(...)
- Wczoraj dotarła do mnie wiadomość od magomedyków zajmujących się panem Weasleyem. Dowiedziałam się bardzo ważnej rzeczy.
- Mianowicie? - wtrąciła zniecierpliwiona Hermiona.
- Mianowicie, z wyników jego badań dowiedzieliśmy się, że został potraktowany wieloma zaklęciami niewybaczalnymi. - McGonagall mówiła wolno, jakby zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów - Według najnowszych wiadomości zdobytych przez Zakon, grupka sprzymierzeńców Sami Wiecie Kogo, zwanych Śmierciożercami ponownie uruchomiła swoją działalność.
- Sugeruje pani, że Śmierciożercy zaatakowali Rona? - spytał nieprzytomnie Fred, o którego obecności Hermiona zupełnie zapomniała.
- Nie sugeruję panie Weasley, tylko mówię o tym czego się dowiedziałam. Kilku zamaskowanych napastników zaatakowało Ronalda gdy pod koniec wakacji udał się na ulicę Pokątną po rzeczy potrzebne do szkoły. Wiadomo jeszcze tylko, że był wielokrotnie torturowany zaklęciem Cruciatus, co bardzo poturbowało jego psychikę, oraz zaklęciem Imperius.
Hermiona usłyszała jak ktoś wciąga ze świstem powietrze, a gdy się odwróciła zobaczyła bliźniaków wyprowadzających słaniającą się na nogach Ginny, z gabinetu.
Histeryczka - Przemknęło gryfonce przez myśl. Mimo, że Ron był jej długoletnim przyjacielem, po tym co jej zrobił, nie umiała tak po prostu współczuć jemu lub jego rodzinie.
- Panie Potter, panno Granger, z pewnością wiecie, że do świąt zostało jeszcze tylko kilka dni. Chciałam wam przekazać, że pomimo niedyspozycji Ronalda, Molly i Artur zapraszają was do siebie na Gwiazdkę.
Harry nadal siedział spokojnie, a Hermiona zamyśliła się. W pierwszej chwili chciała odmówić, jednak postanowiła nie odrzucać propozycji Weasleyów od razu. Przecież była pokłócona z Ronem, a nie z całą jego rodziną.
- Dziękujemy za poinformowanie nas o tym pani Profesor, ale jeśli to już wszystko, czy moglibyśmy wrócić do wieży Gryffindoru? - spytał nagle Harry.
- Oczywiście panie Potter, dobranoc.
- Dobranoc - mruknęli jednocześnie gryfoni.
Wybraniec przepuścił w drzwiach przyjaciółkę i po chwili zrównał z nią swój krok. Mijali wiele portretów, a po jakimś czasie zauważył, że są one coraz starsze, co oznaczało, że zamiast iść w górę; do wieży Lwa, kierowali się w dół.
- Hermiona, wiesz, że idziemy do lochòw? - zapytał po chwili.
- Wiem. Przecież muszę iść na szlaban do Snape'a. - odparła, posyłając czarnowłosemu rozbawione spojrzenie. - Myślałam, że chcesz mnie odprowadzić ale...
- Tak, chcę cię odprowadzić. - wtrącił zmieszany.
- Tak, chcę cię odprowadzić. - wtrącił zmieszany.
Aż do końca drogi żadne z nich się nie odezwało. Oboje pogrążyli się w myślach, trawiąc nowe informacje na temat ich byłego przyjaciela.
Hermiona nawet nie zauważyła nieobecności Malfoya na szlabanie, nie słyszała gderania Snape'a, nie miała pojęcia co się wokół niej dzieje, aż do czasu gdy nauczyciel wypchnął ją za drzwi, mówiąc, że może już wrócić do siebie.
