Blaise Zabini leżał właśnie na łóżku w dormitorium, które dzielił z Draco Malfoyem i Theodorem Nottem - jego najlepszymi przyjaciółmi. Obok niego leżała Daphne Greengrass, jedna z jego przyjaciółek. Oprócz nich, w pokoju nie było nikogo. Leżeli w ciszy, wpatrując się w sufit i ciesząc się swoim towarzystwem.
Diabła od dawna coś ciągnęło do ślizgonki, jednak nie ujawniał się z tym, bo dziewczyna widziała w nim tylko przyjaciela. Postanowił nie psuć ich relacji i cieszył się, gdy mógł spędzić z nią choć chwilę czasu.
Nagle cisza stała się niezręczna, a żadne z nich nie wiedziało jak ją przerwać. W tym samym momencie odwrócili się do siebie nawzajem. Zabini natychmiast utonął w pięknych błękitnych oczach Daphne. W tym momencie wiedział już doskonale, że jest zgubiony.
O dziwo dziewczyna nie oderwała od niego wzroku, a w jego sercu natychmiast zakiełkowała nadzieja. Może jednak ona też coś do niego czuje?
Nie bądź głupi Zabini! To jeszcze nic nie znaczy!
Gdy Draco mocnym kopniakiem otworzył drzwi sypialni, Blaise miał ochotę wyściskać go za to, że przerwał to co się tu przed chwilą działo. Zdziwił się bardzo, gdy zobaczył, że chłopak niesie na rękach nieprzytomną Hermionę Granger.
- Stary, mogłeś ostrzec, że masz plany na wieczór. - zaśmiał się Zabini, sugestywnie poruszając brwiami.
Malfoy podszedł do swojego łóżka i delikatnie położył na nim dziewczynę. Posłał przyjaciołom wściekłe spojrzenie i szybko ściągnął z siebie brudny od krwi płaszcz.
- Draco jesteś cały we krwi! - Zdziwiła się Daphne i szybko podeszła do blondyna.
- No co ty nie powiesz? - warknął Malfoy, nie zawracając sobie głowy uprzejmościami. Rzucił płaszcz w kąt pokoju i podszedł z powrotem do nieprzytomnej Granger. - To nie moja krew.
- Co wam się stało? Mieliście być na szlabanie u Snape'a. - wtrącił się Blaise.
- I byliśmy. - przytaknął blondyn, starając się zdjąć z gryfonki grubą sportową kurtkę, która podobnie jak jego była cała we krwi. - Daphne, przynieś mi apteczkę z łazienki.
Blondynka natychmiast pobiegła przynieść to o co prosił Draco, a Blaise pomógł przyjacielowi zdjąć z Hermiony okrycie.
- Chcesz mi powiedzieć, że to ty ją tak załatwiłeś?
- Nie debilu, Snape wysłał nas do zakazanego lasu, a ta idiotka oczywiście nawet nie miała przy sobie różdżki żeby się bronić. - Rozzłoszczony chłopak nawet nie spojrzał na Zabiniego. Delikatnie rozpiął bluzę dziewczyny i podwinął jej bluzkę. Brzuch i lewy bok gryfonki był cały zabrudzony krwią, więc nie mógł na pierwszy rzut oka ocenić jak głębokie są rany.
- Czemu po prostu nie zaniosłeś jej do Skrzydła Szpitalnego? - zapytała Greengrass gdy wróciła z apteczką.
Draco wziął od niej eliksir oczyszczający, kilka wacików i zaczął jak najdelikatniej przemywać zadrapania.
- Bo ta stara wiedźma Pomfrey zawsze histeryzuje i pewnie trzymałaby ją tam z miesiąc, jak nie dłużej. Granger by mnie za to zabiła. - mruknął, nie przerywając swojej pracy.
- Trzeba ją obudzić. - przypomniał Blaise.
- Wiem. Umiesz zatamować krwawienie? - spytał Zabiniego. Brunet tylko przecząco pokręcił głową. Draco przeniósł wzrok na Daphne. - A ty?
- Nie, ale wydaje mi się, że Nott umie.
- No to leć po niego! Wiesz gdzie może być?
- Poszukam go.
Gdy dziewczyna wyszła, Diabeł postanowił pomóc Draconowi z jego mozolną robotą.
- Draco, ona jest coraz bledsza! - przestraszył się Zabini po kilku minutach. Malfoy posłał mu spojrzenie wściekłego bazyliszka.
- Przecież widzę! - warknął szukając w apteczce czegoś pożytecznego.
- Zanieśmy ją do Skrzydła. - powiedział poważnie brunet. - Nie damy sobie rady sami, nie jesteśmy uzdrowicielami!
- Powiedziałem ci już, że nigdzie jej nie zaniosę! - krzyknął wściekły Draco.
- Coś się tak na to uparł?! Odniesiemy ją tam i będzie po sprawie!
- Zapamiętaj sobie raz na zawsze Zabini, że ja nie zostawiam niedokończonej roboty!
Tym razem to Blaise zgromił blondyna wzrokiem.
- Gdyby nie to, że wiem, że nie dasz sobie rady sam, to już by mnie tu nie było!
Malfoy wskazał ręką drzwi.
- Proszę bardzo, wypierdalaj!
- Co.. co tu się dzieje? - niespodziewanie do rozmowy wtrącił się trzeci, wyjątkowo słaby głos. Chłopcy zapominając na chwilę o gniewie, przenieśli wzrok na budzącą się Hermionę. - Malfoy zabieraj te łapska z mojego brzucha! - krzyknęła gdy dotarło do niej gdzie i z kim się znajduje.
Próbowała odsunąć się od blondyna, ale Blaise złapał ją za ramiona i skutecznie unieruchomił.
- Nie szarp się Granger, jesteś ranna. - mruknął Zabini, puszczając dziewczynę. - A ty Malfoy przestań zgrywać księżniczkę i zacznij się wreszcie liczyć ze zdaniem innych.
