam się coś świeci. - powiedział, jednocześnie wyciągając rękę i wskazując coś przed sobą.
Hermiona spojrzała we wskazane przez niego miejsce, ale nic nie zobaczyła.
- Przecież tu nic nie ma. - sarknęła znudzona.
Oboje przez moment wpatrywali się w miejsce, w którym rzekomo coś błyszczało i po chwili oboje z przerażeniem stwierdzili, że tym świecącym czymś co zobaczył Malfoy były dwa ogromne, ciemno zielone ślepia.
Przerażona gryfonka wciągnęła ze świstem powietrze, a Draco, choć równie przestraszony co ona, przyciągnął ją ramieniem i zasłonił własnym ciałem. Sam w sumie nie wiedział, dlaczego po raz kolejny postanowił bawić się w bohatera, ale coś mówiło mu, że robi dobrze. Czuł jak przerażona dziewczyna kuli się za jego plecami, więc wyciągnął przed siebie rękę w której trzymał różdżkę i oświetlił pysk potwora. Od razu jednak pożałował tego co zrobił, bo zebrało mu się na wymioty. Stworzenie wyglądało jak połączenie morsa z wilkiem, a do tego miało przerażająco rozumne, niemalże ludzkie oczy. Gdy stwór zaczął się do nich zbliżać, obnażając czerwone od krwi kły, Draco złapał Hermionę za rękę i prawie niezauważalnie przechylił głowę w jej stronę.
- Uciekaj i nie oglądaj się za siebie. - szepnął tak cicho, żeby tylko ona go usłyszała. Stali nieruchomo jeszcze przez moment, a gdy pół mors, pół wilk zgiął łapy i zaczął szykować się do skoku, Draco krzyknął "Już!" i oboje rzucili się do biegu. Hermiona biegła przed siebie i tak jak kazał Malfoy, nie oglądała się na niego. Słyszała tylko jego nierówny oddech i warkot potwora kilka metrów za sobą. Po kilku zakrętach, poczuła jak przygniata ją zmęczenie. Jej nogi grzęzły w świeżym śniegu aż do połowy łydki, a do tego miała wrażenie, że powietrze ucieka z jej płuc o wiele szybciej niż ona i Malfoy uciekają przed tym wybrykiem natury.
Przed oczami coraz szybciej migały jej czarne mroczki. Nie słyszała już Dracona krzyczącego formułki zaklęć, ani jego nawoływań i tego, że co chwilę ją poganiał. Nawet świst powietrza gdzieś zniknął. Gdy już prawie się zatrzymała i upadła na śnieg, w tej niczym nie zmąconej ciszy usłyszała powarkiwanie, a moment później coś odrzuciło ją daleko w prawą stronę. Boleśnie odbiła się od drzewa i upadła na ziemię, a później straciła przytomność.
Draco szybko do niej podbiegł i sprawdził puls.
Oddychała, więc ponownie skupił się na dwójce... chwila, jak to dwójce? Kiedy ten drugi stwór się tu zjawił?
Po chwili zrozumiał, że to właśnie to drugie stworzenie zepchnęło Granger ze ścieżki.
Szybko machnął różdżką i zrzucił z drzewa kilka ogromnych sopli, które przebiły jedno zwierzę na wylot. Następnie wyczarował snop ognia, którym potraktował drugiego potwora. Morso-wilk odbiegł, skomląc jak mały piesek i ocierając się o wszystkie drzewa po kolei.
Draco dopiero po chwili zorientował się, jaką głupotą było szastanie ogniem w środku lasu. Kilka razy rzucił Aquamenti ale niewiele mu to dało. Spojrzał więc na niezdrowo siną Granger, która nadal była nieprzytomna. Szybko zdjął swój szalik w barwach Slytherinu i obwiązał nim odkrytą szyję gryfonki. Delikatnie podniósł ją na ręce i rzucił się biegiem, mocno przyciskając do siebie ciało dziewczyny. Niepokoiło go to, że jest tak bardzo zimna.
Dlaczego on się w ogóle nią przejmował? Miał ochotę sam siebie przeklinać, że dał się wpakować w takie coś. Mógł sobie teraz siedzieć z Blaisem i Theodorem w ich wspólnej sypialni i grzać się przy kominku, a nie przy jakimś pieprzonym ognisku w środku lasu!
Pluł sobie w brodę, że postanowił bawić się w wybawcę gryfonów. Przecież mógł uciekać i troszczyć się tylko o siebie, zamiast oglądać się na Granger!
Dobrze zrobiłeś Draco, szepnęła jego podświadomość, a on nie chcąc kłócić się z myślami, przyspieszył i już po chwili wybiegł na szkolne błonia.
*Kwiat Księżycowy - chyba nie ma czegoś takiego, wymyśliłam to na potrzeby rozdziału.
Witajcie kochani! Tak jak obiecałam, rozdział jest o dwunastej!