Dopiero gdy znalazła się na ciemnym korytarzu, ogarnął ją niepokój. Bała się zamknąć oczy, w obawie, że gdy ponownie je otworzy, zobaczy coś niepożądanego. Bała się również spojrzeć za siebie, z praktycznie tego samego powodu. Uznawała regułę, że jeśli ma do wyboru małe światełko, lub całkowitą ciemność, wolała wybrać ciemność. Dlaczego? Czy, jeśli bylibyście na wrogim terytorium, tylko z malutką bronią, chcielibyście narażać się na gniew nieprzyjaciela? Strach był jej wrogiem, a żadnego wroga nie wolno lekceważyć. Wiedziała, że jej myśli były głupie, więc bardzo ucieszyła się widząc tuż przed sobą marmurowe schody, prowadzące z lochów, przez Salę Wyjściową, aż do samej Wieży Gryffindoru.
Nie trać czujności Granger, naiwna idiotko!
Okej, okej, spokojnie. Już jest w miarę widno, a Hogwart to przecież mój dom! - wmawiała sobie - ...pełen duchów, zjaw, nauczycieli na dyżurach i tych idiotów, ślizgonów!
Hermiona nie bała się duchów, ale na samą myśl o tych parszywych, zielonych gadach robiło jej się niedobrze... do czasu. Teraz miała wobec nich dług i była na nich cholernie zła za pomoc, bo nawet nie przeszło jej przez myśl, żeby ich o nią poprosić. Czy ci debile musieli się bawić w zbawców świata? Powinni zostawić to zadanie jej i Harry'emu.
Złość wyparowała z niej tak szybko, jak się pojawiła.
Chciała nadal nienawidzić Dracona, Blaise'a, Theodore'a, Pansy i Daphne, ale po tym jak uratowali jej życie, nie potrafiła. Łudziła się, że jakiekolwiek złe myśli o nich i wspomnienia z nimi związane bardziej ją nakręcą i będzie znów umiała posyłać im wszystkim pełne pogardy spojrzenia.
Po co ona się właściwie nad tym wszystkim głowiła? - Zastanawiała się, wchodząc przez dziurę za portretem Grubej Damy: - Chyba tylko po to, żeby nie zastanawiać się nad tymi wszystkimi maszkarami, czającymi się w ciemnościach.
Hermionie noc minęła zadziwiająco dobrze. Nie miała koszmarów, nie budził jej ból, choć gdy chciała się odwrócić na bok, musiała robić to bardzo ostrożnie. Harry niestety nie miał tyle szczęścia, bo gdy kładł się do łóżka, niezwykle mocno piekła go blizna, co z pewnością nie było dobrym znakiem. Gdy w nocy obudził się po okropnym śnie, natychmiast zwymiotował do wiadra, które trzymał obok posłania właśnie na takie sytuacje jak ta. Gdy tylko umył zęby, złapał swoją różdżkę i nie zawracając sobie głowy kapciami, pobiegł szybko do gabinetu profesora Dumbledore'a. Dyrektor kazał mu zaczekać i wysłał jednego z poprzednich zarządców Hogwartu, aby po obrazach przeszedł do komnat Minerwy McGonagall. Kobieta chwilę później wyłoniła się z kominka, a Potter szybko opowiedział im, jak w swoim śnie był świadkiem brutalnego napadu na Artura Weasleya. Przerażeni nauczyciele natychmiast wezwali pomoc, wysyłając ją do Ministersta Magii, czyli miejsca pracy pana Weasleya, gdzie domniemanie został po godzinach pracy zaatakowany przez węża Sami Wiecie Kogo, Nagini.
Sen Harry'ego okazał się prawdą i gdyby nie szybka reakcja samego Wybrańca, Kadry Nauczycielskiej oraz magomedyków, Artur nie przeżyłby do rana. Choć Harry powinien cieszyć się, że udało mu się kogoś uratować, on widział jedynie ciemną stronę tego medalu. Bał się tego cholernego połączenia umysłami z Voldemortem i miał dość tego, że każdy oczekiwał od niego nienagannej postawy bohatera. Przecież on był tylko nastolatkiem!