Draco rzucił eliksir i waciki na swój stolik nocny.
- Jeśli ktoś tu jest księżniczką to ty Zabini!
- Tak mówisz? To radź sobie sam!- krzyknął Blaise i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami tak, że prawie wypadły z zawiasów.
Hermiona, która jeszcze nigdy nie widziała wściekłego Zabiniego przestraszyła się nie na żarty. Skoro nawet zazwyczaj opanowany i zabawny brunet tak się wściekł, to kłótnia musiała być naprawdę poważna.
- To ja może sobie już pójdę... - mruknęła dziewczyna, zsuwając się z łóżka. Ledwo stanęła na nogach, a już złapała się za bok, niebezpiecznie chwiejąc się do przodu. Malfoy dość niedelikatnie złapał ją za ramiona i posadził z powrotem.
- Nie pieprz tylko leż, bo nie chcę żebyś się wykrwawiła na moim drogim dywanie. - warknął w jej stronę, jednocześnie zastanawiając się gdzie się podziewają Daphne i Theodore.
- Nie potrzebuję twojej łaski Malfoy. - odgryzła się natychmiast.
- Nie denerwuj mnie bo zacznę żałować, że nie zostawiłem cię w tym lesie. - powiedział. Hermiona zmrużyła oczy, a później nagle zerwała się na równe nogi. Draco natychmiast zagrodził jej drogę. - Mogę wiedzieć, co ty do jasnej cholery odwalasz?
- Która jest godzina? - spytała ignorując pytanie ślizgona.
- Zadałem ci pytanie. - przypomniał jej oschle.
- Ja tobie też.
Draco westchnął i spojrzał na zegarek.
- Wpół do dwunastej.
Hermiona po raz kolejny spróbowała wyminąć blondyna.
- Z łaski swojej rusz ten swój arystokratyczny tyłek i mnie przepuść.
- Jak mi podasz jakiś sensowny powód, dlaczego miałbym ro zrobić, to może się nad tym zastanowię.
- Czy taki powód, że mamy niecałe półgodziny żeby znaleźć ten głupi kwiat i oddać go Snapeowi, ci odpowiada? - warknęła, odpychając od siebie chłopaka.
Nagle do pomieszczenia weszli Theodore, Pansy i Daphne.
- Radzę ci się natychmiast położyć Granger, jeśli chcesz przeżyć noc. - odezwał się Theo, zaglądając do apteczki leżącej na stoliku obok łóżka Malfoya.
- Okay, nie wiem co wam się ubzdurało w tych czysto-krwistych łbach ale ja nie potrzebuję waszej pomocy i doskonale poradzę sobie sama!
- Tak uważasz?- warknął Draco pochylając się nad szatynką.
- Tak, tak uważam! - odparła, dumnie podnosząc głowę.
Nadal trzymając się za krwawiący brzuch, przykuśtykała do drzwi. Już miała wyjść gdy przed oczami pojawiły jej się mroczki. Poczuła ciepło pod ręką, którą obejmowała brzuch. Kolejny raz tego dnia zachwiała się niebezpiecznie i żeby nie upaść, podtrzymała się framugi drzwi. Nie chciała pokazywać swojej słabości przy ślizgonach.
- Przecież w tym stanie to ona nawet do schodów nie dojdzie. - mruknął Theo tak cicho, że tylko stojący najbliżej niego Draco go usłyszał. Skinął głową na potwierdzenie słów przyjaciela i założył ręce na piersi, nadal oglądając poczynania gryfonki.
Nagle dziewczyna zgięła się w pół i objęła brzuch oboma rękami. Teraz nic już nie podtrzymywało jej przed upadkiem.
- Hermiona! - pisnęła Pansy, gdy pod szatynką ugięły się kolana. Zanim ktokolwiek zdążył się ruszyć, gryfonkę złapał... Zabini?
- Widzę, że przyszedłem w odpowiednim momencie. - mruknął cicho.
Draco wziął Hermionę od Blaise'a i położył ją ponownie na swoim łóżku. Theodore natychmiast zaczął krzątać się wokół niej z różnymi eliksirami, wypowiadając w tym samym czasie formułki zaklęć.
- A powie mi ktoś po co my to w ogóle robimy? - zapytała Pansy jakieś półgodziny później, gdy razem z Blaisem, Daphne i Draconem siedziała w opustoszałym pokoju wspólnym.
Jakiś czas temu Theo wyprosił ich z sypialni, twierdząc, że potrzebuje skupienia.
- Bo Malfoy, nasz pan i władca miał takie widzi mi się. - burknął Blaise, siedzący na kanapie pomiędzy dziewczynami.
- Długo się tak będziecie na siebie boczyć? - westchnęła Daphne.
- Właśnie, o co wam w ogóle poszło? - przyłączyła się Pansy. - Bo chyba nie o to, że Draco chciał pomóc Hermionie?
- Nie chciałem jej pomóc! - obruszył się natychmiast blondyn.
- To po co to zrobiłeś? - spytała dociekliwie Greengrass.
- No... nie wiem...
Blaise parsknął szyderczym śmiechem.
- Ale za to ja wiem. - wtrącił tak jadowicie, że siedząca najbliżej niego Daph aż się wzdrygnęła. Chłopak natychmiast się trochę uspokoił. Nie chciał, żeby się go bała. - Otóż, nasz kochany Draco myślał, że całe życie może być sukinsynem bez uczuć, a teraz nie wie jak się w pewnych sytuacjach odnaleźć bo jakieś ludzkie instynkty zaczęły przez niego przemawiać. Przykro mi Draco, nie zostaniesz królem ciemności tak jakbyś chciał bo jak widać, w niektórych zakamarkach twojego skamieniałego serca zostało jeszcze trochę człowieczeństwa.