Cieszę się, że jako tako się wyrobiłam, ale wcale nie podoba mi się ta część :/ może tylko moment z Blaisem jakoś mi się udał.
Mam wrażenie, że każde z tych zdań jest głupie, źle złożone, bez sensu. Nie umiem pisać z przymusu, nie wyszło mi więc nic oryginalnego.
Bardzo przepraszam wszystkich, którzy spodziewali się czegoś lepszego. Nie chciałam was zawieść i najchętniej w ogóle nie dodawałabym tego okropieństwa, ale skoro obiecałam to wypadałoby coś jednak dodać.
Clarence
PS niedługo postaram się nadrobić zaległości na waszych blogach ;)
Rozdział mi się spodobał ;) Jest dość dobry, rozwinęłaś nieco akcję :) Weny życzę i czekam na kolejną część. bo zakochałam się w tym opowiadaniu! :*
OdpowiedzUsuńŚwietne jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuńNie mogłam się doczekać! Nareszcie!
OdpowiedzUsuńCóż, przyznam, ża Zabini mnie mile zaskoczył. Był taki... inny niż zazwyczaj.
A co do szlabanu u Snape'a, to szkoda, że Hermiona została pozbawiona różdżki. Chociaż... Nie, tak jest dobrze.
Jak do tej pory, to jest to najlepszy dotychzasowy rozdział (według mnie) i czytało mi się go najlepiej. Jak widać, pisanie z przymusu nie wychodzi ci aż tak źle ;)
Wyczuwam kanon. Mam nadzieję, że mimo wszystko wciśniesz tu Happy End - jestem zrażona po pewnym opowiadaniu i nienawidzę Sad Endów, bo są takie... Hmm... Smutne - czyli całkowita odwrotność mnie.
Ach, zapomniałabym - ładny nagłówek. Niby taki prosty, a taki słodki <3
Życzę weny i pozdrawiam,
Feltson
accio-love-dramione.blogspot.com
No hej!
OdpowiedzUsuńWidzę, że wróciłaś z obozu. Mam nadzieje, że odpoczęłaś ;)
W tym rozdziale Draco jest bardzo podobny do siebie. Opryskliwy pan Mam-Wszystko-Głęboko-W-Czterech-Literach.
Zabini jest zajebisty, tak jak podejrzewałam. Zmienny, zabawny, niby otwarty a jednak tajemniczy. ;) Super!
Co do samego rozdziału - naprawdę nie jest zły. Trochę nie pasowała mi rekacja Snape. Lepiej by brzmiało: "Najchętniej pozbyłbym się was, bo nie mam ochoty się z wami użerać. Nie będę was nadzorował i naiwnie wierzę, że nie pozabijacie się przez następne trzy godziny. Nie zabiorę panu różdżki, panie Malfoy, bo będzie wam potrzebna. Szkoda, że panna Granger nie wzięła swojej, ale no cóż... Pójdziecie razem do Zakazanego Lasu i przyniesiecie mi, duży niebieski kwiat, lśniący srebrną poświatą. Co nie znaczy, że toleruję spóźnialstwo, panno Granger."
Niektóre zdania się ze sobą gryzą, inne bardzo ładnie się zgrywają. Ogólnie na plus, ale przeczytaj na spokojnie jeszcze raz ;)
Końcówka bardzo dynamiczna, interesująco. Mogłabyś jakoś nazwać morso-wilka, lepiej by się czytało ;) Ale i tak jest dobrze.
Czekam na twój komentarz na moim blogu i serdecznie pozdrawiam,
Storm Hunter ♥
Piąta na piąty rozdział! :D
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że rozdział przypadł mi do gustu. Jest fajnie napisany, ciekawie przedstawieni są bohaterowie, a zwłaszcza Blaise <3 Jego scena z Hermioną z pewnością jest najlepszą w tym rozdziale :)
Ogólnie, to cieszę się, że mimo, iż jest to Dramione, to bohaterowie są bardzo kanoniczni.
Widzę, że zmieniłaś szablon. Jest świetny :)
Chciałam Cię jeszcze poinformować, iż zostałaś nominowana do Liebster Blog Award! Szczegóły są na moim blogu: http://this-is-only-beginning.blogspot.com/ :)
Cóż tu więcej pisać? Czekam na następny rozdział, pozdrawiam cieplutko i życzę weny!
Rozdział super ale krótki :(
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, dlaczego narzekasz!
OdpowiedzUsuńWedług mnie rozdział jest świetny! Długość, jak dla mnie, też idealna. Świetnie rozwinęłaś akcję. Podoba mi się jak przedstawiasz Ślizgonów, o których wiemy bardzo mało, głównie ze stereotypów. Już kocham Zabiniego :D Ładnie opisujesz uczucia i myśli. Spodobało mi się to, jak Malfoy kłóci się z własnym sumieniem i podświadomością.
Czekam na rozdział szósty!
Pozdrawiam i życzę weny,
Camille Weasley
Boże świetne! Czekam na kolejne *--*
OdpowiedzUsuń~Pani Black