- Nie mogę w to wszystko uwierzyć... - mruknęła zdziwiona Hermiona, gdy przyjaciel podzielił się z nią rewelacjami poprzedniej nocy. - Harry, ja też muszę ci o czymś opowiedzieć... - powiedziała zwieszając głowę. Miała ochotę zapomnieć o tej chorej sytuacji i nigdy więcej do niej nie wracać, ale najpierw musiała doprowadzić to wszystko po końca. Pierwszym krokiem do tego było streszczenie przyjacielowi całego zajścia, a następnym, rozmowa ze ślizgonami.
- Wow... Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy. - skomentował Harry przecierając ręką zmęczone oczy i jeszcze bardziej czochrając swoje wiecznie niepoukładane włosy.
Mogłoby się wydawać, że Wielka Sala nie była dobrym miejscem do tego typu rozmów, jednak Harry, tak samo jak Hermiona doskonale wiedział, że zatłoczone pomieszczenia są wprost idealne do knucia tajnych planów. Gdyby chowali się po kątach, lub szeptali cichutko w nie zatłoczonych salach, zwróciliby na siebie niepożądaną uwagę. Gdy siedzieli ramię w ramię z każdym innym, względnie nie mającym nic na sumieniu uczniem, wlewali się w tłum i po niespełna pięciu latach chodzenia do tej szkoły, nie byli już żadnym fenomenem. Innymi słowy, każdy miał już gdzieś, co tym razem omawiają, bo mogłaby to być zarówno praca domowa z eliksirów, plany na wakacje lub plan obalenia zła.
Oboje po tym, co powiedzieli sobie przed chwilą, stracili ochotę na jedzenie. Granger jeszcze chwilę próbowała niemrawo nabrać mleko na widelec, a zmęczony Potter prawie wsadził głowę w swoje jajka na bekonie. Gdy przyszedł czas, żeby zebrać się na lekcje, sami nie wiedzieli czy jest to dla nich wybawienie czy zguba, ale razem ruszyli powoli na Zielarstwo - domniemany pierwszy przedmiot tego dnia.
Gdy zaszli już pod cieplarnię numer trzy, odprowadzeni dziwnym wzrokiem połowy szkoły, zorientowali się, że jest ona zamknięta, a Pomony Sprout nigdzie na horyzoncie nie widać.
Harry jęknął głośno i uderzył czołem o ścianę cieplarni.
- Hermiono? - mruknął żałośnie. Gdy dziewczyna dała znak, że słucha, dodał takim samym tonem - Czy jesteśmy dziś na tyle niewyspani, że nie zorientowaliśmy się, że chcemy iść na lekcje w sobotę?
- Chyba tak Harry. - odparła sennie gryfonka.
- Nie mam siły wracać do doooooormitorium. - ziewnął potężnie.
- Nie marudź... - zaśmiała się cicho, ciągnąc go za łokieć z powrotem w stronę zamku.
Może i nie mogła narzekać, bo w nocy nic nie zakłóciło jej snu, jednak wszystko czego zdążyła się od rana dowiedzieć, okropnie ją zmęczyło. W ogarnięciu się nie pomagał jej też Harry, marudzący dziś na każdym kroku.
Jakby tego było mało, na korytarzu na trzecim piętrze, wpadli na Malfoya i Parkinson. Hermiona, jako, że jakąś tam kulturę posiadała, skinęła głową w stronę chłopaka i powtórzyła ten gest, dodatkowo posyłając Pansy słaby uśmiech. Harry i Draco od czasu wspólnej walki z Ronem, nie nienawidzili się już tak bardzo i pewnie nawet przywitaliby się ze sobą gdyby nie to, że Wybraniec prawie spał.
Malfoyowi wystarczyło jedno spojrzenie aby ocenić sytuację.