Malfoy nie wiedział co powiedzieć, bo jego przyjaciel rozgryzł go całkowicie. Czy był aż tak przewidywalny, czy to może Blaise był tak spostrzegawczy?
- A teraz wybaczcie, ale pójdę się przewietrzyć. - burknął ciemnowłosy i podniósł się z kanapy.
- Pójdę z tobą - wtrąciła szybko Daphne.
Blaise był tak mile zaskoczony, że tylko skinął głową uśmiechając się przy tym niepewnie. Gdy dwójka ślizgonów opuściła Pokój Wspólny, Pansy postanowiła sprawdzić co u Theodore'a i Hermiony.
- Co z nią? - zapytała, wchodząc do sypialni chłopaków. Usiadła na łóżku Zabiniego i posłała Nottowi zaciekawione spojrzenie.
- Już dobrze, właśnie zasnęła. Zatamowałem krwawienie i założyłem kilka opatrunków, bo uderzenia nie uszkodziły żadnych narządów ani żeber. - wyjaśnił Theo wycierając twarz ręcznikiem. - Wypadałoby żeby wróciła do siebie ale przemęczanie jej po utracie takiej ilości krwi raczej nie jest dobrym pomysłem. Wątpię też, żeby Draco ustąpił jej swojego łóżka na całą noc.
- Może spać u mnie i Daphne. Odkąd Astoria jest z Crabbem, całe noce spędza z nim. Praktycznie już tam mieszka. - mówiąc te słowa Parkinson wzdrygnęła się z wyraźnym obrzydzeniem wymalowanym na twarzy.
- Skąd wiesz, że nie wróci? Zrobiłaby aferę na cały zamek i spaliłaby to łóżko razem z pokojem gdyby dowiedziała się, że Hermiona w nim spała. - Zauważył trafnie Theo.
- Racja... W takim razie nie wiem co z nią zrobić. - mruknęła smutno Pans. Mimo dawnej niechęci do Granger, zdążyła ją już trochę polubić i wydawało jej się, że reszta jej paczki ma podobne odczucia.
- Niech śpi tutaj. - wtrącił Draco, opierający się niedbale o framugę drzwi. - Nie mam zamiaru spać dzisiaj z Zabinim w jednym pokoju. Przenocuję na kanapie w Salonie.
- A co zrobimy rano? Nie powinna iść na lekcje w takim stanie, nie możemy jej też stąd wyprowadzić przy reszcie ślizgonów bo od razu zaczęłyby się plotki. No i jak ona wytłumaczy, czemu nie było jej na zajęciach?
- Theodore, czy ty musisz histeryzować jak jakaś stara baba? - Draco westchnął ciężko. - Jak wszyscy będą już poza Pokojem Wspólnym to po prostu pójdzie do siebie. Mogę się też założyć o to, że jak tylko wróci do swojego pokoju to od razu poleci na lekcje, więc jak widzisz nie ma się o co martwić. A teraz pozwólcie, że wezmę prysznic i wyjdę zanim Diabeł tu wróci. - mówiąc to wziął w rękę ręcznik, bokserki, dresy i koszulkę na ramiączka, po czym skierował się do łazienki.
Pansy wymieniła z Theodorem zrezygnowane spojrzenia i życząc mu dobrej nocy poszła do swojego pokoju. Chwilę później, zmęczony odgrywaniem roli magomedyka Nott zasnął, nawet nie zawracając sobie głowy tym żeby przebrać się w piżamę.
Gdy Hermiona otworzyła oczy, niezbyt wiedziała gdzie właściwie się znajduje. Rozejrzała się wokoło, ale była pewna, że nigdy wcześniej nie była w tym pomieszczeniu. Zrozumienie przyszło dopiero gdy leżący w łóżku po jej lewej stronie chłopak usiadł i przetarł ręką zaspane oczy.
- Cześć Zabini - przywitała się.
Blaise raz jeszcze przetarł twarz, ziewnął i dopiero wtedy odwrócił się w kierunku szatynki.
- Hej Granger. Jak się czujesz?
- Chyba już dobrze, dzięki.
Gryfonkę bardzo zdziwiło zainteresowanie chłopaka.
Ślizgon uśmiechnął się do niej i zerknął na zegarek, mrucząc coś o idiotach, którzy znowu nie raczyli go obudzić. Szybko wstał z łóżka i podszedł do szafy.
- Nie to, że cię stąd wyganiam Granger - powiedział, nie odwracając wzroku od półek z ubraniami, na których zawzięcie czegoś szukał. - Ale jeśli chcesz wrócić do siebie, nie robiąc z tego sensacji to radziłbym ci się zbierać.
- Ah, no tak, racja...
Granger szybko zeskoczyła z posłania i natychmiast złapała się za lewy bok. Musiała podeprzeć się filaru łóżka żeby nie upaść, bo nagle zakręciło jej się w głowie.
- Wszystko dobrze? - zapytał Diabeł, posyłając dziewczynie zaniepokojone spojrzenie.
- Tak. - zapewniła od razu Hermiona starając się wyglądać jak najbardziej wiarygodnie. - A teraz wybacz, ale naprawdę lepiej będzie jak sobie pójdę.
Gdy skierowała się do drzwi, Blaise przypomniał sobie o czymś.
- Zaczekaj! - zawołał gdy dziewczyna była już na korytarzu.
- Tak? - spytała, ponownie zaglądając do sypialni ślizgonów. Zdziwiła się, gdy Blaise podał jej różdżkę. Tyle się wczoraj wydarzyło, że sytuacja w gabinecie Snape'a wydawała jej się bardzo odległa. - Dzięki. - dodała uśmiechając się niepewnie.
Zanim zeszła ze schodów, rzuciła na siebie zaklęcie kameleona.
Gdy weszła do Pokoju Wspólnego, prawie wpadła na Tracey Davis która akurat przechodziła obok schodów razem ze swoją przyjaciółką, Millicentą Bulstrode.
- Co się stało Tracey? - spytała zaniepokojona Millicenta, gdy jej przyjaciółka zaczęła wywijać rękami jakieś dziwne kształty.
- Mogę się założyć, że na coś wpadłam. - odparła blondynka nadal szukając czegoś w powietrzu.
Przerażona Hermiona ledwo uchylała się przed długimi paznokciami dziewczyny, ale nie mogła przecież zostać zdemaskowana w pokoju pełnym ślizgonów. Najgorsze było to, że Malfoy siedzący na kanapie, cały czas patrzył prosto na nią. Czyżby w jakiś sposób było ją widać? A może domyślił się, że to ona?
Gdy zdezorientowana Millicenta odciągnęła Tracey tłumacząc jej, że niczego tam nie ma, Hermiona szybko czmychnęła na drugi koniec pokoju. Draco śledził ją wzrokiem, aż do momentu gdy wyszła na korytarz. Bardzo przestraszył ją fakt, że gdzieś już widziała takie oczy jak jego. Nie mogła sobie tylko przypomnieć, gdzie.
- Nie martw się Harry, na pewno zaraz się znajdzie. - powiedziała Ginny Weasley, kładąc dłoń na ramieniu Pottera.
Brunet nie chciał zranić dziewczyny, więc nie strącił jej ręki.
Wstał i zaczął niespokojnie chodzić po pomieszczeniu. Jego nerwy były już na granicy wytrzymałości. Nie dość, że od wczoraj nie widział Hermiony i zaczął poważnie zastanawiać się nad tym, w co tym razem ten dupek Malfoy ją wpakował, to na dodatek ta ruda przylepa się go uczepiła. W sumie to nawet lubił Ginny, bo biorąc pod uwagę, że przyjaźnił się z jej bratem, to nie miał dużego wyboru, ale ostatnio miał jej dość. Odkąd Ron wylądował w Mungu, latała za nim i za Hermioną, starając się zostać ich nową przyjaciółką. Do tego dochodziła jeszcze jej obsesja na punkcie Wybrańca... Tak, Harry zdecydowanie miał jej już serdecznie dość i gdyby nie to, że czekał na powrót przyjaciółki to z pewnością już dawno zmyłby się z Pokoju Wspólnego.
Wcześnie rano, moment przed rozpoczęciem śniadania, Harry'ego zatrzymała nauczycielka Transmutacji. Przekazała mu, że posiada jakieś nowe informacje odnośnie Rona, ale nic więcej nie chciała wyjawić. Kazała mu się stawić razem z Hermioną w jej gabinecie, w czasie przerwy obiadowej. Problem polegał na tym, że Prefekt Gryffindoru zaginęła nagle jak igła w stogu siana. Potter już drugą godzinę siedział w Salonie Wspólnym i czekał na przyjaciółkę, choć doskonale wiedział, że nie pochwaliłaby umyślnego opuszczania lekcji. Nie miał odwagi iść jej szukać, bo bał się z nią minąć. Tak bardzo chciał tak nagadać temu gadowi Malfoyowi, żeby ten chytry uśmieszek zszedł z jego parszywej mordy raz na zawsze, że ledwo powstrzymał się przed wybiegnięciem na korytarz.
Znudzony gadaniną Ginny Weasley (czy ta dziewczyna nie musiała oddychać?!) powiedział, że jest zmęczony i szybko poszedł się położyć. Nawet nie musiał jej okłamywać, bo zmęczenie przygniatało go do ziemi już od jakiegoś czasu. Nie dość, że przez tą całą aferę z odrodzeniem Voldemorta i bzdury które Prorok Codzienny wypisywał o rzekomej chorobie psychicznej którą Albus Dumbledore niefortunnie zaraził Harry'ego Pottera, chłopak bardzo źle spał. Często miewał koszmary, po których budził się zlany zimnym potem i resztę nocy spędzał siedząc na parapecie. Spał może po trzy, w porywach cztery godziny na dobę - a to było stanowczo za mało jak dla Wybrańca, którym chcąc nie chcąc był. Oczywiście nie mówił nic Hermionie, bo zaraz nafaszerowałaby go eliksirami lub wysłała na rozmowę do dyrektora. Tylko Ron wiedział o sytuacji Harry'ego i nawet często bywało tak, że gdy brunet budził przyjaciela krzykiem, Weasley przesiadywał z nim do rana, przypłacając to ciemnymi worami pod oczami i powłóczystym krokiem. Chłopak nigdy jednak nie skarżył się na żadną z tych rzeczy, tym bardziej Harry był zaskoczony gdy dowiedział się o jego intrygach. W jego głowie kłębiło się tyle pytań, że chłopak dziwił się, że nie zaczęły mu jeszcze wypływać uszami. Postanowił jak najszybciej zainwestować w Myślodsiewnię.
Zagłębiony w myślach, nawet nie zauważył gdy Morfeusz zabrał go do swojego królestwa snu.
Draco od rana kłócił się z myślami.
Owszem, wiedział, że ten rok będzie inny, ale miał być lepszy a nie gorszy. Tymczasem była już połowa grudnia a on zdążył uratować szlamę Granger już trzy razy! Do tego, jeden raz zrobił to w towarzystwie Pottera! Kiedy on upadł tak nisko?
Miał gdzieś to co podpowiadało mu sumienie - że niby robi dobrze. Nie chciał być dobry! Chciał być nieczułym skurwysynem, radującym się cudzym nieszczęściem! Postanowił sobie, że znów stanie się taki jaki był kiedyś. Wiedział jednak, że nie od razu Hogwart zbudowano, dlatego postanowił działać powoli. Jego matka powtarzała zawsze "Zrób pierwszy krok, nie musisz widzieć całych schodów. Po prostu zrób pierwszy krok.". Draco postanowił, że pierwszą złą rzeczą jaką zrobi, będzie wystawienie Granger na dzisiejszym szlabanie. O Snape'a się nie bał, z nim zawsze jakoś się dogadywał.