- Jak tam Potter, kac? - odezwał się, nim ktokolwiek inny zdążył to zrobić. Ku zdziwieniu wszystkich obecnych, w jego głosie nie było drwiny, a jedynie rozbawienie. Hermiona uznała, że jego głos był bardzo przyjemny bez tych wszystkich ubarwień, które tak lubił wprowadzać. Nieświadomie spojrzała mu w oczy i nagle zrozumiała coś, co od wielu dni ją męczyło, jednak nie dała nic po sobie poznać. Tak jej się przynajmniej wydawało.
- Jeśli kac, to tylko moralny. - burknął Harry, uchylając lekko oczy, aby posłać dawnemu wrogowi lekko kpiące spojrzenie.
- Wyglądacie jakbyście nieźle zabalowali. - roześmiała się Pansy. - Poza tym, o ile się nie mylę, mieliście zamiar iść na lekcje. W sobotę - specjalnie dała nacisk na ostatnie słowo.
- Owszem, poszliśmy na zielarstwo. - zgodził się gryfon.
- Ale pocałowaliśmy klamkę i wróciliśmy do zamku. - dodała całkiem już rozbudzona Hermiona.
- A najlepsze jest to, że nie wiem co nam się popieprzyło z tym zielarstwem, bo w żaden dzień tygodnia nie mamy go na pierwszej godzinie. - powiedział Harry, także powoli się rozbudzając.
- Brawo Potter, pięć punktów dla Gryffindoru. - parsknął śmiechem Malfoy. Brew Hermiony natychmiast powędrowała do góry.
- Brawo idioto, jesteś prefektem i właśnie dodałeś nam punkty. - uśmiechnęła się ironicznie i ponownie pociągnęła Harry'ego za rękaw. Bała się, że Malfoy będzie ich gonił i nie odpuści jej tego "idioty", ale dziękowała Merlinowi za to, że tak się nie stało. Nie wiedziała tylko, że on wcale nie odpuścił, a jedynie przesunął tę sprawę w czasie.
Gdy doszli do Wieży Gryffindoru, opadli ciężko na stare fotele w kącie salonu, a jako, że były to te same fotele na których kiedyś siadali z Ronem, Harry chcąc nie chcąc, zapytał:
- Sądzisz, że na prawdę zaatakowali go Śmierciożercy?
Hermiona nie musiała pytać o kogo chodzi Harry'emu.
- Tak - odparła po chwili zastanowienia - Myślę, że Ron jest wybuchowy i nieprzewidywalny, ale jest dobrym człowiekiem.
- Jesteś w stanie mu wybaczyć?
- Jestem - powiedziała, zadziwiając tym samą siebie. Od dawna nie zastanawiała się nad sprawą Ronalda, ale gdzieś w środku czuła, że faktycznie jest w stanie wybaczyć dawnemu przyjacielowi jego przewinienia. - Jeśli zobaczyłabym papiery potwierdzające użycie na nim czarów, dałabym mu drugą szansę. Przecież nie wiedział co robi.
Harry posłał jej zdziwione spojrzenie, które moment później pokryła mgiełka zamyślenia.
- Głupio mi teraz, że tak chcieliśmy się mścić. To nie w naszym stylu.
- Nikt z nas nie był sobą, nie zamartwiaj się tym Harry. - powiedziała natychmiast Hermiona i przesiadła się na boczne oparcie fotela chłopaka. Gdy nie odpowiedział na jej słowa, nadal wlepiając wzrok w dywan, delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu. - Czasu nie cofniemy, może wystarczy porozmawiać z Ronem? Jeśli już dobrze się czuje, to może...
- Myślisz, że będzie chciał nas widzieć? Po tym co zrobiliśmy? - zapytał z wyrzutem, wreszcie odwracając głowę w jej stronę. Hermiona już wiedziała, że ich rozmowa kieruje się na złe tory. Jeśli chciała uniknąć kłótni, musiała szybko coś zrobić.
- Co my takiego niby zrobiliśmy? Broniliśmy się, bo nasz przyjaciel okazał się szajbusem.