Tak więc, ciesząc się wolnym dniem opuścił salę Zaklęć, które były już ostatnią lekcją tego dnia.
Jako, że Harry zasnął, a Hermiona nie wiedziała o tym, że podczas obiadu mieli się stawić u profesor McGonagall, teraz lecieli do jej gabinetu na złamanie karku. Wybraniec bardzo martwił się o stan zdrowia przyjaciółki, która zatrzymywała się co chwilę i łapała za brzuch.
- Hermiono, co się z tobą dzieje? - zapytał gdy dziewczyna zatrzymała się po raz enty.
- Nic, wszystko dobrze. - odparła natychmiast, ruszając przed siebie.
Starała się iść przed Harrym, tak, aby nie widział ledwo ukrywanego grymasu na jej twarzy.
- Przecież widzę... - mruknął cicho pod nosem. Nie chciał drążyć tematu, bo wiedział, że i tak niczego się nie dowie.
Hermiona jako pierwsza dotarła do gabinetu wicedyrektorki. Zapukała cicho, a gdy usłyszała "proszę" szybko weszła do środka.
- Panno Granger, Panie Potter, to niedopuszczalne kazać tyle na siebie czekać.-Upomniała ich natychmiast profesor McGonagall i wskazała ręką dwa wolne krzesła. W gabinecie byli już bliźniacy i Ginny, więc gryfonka domyśliła się, że chodziło o Rona. Niestety nie miała wcześniej okazji, by wypytać Pottera o okoliczności tego spotkania. -Wczoraj wieczorem dotarła do mnie wiadomość od magomedyków zajmujących się panem Weasleyem. Dowiedziałam się bardzo ważnej rzeczy.
- Mianowicie? - wtrąciła zniecierpliwiona Hermiona.
- Mianowicie, z wyników jego badań dowiedzieliśmy się, że...
- Nie szarp się Granger, jesteś ranna. - mruknął Zabini, puszczając dziewczynę. - A ty Malfoy przestań zgrywać księżniczkę i zacznij się wreszcie liczyć ze zdaniem innych.
Draco rzucił eliksir i waciki na swój stolik nocny.
- Jeśli ktoś tu jest księżniczką to ty Zabini!
- Tak mówisz? To radź sobie sam!- krzyknął Blaise i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami tak, że prawie wypadły z zawiasów.
Hermiona, która jeszcze nigdy nie widziała wściekłego Zabiniego przestraszyła się nie na żarty. Skoro nawet zazwyczaj opanowany i zabawny brunet tak się wściekł, to kłótnia musiała być naprawdę poważna.
- To ja może sobie już pójdę... - mruknęła dziewczyna, zsuwając się z łóżka. Ledwo stanęła na nogach, a już złapała się za bok, niebezpiecznie chwiejąc się do przodu. Malfoy dość niedelikatnie złapał ją za ramiona i posadził z powrotem.
- Nie pieprz tylko leż, bo nie chcę żebyś się wykrwawiła na moim drogim dywanie. - warknął w jej stronę, jednocześnie zastanawiając się gdzie się podziewają Daphne i Theodore.
- Nie potrzebuję twojej łaski Malfoy. - odgryzła się natychmiast.
- Nie denerwuj mnie bo zacznę żałować, że nie zostawiłem cię w tym lesie. - powiedział. Hermiona zmrużyła oczy, a później nagle zerwała się na równe nogi. Draco natychmiast zagrodził jej drogę. - Mogę wiedzieć, co ty do jasnej cholery odwalasz?
- Która jest godzina? - spytała ignorując pytanie ślizgona.
- Zadałem ci pytanie. - przypomniał jej oschle.
- Ja tobie też.
Draco westchnął i spojrzał na zegarek.
- Wpół do dwunastej.
Hermiona po raz kolejny spróbowała wyminąć blondyna.
- Z łaski swojej rusz ten swój arystokratyczny tyłek i mnie przepuść.
- Jak mi podasz jakiś sensowny powód, dlaczego miałbym ro zrobić, to może się nad tym zastanowię.
- Czy taki powód, że mamy niecałe półgodziny żeby znaleźć ten głupi kwiat i oddać go Snapeowi, ci odpowiada? - warknęła, odpychając od siebie chłopaka.
Nagle do pomieszczenia weszli Theodore, Pansy i Daphne.
- Radzę ci się natychmiast położyć Granger, jeśli chcesz przeżyć noc. - odezwał się Theo, zaglądając do apteczki leżącej na stoliku obok łóżka Malfoya.
- Okay, nie wiem co wam się ubzdurało w tych czysto-krwistych łbach ale ja nie potrzebuję waszej pomocy i doskonale poradzę sobie sama!
- Tak uważasz?- warknął Draco pochylając się nad szatynką.
- Tak, tak uważam! - odparła, dumnie podnosząc głowę.
Nadal trzymając się za krwawiący brzuch, przykuśtykała do drzwi. Już miała wyjść gdy przed oczami pojawiły jej się mroczki. Poczuła ciepło pod ręką, którą obejmowała brzuch. Kolejny raz tego dnia zachwiała się niebezpiecznie i żeby nie upaść, podtrzymała się framugi drzwi. Nie chciała pokazywać swojej słabości przy ślizgonach.
- Przecież w tym stanie to ona nawet do schodów nie dojdzie. - mruknął Theo tak cicho, że tylko stojący najbliżej niego Draco go usłyszał. Skinął głową na potwierdzenie słów przyjaciela i założył ręce na piersi, nadal oglądając poczynania gryfonki.
Nagle dziewczyna zgięła się w pół i objęła brzuch oboma rękami. Teraz nic już nie podtrzymywało jej przed upadkiem.
- Hermiona! - pisnęła Pansy, gdy pod szatynką ugięły się kolana. Zanim ktokolwiek zdążył się ruszyć, gryfonkę złapał... Zabini?