Dopiero gdy powtórzyła sobie w myślach to co powiedziała, zrozumiała, że właśnie dolała oliwy do ognia.
- Szajbusem? Szajbusem, tak? Sama powiedziałaś, że użyto na nim zaklęć, a teraz go wyzywasz!
- Nie wyzywam go! - oburzyła się gryfonka. Kilkoro uczniów posłało w ich stronę zaciekawione spojrzenia, więc ściszyła głos. - Po prostu próbuję ci wytłumaczyć, coś co powinieneś widzieć sam, ale najwyraźniej jesteś ślepy na całą tą sytuację. - Dodała mocnym szeptem.
- Ah tak, nic złego nie zrobiliśmy, najlepiej idźmy do niego i naplujmy mu w twarz! - krzyknął Harry tak głośno, że Hermiona aż się cofnęła.
- O co ci nagle chodzi? Do tej pory nie przejmowałeś się tak tym wszystkim!
- Chodzi mi o to, że od września ani na chwilę nie zainteresowaliśmy się sprawami Zakonu - syknął cicho, podchodząc do niej. - Czy tata Rona musiał mieć wypadek, a jego samego musieli zaatakować Śmierciożercy, żebyśmy przypomnieli sobie o tym, że Voldemort powrócił i trzeba zacząć się przygotowywać do wojny? Jak do tej pory, najważniejsze dla nas były nasze sprawy, sprawdziany, kartkówki, nasze uczucia. Zapomnieliśmy, że na wojnie to się nie liczy!
- Nie ma wojny - wtrąciła zniecierpliwiona Hermiona.
- Nie ma ale będzie. A my zamiast się przygotowywać, zajmujemy się bzdurami!
- Przestań na mnie krzyczeć! Pamiętaj, że tego właśnie chciał Zakon. Nie jesteśmy jego członkami, bo chodzimy do szkoły i to właśnie nią mamy się zająć! Wojna, owszem, będzie, ale jakbyś nie zauważył, Zakon nas na niej nie chce.
- Czyli rezygnujesz? - zapytał z niedowierzaniem malującym się w zielonych oczach.
- Re..rezygnuję? Co?
Harry przejechał rękami po twarzy i potargał swoje ciemne włosy. Miał serdecznie dość tej rozmowy, bo prowadziła ich donikąd.
- Chcesz się wycofać z pomocy? Masz gdzieś sprawy Zakonu.
- Nie mam ich gdzieś, ale Zakon nas nie chce. Czy do tej pory poprosili nas o cokolwiek ważnego, czy może wypędzanie Bahanek z zasłon w domu Syriusza jest jedyną super misją dla Harry'ego Pottera? Rękami i nogami próbujesz się tam wepchnąć, ale nie widzisz, że tam nie ma dla ciebie miejsca. Nie ma go dla żadnego z nas.
Hermiona próbowała coś wyczytać z twarzy przyjaciela, ale była ona nieprzenikniona. Szmaragdowe oczy wpatrywały się w nią ni to ze smutkiem, ni z goryczą, a usta złożone były w cienką linię, tak jak często u Profesor McGonagall.
Po chwili Harry złożył ręce na piersi, a Hermiona widziała, że już ochłonął.
- Wiem, że to nie moje pięć minut, ale ja chcę pomóc. - powiedział cicho, smutno i ze zrezygnowaniem.
- Wiem Harry. Poczekajmy, wojny jeszcze nie ma. Przygotujemy się po swojemu, mamy przecież Gwardię. - odparła siadając obok niego i łapiąc go za ciepłą dłoń.
Brunet mocno ścisnął jej rękę i przyciągnął ją do siebie w rozpaczliwym uścisku, który bez zastanowienia oddała. Wiedziała, że kryzys jest już zażegnany.
- Chcesz jechać na święta do Nory? Państwo Weasley nas przecież zaprosili. - zapytał Harry chwilę później, gdy ponownie siedzieli obok siebie.
- Chcę. To lepsze rozwiązanie niż siedzenie w zamku. Może Ron wyszedł już z Munga i uda nam się z nim porozmawiać? Kto wie - Wzruszyła ramionami.
- A jeśli nadal jest tym "szajbusem"? - parsknął Harry, za co chwilę później dostał kuksańca od Hermiony. - Ałaaa...
- Nie wierzę w to. - powiedziała smutno i po chwili dodała: - Nie chcę wierzyć. Nie rozmawiajmy o tym na razie.
- W porządku. A spotkanie Gwardii? Myślałem, żebyśmy się spotkali jeszcze przed świętami. - Harry szybko zmienił temat.
- Trzeba je urządzić jakoś w tym tygodniu. - przyznała Hermiona.
- Sobota rano?
- Nie, w sobotę jest wyjazd. Wszyscy będą zabiegani.
- Umbridge też. - zauważył Harry.
Granger westchnęła i wstała z kanapy.
- Wstępnie niech będzie piątek wieczorem. Myślę, że Malfoy nie będzie chciał siedzieć na szlabanie w ostatni wieczór w tym semestrze, więc na pewno ugada Snape'a, żeby dał nam wolne.
- "Snape" i "ugada"? - zadrwił chłopak i również wstał.
- Myślę, że jak Malfoy chce to potrafi.
- Nie wiem, może. Okej, więc piątek. A teraz wybacz Hermiono, ale muszę się zdrzeeeeemnąć - ziewnął Harry i szybko przytulił przyjaciółkę, po czym zniknął na schodach prowadzących do pokojów chłopców.
Moment później Granger rzuciła się na swoje łóżko w dormitorium, które dzieliła z Lavender i Parvati, ciesząc się wreszcie błogą ciszą spowodowaną nieobecnością jej współlokatorek.
Nareszcie mogła się zastanowić nad tym co dziś dostrzegła. Od zdarzenia z Ronem, nie dawał jej spokoju ten dziwny błękit. Nie wiedziała, co ten kolor oznaczał, nie wiedziała skąd się wziął, ale wiedziała, że była nim oczarowana. A dziś okazało się, że oczy Malfoya bez tych wszystkich drwin i kpin, są właśnie tak pięknie stalowoniebieskie! Jak burzowe niebo, przeszło jej przez myśl. Hermiona kochała burze. Zawsze podczas burzy cały świat jakby odżywał, rodził się na nowo. Gdy ludzie chowali się przed deszczem, ona potrafiła bez okrycia wyjść na dwór tylko po to, by również poczuć na sobie te zbawienne krople. A teraz okazało się, że oczy tego gada są tak śliczne!
- Ugh! - warknęła Hermiona i zwlokła się z łóżka. Nie mogła sobie pozwalać na takie dziwne myśli. Malfoy to nadal Malfoy!
Myślenie o blondynie przypomniało jej o zmianie opatrunku, więc czym prędzej się za to zabrała. Postanowiła jednak najpierw wziąć szybki prysznic i "zmyć" z siebie wszystkie przeżycia dzisiejszego dnia.
Malfoy nie był głupi i zauważył ten dziwny błysk w oczach Granger, gdy ich spojrzenia się spotkały. Ciekawiło go bardzo, co takiego dziewczyna odkryła, ale przecież nie mógł jej zapytać przy wszystkich. W dodatku tak się zamotał, że przypadkowo dodał Potterowi punkty! No i Granger nazwała go idiotą! Wiedział dobrze, że nie puści jej tego płazem, ale nie chciał już robić scen przy Pansy i Wybrańcu-Zasrańcu, zwłaszcza, że nazwanie go idiotą w takiej sytuacji było jak najbardziej na miejscu. Co nie znaczy, że ta Granger może go poniżać w obecności swojego ciołkowatego przyjaciela, albo w ogóle kogokolwiek! Postanowił, że dopadnie ją na osobności. Musiał tylko zaczekać do poniedziałkowego szlabanu u Snape'a.