- Widzę, że przyszedłem w odpowiednim momencie. - mruknął cicho.
Draco wziął Hermionę od Blaise'a i położył ją ponownie na swoim łóżku. Theodore natychmiast zaczął krzątać się wokół niej z różnymi eliksirami, wypowiadając w tym samym czasie formułki zaklęć.
- A powie mi ktoś po co my to w ogóle robimy? - zapytała Pansy jakieś półgodziny później, gdy razem z Blaisem, Daphne i Draconem siedziała w opustoszałym pokoju wspólnym.
Jakiś czas temu Theo wyprosił ich z sypialni, twierdząc, że potrzebuje skupienia.
- Bo Malfoy, nasz pan i władca miał takie widzi mi się. - burknął Blaise, siedzący na kanapie pomiędzy dziewczynami.
- Długo się tak będziecie na siebie boczyć? - westchnęła Daphne.
- Właśnie, o co wam w ogóle poszło? - przyłączyła się Pansy. - Bo chyba nie o to, że Draco chciał pomóc Hermionie?
- Nie chciałem jej pomóc! - obruszył się natychmiast blondyn.
- To po co to zrobiłeś? - spytała dociekliwie Greengrass.
- No... nie wiem...
Blaise parsknął szyderczym śmiechem.
- Ale za to ja wiem. - wtrącił tak jadowicie, że siedząca najbliżej niego Daph aż się wzdrygnęła. Chłopak natychmiast się trochę uspokoił. Nie chciał, żeby się go bała. - Otóż, nasz kochany Draco myślał, że całe życie może być sukinsynem bez uczuć, a teraz nie wie jak się w pewnych sytuacjach odnaleźć bo jakieś ludzkie instynkty zaczęły przez niego przemawiać. Przykro mi Draco, nie zostaniesz królem ciemności tak jakbyś chciał bo jak widać, w niektórych zakamarkach twojego skamieniałego serca zostało jeszcze trochę człowieczeństwa.
Malfoy nie wiedział co powiedzieć, bo jego przyjaciel rozgryzł go całkowicie. Czy był aż tak przewidywalny, czy to może Blaise był tak spostrzegawczy?
- A teraz wybaczcie, ale pójdę się przewietrzyć. - burknął ciemnowłosy i podniósł się z kanapy.
- Pójdę z tobą - wtrąciła szybko Daphne.
Blaise był tak mile zaskoczony, że tylko skinął głową uśmiechając się przy tym niepewnie. Gdy dwójka ślizgonów opuściła Pokój Wspólny, Pansy postanowiła sprawdzić co u Theodore'a i Hermiony.
- Co z nią? - zapytała, wchodząc do sypialni chłopaków. Usiadła na łóżku Zabiniego i posłała Nottowi zaciekawione spojrzenie.
- Już dobrze, właśnie zasnęła. Zatamowałem krwawienie i założyłem kilka opatrunków, bo uderzenia nie uszkodziły żadnych narządów ani żeber. - wyjaśnił Theo wycierając twarz ręcznikiem. - Wypadałoby żeby wróciła do siebie ale przemęczanie jej po utracie takiej ilości krwi raczej nie jest dobrym pomysłem. Wątpię też, żeby Draco ustąpił jej swojego łóżka na całą noc.
- Może spać u mnie i Daphne. Odkąd Astoria jest z Crabbem, całe noce spędza z nim. Praktycznie już tam mieszka. - mówiąc te słowa Parkinson wzdrygnęła się z wyraźnym obrzydzeniem wymalowanym na twarzy.
- Skąd wiesz, że nie wróci? Zrobiłaby aferę na cały zamek i spaliłaby to łóżko razem z pokojem gdyby dowiedziała się, że Hermiona w nim spała. - Zauważył trafnie Theo.
- Racja... W takim razie nie wiem co z nią zrobić. - mruknęła smutno Pans. Mimo dawnej niechęci do Granger, zdążyła ją już trochę polubić i wydawało jej się, że reszta jej paczki ma podobne odczucia.
- Niech śpi tutaj. - wtrącił Draco, opierający się niedbale o framugę drzwi. - Nie mam zamiaru spać dzisiaj z Zabinim w jednym pokoju. Przenocuję na kanapie w Salonie.
- A co zrobimy rano? Nie powinna iść na lekcje w takim stanie, nie możemy jej też stąd wyprowadzić przy reszcie ślizgonów bo od razu zaczęłyby się plotki. No i jak ona wytłumaczy, czemu nie było jej na zajęciach?
- Theodore, czy ty musisz histeryzować jak jakaś stara baba? - Draco westchnął ciężko. - Jak wszyscy będą już poza Pokojem Wspólnym to po prostu pójdzie do siebie. Mogę się też założyć o to, że jak tylko wróci do swojego pokoju to od razu poleci na lekcje, więc jak widzisz nie ma się o co martwić. A teraz pozwólcie, że wezmę prysznic i wyjdę zanim Diabeł tu wróci. - mówiąc to wziął w rękę ręcznik, bokserki, dresy i koszulkę na ramiączka, po czym skierował się do łazienki.
Pansy wymieniła z Theodorem zrezygnowane spojrzenia i życząc mu dobrej nocy poszła do swojego pokoju. Chwilę później, zmęczony odgrywaniem roli magomedyka Nott zasnął, nawet nie zawracając sobie głowy tym żeby przebrać się w piżamę.
Gdy Hermiona otworzyła oczy, niezbyt wiedziała gdzie właściwie się znajduje. Rozejrzała się wokoło, ale była pewna, że nigdy wcześniej nie była w tym pomieszczeniu. Zrozumienie przyszło dopiero gdy leżący w łóżku po jej lewej stronie chłopak usiadł i przetarł ręką zaspane oczy.
- Cześć Zabini - przywitała się.
Blaise raz jeszcze przetarł twarz, ziewnął i dopiero wtedy odwrócił się w kierunku szatynki.
- Hej Granger. Jak się czujesz?
- Chyba już dobrze, dzięki.
Gryfonkę bardzo zdziwiło zainteresowanie chłopaka.
Ślizgon uśmiechnął się do niej i zerknął na zegarek, mrucząc coś o idiotach, którzy znowu nie raczyli go obudzić. Szybko wstał z łóżka i podszedł do szafy.
- Nie to, że cię stąd wyganiam Granger - powiedział, nie odwracając wzroku od półek z ubraniami, na których zawzięcie czegoś szukał. - Ale jeśli chcesz wrócić do siebie, nie robiąc z tego sensacji to radziłbym ci się zbierać.
- Ah, no tak, racja...
Granger szybko zeskoczyła z posłania i natychmiast złapała się za lewy bok. Musiała podeprzeć się filaru łóżka żeby nie upaść, bo nagle zakręciło jej się w głowie.
- Wszystko dobrze? - zapytał Diabeł, posyłając dziewczynie zaniepokojone spojrzenie.
- Tak. - zapewniła od razu Hermiona starając się wyglądać jak najbardziej wiarygodnie. - A teraz wybacz, ale naprawdę lepiej będzie jak sobie pójdę.
Gdy skierowała się do drzwi, Blaise przypomniał sobie o czymś.
- Zaczekaj! - zawołał gdy dziewczyna była już na korytarzu.
- Tak? - spytała, ponownie zaglądając do sypialni ślizgonów. Zdziwiła się, gdy Blaise podał jej różdżkę. Tyle się wczoraj wydarzyło, że sytuacja w gabinecie Snape'a wydawała jej się bardzo odległa. - Dzięki. - dodała uśmiechając się niepewnie.
Zanim zeszła ze schodów, rzuciła na siebie zaklęcie kameleona.
Gdy weszła do Pokoju Wspólnego, prawie wpadła na Tracey Davis która akurat przechodziła obok schodów razem ze swoją przyjaciółką, Millicentą Bulstrode.
- Co się stało Tracey? - spytała zaniepokojona Millicenta, gdy jej przyjaciółka zaczęła wywijać rękami jakieś dziwne kształty.
- Mogę się założyć, że na coś wpadłam. - odparła blondynka nadal szukając czegoś w powietrzu.
Przerażona Hermiona ledwo uchylała się przed długimi paznokciami dziewczyny, ale nie mogła przecież zostać zdemaskowana w pokoju pełnym ślizgonów. Najgorsze było to, że Malfoy siedzący na kanapie, cały czas patrzył prosto na nią. Czyżby w jakiś sposób było ją widać? A może domyślił się, że to ona?
Gdy zdezorientowana Millicenta odciągnęła Tracey tłumacząc jej, że niczego tam nie ma, Hermiona szybko czmychnęła na drugi koniec pokoju. Draco śledził ją wzrokiem, aż do momentu gdy wyszła na korytarz. Bardzo przestraszył ją fakt, że gdzieś już widziała takie oczy jak jego. Nie mogła sobie tylko przypomnieć, gdzie.
- Nie martw się Harry, na pewno zaraz się znajdzie. - powiedziała Ginny Weasley, kładąc dłoń na ramieniu Pottera.
Brunet nie chciał zranić dziewczyny, więc nie strącił jej ręki.
Wstał i zaczął niespokojnie chodzić po pomieszczeniu. Jego nerwy były już na granicy wytrzymałości. Nie dość, że od wczoraj nie widział Hermiony i zaczął poważnie zastanawiać się nad tym, w co tym razem ten dupek Malfoy ją wpakował, to na dodatek ta ruda przylepa się go uczepiła. W sumie to nawet lubił Ginny, bo biorąc pod uwagę, że przyjaźnił się z jej bratem, to nie miał dużego wyboru, ale ostatnio miał jej dość. Odkąd Ron wylądował w Mungu, latała za nim i za Hermioną, starając się zostać ich nową przyjaciółką. Do tego dochodziła jeszcze jej obsesja na punkcie Wybrańca... Tak, Harry zdecydowanie miał jej już serdecznie dość i gdyby nie to, że czekał na powrót przyjaciółki to z pewnością już dawno zmyłby się z Pokoju Wspólnego.
Wcześnie rano, moment przed rozpoczęciem śniadania, Harry'ego zatrzymała nauczycielka Transmutacji. Przekazała mu, że posiada jakieś nowe informacje odnośnie Rona, ale nic więcej nie chciała wyjawić. Kazała mu się stawić razem z Hermioną w jej gabinecie, w czasie przerwy obiadowej. Problem polegał na tym, że Prefekt Gryffindoru zaginęła nagle jak igła w stogu siana. Potter już drugą godzinę siedział w Salonie Wspólnym i czekał na przyjaciółkę, choć doskonale wiedział, że nie pochwaliłaby umyślnego opuszczania lekcji. Nie miał odwagi iść jej szukać, bo bał się z nią minąć. Tak bardzo chciał tak nagadać temu gadowi Malfoyowi, żeby ten chytry uśmieszek zszedł z jego parszywej mordy raz na zawsze, że ledwo powstrzymał się przed wybiegnięciem na korytarz.