Kochani! Wybaczcie mi błagam!
Wiem, że nie było mnie tu z wami dwa miesiące, ale, choć może trudno uwierzyć, mój komputer nadal jest zepsuty. Jestem na siebie okropnie zła, bo już od dawna miałam zamysł tego rozdziału, nie miałam tylko jak go napisać. Miał być o wiele dłuższy, miałam opisać szlaban i wyjazd z zamku, jednak ten rozdział i tak wydawał mi się ciągnięty na siłę. OBIECUJĘ dodać nowy w przyszłym tygodniu.
Mam nadzieję, że jeszcze choć kilka osób zostało ze mną pomimo tak długiej nieobecności. Rozdział dedykuję każdemu, kto nadal jest na tym blogu. Proszę o opinie w komentarzach <3..
Clarence
Dopiero gdy znalazła się na ciemnym korytarzu, ogarnął ją niepokój. Bała się zamknąć oczy, w obawie, że gdy ponownie je otworzy, zobaczy coś niepożądanego. Bała się również spojrzeć za siebie, z praktycznie tego samego powodu. Uznawała regułę, że jeśli ma do wyboru małe światełko, lub całkowitą ciemność, wolała wybrać ciemność. Dlaczego? Czy, jeśli bylibyście na wrogim terytorium, tylko z malutką bronią, chcielibyście narażać się na gniew nieprzyjaciela? Strach był jej wrogiem, a żadnego wroga nie wolno lekceważyć. Wiedziała, że jej myśli były głupie, więc bardzo ucieszyła się widząc tuż przed sobą marmurowe schody, prowadzące z lochów, przez Salę Wyjściową, aż do samej Wieży Gryffindoru.
Nie trać czujności Granger, naiwna idiotko!
Okej, okej, spokojnie. Już jest w miarę widno, a Hogwart to przecież mój dom! - wmawiała sobie - ...pełen duchów, zjaw, nauczycieli na dyżurach i tych idiotów, ślizgonów!
Hermiona nie bała się duchów, ale na samą myśl o tych parszywych, zielonych gadach robiło jej się niedobrze... do czasu. Teraz miała wobec nich dług i była na nich cholernie zła za pomoc, bo nawet nie przeszło jej przez myśl, żeby ich o nią poprosić. Czy ci debile musieli się bawić w zbawców świata? Powinni zostawić to zadanie jej i Harry'emu.
Złość wyparowała z niej tak szybko, jak się pojawiła.
Chciała nadal nienawidzić Dracona, Blaise'a, Theodore'a, Pansy i Daphne, ale po tym jak uratowali jej życie, nie potrafiła. Łudziła się, że jakiekolwiek złe myśli o nich i wspomnienia z nimi związane bardziej ją nakręcą i będzie znów umiała posyłać im wszystkim pełne pogardy spojrzenia.
Po co ona się właściwie nad tym wszystkim głowiła? - Zastanawiała się, wchodząc przez dziurę za portretem Grubej Damy: - Chyba tylko po to, żeby nie zastanawiać się nad tymi wszystkimi maszkarami, czającymi się w ciemnościach.
Hermionie noc minęła zadziwiająco dobrze. Nie miała koszmarów, nie budził jej ból, choć gdy chciała się odwrócić na bok, musiała robić to bardzo ostrożnie. Harry niestety nie miał tyle szczęścia, bo gdy kładł się do łóżka, niezwykle mocno piekła go blizna, co z pewnością nie było dobrym znakiem. Gdy w nocy obudził się po okropnym śnie, natychmiast zwymiotował do wiadra, które trzymał obok posłania właśnie na takie sytuacje jak ta. Gdy tylko umył zęby, złapał swoją różdżkę i nie zawracając sobie głowy kapciami, pobiegł szybko do gabinetu profesora Dumbledore'a. Dyrektor kazał mu zaczekać i wysłał jednego z poprzednich zarządców Hogwartu, aby po obrazach przeszedł do komnat Minerwy McGonagall. Kobieta chwilę później wyłoniła się z kominka, a Potter szybko opowiedział im, jak w swoim śnie był świadkiem brutalnego napadu na Artura Weasleya. Przerażeni nauczyciele natychmiast wezwali pomoc, wysyłając ją do Ministersta Magii, czyli miejsca pracy pana Weasleya, gdzie domniemanie został po godzinach pracy zaatakowany przez węża Sami Wiecie Kogo, Nagini.