Znudzony gadaniną Ginny Weasley (czy ta dziewczyna nie musiała oddychać?!) powiedział, że jest zmęczony i szybko poszedł się położyć. Nawet nie musiał jej okłamywać, bo zmęczenie przygniatało go do ziemi już od jakiegoś czasu. Nie dość, że przez tą całą aferę z odrodzeniem Voldemorta i bzdury które Prorok Codzienny wypisywał o rzekomej chorobie psychicznej którą Albus Dumbledore niefortunnie zaraził Harry'ego Pottera, chłopak bardzo źle spał. Często miewał koszmary, po których budził się zlany zimnym potem i resztę nocy spędzał siedząc na parapecie. Spał może po trzy, w porywach cztery godziny na dobę - a to było stanowczo za mało jak dla Wybrańca, którym chcąc nie chcąc był. Oczywiście nie mówił nic Hermionie, bo zaraz nafaszerowałaby go eliksirami lub wysłała na rozmowę do dyrektora. Tylko Ron wiedział o sytuacji Harry'ego i nawet często bywało tak, że gdy brunet budził przyjaciela krzykiem, Weasley przesiadywał z nim do rana, przypłacając to ciemnymi worami pod oczami i powłóczystym krokiem. Chłopak nigdy jednak nie skarżył się na żadną z tych rzeczy, tym bardziej Harry był zaskoczony gdy dowiedział się o jego intrygach. W jego głowie kłębiło się tyle pytań, że chłopak dziwił się, że nie zaczęły mu jeszcze wypływać uszami. Postanowił jak najszybciej zainwestować w Myślodsiewnię.
Zagłębiony w myślach, nawet nie zauważył gdy Morfeusz zabrał go do swojego królestwa snu.
Draco od rana kłócił się z myślami.
Owszem, wiedział, że ten rok będzie inny, ale miał być lepszy a nie gorszy. Tymczasem była już połowa grudnia a on zdążył uratować szlamę Granger już trzy razy! Do tego, jeden raz zrobił to w towarzystwie Pottera! Kiedy on upadł tak nisko?
Miał gdzieś to co podpowiadało mu sumienie - że niby robi dobrze. Nie chciał być dobry! Chciał być nieczułym skurwysynem, radującym się cudzym nieszczęściem! Postanowił sobie, że znów stanie się taki jaki był kiedyś. Wiedział jednak, że nie od razu Hogwart zbudowano, dlatego postanowił działać powoli. Jego matka powtarzała zawsze "Zrób pierwszy krok, nie musisz widzieć całych schodów. Po prostu zrób pierwszy krok.". Draco postanowił, że pierwszą złą rzeczą jaką zrobi, będzie wystawienie Granger na dzisiejszym szlabanie. O Snape'a się nie bał, z nim zawsze jakoś się dogadywał.
Tak więc, ciesząc się wolnym dniem opuścił salę Zaklęć, które były już ostatnią lekcją tego dnia.
Jako, że Harry zasnął, a Hermiona nie wiedziała o tym, że podczas obiadu mieli się stawić u profesor McGonagall, teraz lecieli do jej gabinetu na złamanie karku. Wybraniec bardzo martwił się o stan zdrowia przyjaciółki, która zatrzymywała się co chwilę i łapała za brzuch.
- Hermiono, co się z tobą dzieje? - zapytał gdy dziewczyna zatrzymała się po raz enty.
- Nic, wszystko dobrze. - odparła natychmiast, ruszając przed siebie.
Starała się iść przed Harrym, tak, aby nie widział ledwo ukrywanego grymasu na jej twarzy.
- Przecież widzę... - mruknął cicho pod nosem. Nie chciał drążyć tematu, bo wiedział, że i tak niczego się nie dowie.
Hermiona jako pierwsza dotarła do gabinetu wicedyrektorki. Zapukała cicho, a gdy usłyszała "proszę" szybko weszła do środka.
- Panno Granger, Panie Potter, to niedopuszczalne kazać tyle na siebie czekać.-Upomniała ich natychmiast profesor McGonagall i wskazała ręką dwa wolne krzesła. W gabinecie byli już bliźniacy i Ginny, więc gryfonka domyśliła się, że chodziło o Rona. Niestety nie miała wcześniej okazji, by wypytać Pottera o okoliczności tego spotkania. -Wczoraj wieczorem dotarła do mnie wiadomość od magomedyków zajmujących się panem Weasleyem. Dowiedziałam się bardzo ważnej rzeczy.
- Mianowicie? - wtrąciła zniecierpliwiona Hermiona.
- Mianowicie, z wyników jego badań dowiedzieliśmy się, że...
Osz ty polsacie XD świetne, dodawaj częściej plisss :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :) Czemu urwałaś w takim momencie? Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam <3 nie wytzymam. Pusz dłuższe plisss :*
OdpowiedzUsuńJuż całkowicie się zakochałam się w tej historii <3 :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Całkiem szybko się pojawił.
Czekam na siódmy, mam nadzieję, że szybko naprawisz kompa :/ Ja bym już brata zabiła :X
Życzę weny,
Camille Weasley
No hej! :*
OdpowiedzUsuńGdzie ty tak pędzisz? O.o Ja jeszcze nie wstawiłam trzeciego rozdziału, a ty już masz siedem.
Bardzo podoba mi się motyw Theo-magomedyka. Pokazałaś go naprawdę z dobrej strony.
Czy tylko mnie rozbawiło to, że Malfoy spał na kanapie? No dobra, najwyraźniej jestem podła ;_; Bywa.
Zabini jest CUDOWNY. "A ty Malfoy przestań zgrywać księżniczkę i zacznij się wreszcie liczyć ze zdaniem innych." ♥ Znalazłam swoją ulubioną postać, jestem spełniona :3
Z psychologicznego punktu widzenia złapałaś syndromu P.O.L.S.A.T., którego objawem jest przerywanie w t a k i m momencie ;_; Nie rób tego więcej, nabawię się nerwicy, czekając aż napiszesz kolejny rozdział :'(
Pozdrawiam cieplutko i życzę weny,
Storm Hunter ♥
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LBA!!!
OdpowiedzUsuńSzczegóły tu:
http://di-angelo-story.blogspot.com/2015/09/lba.html
Droga Clarence,
OdpowiedzUsuńdawno nie komentowałam ale wciąz czytam. Świetny rozdział, i ja również tak samo jak Storm uwielbiam Blaise'a Zabini, gdyby tylko istniał w prawdziwym życiu.
Czekam na następny i pozdrawiam!
-S.
PS. Swoję blogi zamieszce ci w SPAMIE, gdybyś miała ochotę wpadnąc.