Sen Harry'ego okazał się prawdą i gdyby nie szybka reakcja samego Wybrańca, Kadry Nauczycielskiej oraz magomedyków, Artur nie przeżyłby do rana. Choć Harry powinien cieszyć się, że udało mu się kogoś uratować, on widział jedynie ciemną stronę tego medalu. Bał się tego cholernego połączenia umysłami z Voldemortem i miał dość tego, że każdy oczekiwał od niego nienagannej postawy bohatera. Przecież on był tylko nastolatkiem!
- Nie mogę w to wszystko uwierzyć... - mruknęła zdziwiona Hermiona, gdy przyjaciel podzielił się z nią rewelacjami poprzedniej nocy. - Harry, ja też muszę ci o czymś opowiedzieć... - powiedziała zwieszając głowę. Miała ochotę zapomnieć o tej chorej sytuacji i nigdy więcej do niej nie wracać, ale najpierw musiała doprowadzić to wszystko po końca. Pierwszym krokiem do tego było streszczenie przyjacielowi całego zajścia, a następnym, rozmowa ze ślizgonami.
- Wow... Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy. - skomentował Harry przecierając ręką zmęczone oczy i jeszcze bardziej czochrając swoje wiecznie niepoukładane włosy.
Mogłoby się wydawać, że Wielka Sala nie była dobrym miejscem do tego typu rozmów, jednak Harry, tak samo jak Hermiona doskonale wiedział, że zatłoczone pomieszczenia są wprost idealne do knucia tajnych planów. Gdyby chowali się po kątach, lub szeptali cichutko w nie zatłoczonych salach, zwróciliby na siebie niepożądaną uwagę. Gdy siedzieli ramię w ramię z każdym innym, względnie nie mającym nic na sumieniu uczniem, wlewali się w tłum i po niespełna pięciu latach chodzenia do tej szkoły, nie byli już żadnym fenomenem. Innymi słowy, każdy miał już gdzieś, co tym razem omawiają, bo mogłaby to być zarówno praca domowa z eliksirów, plany na wakacje lub plan obalenia zła.
Oboje po tym, co powiedzieli sobie przed chwilą, stracili ochotę na jedzenie. Granger jeszcze chwilę próbowała niemrawo nabrać mleko na widelec, a zmęczony Potter prawie wsadził głowę w swoje jajka na bekonie. Gdy przyszedł czas, żeby zebrać się na lekcje, sami nie wiedzieli czy jest to dla nich wybawienie czy zguba, ale razem ruszyli powoli na Zielarstwo - domniemany pierwszy przedmiot tego dnia.
Gdy zaszli już pod cieplarnię numer trzy, odprowadzeni dziwnym wzrokiem połowy szkoły, zorientowali się, że jest ona zamknięta, a Pomony Sprout nigdzie na horyzoncie nie widać.
Harry jęknął głośno i uderzył czołem o ścianę cieplarni.
- Hermiono? - mruknął żałośnie. Gdy dziewczyna dała znak, że słucha, dodał takim samym tonem - Czy jesteśmy dziś na tyle niewyspani, że nie zorientowaliśmy się, że chcemy iść na lekcje w sobotę?
- Chyba tak Harry. - odparła sennie gryfonka.
- Nie mam siły wracać do doooooormitorium. - ziewnął potężnie.
- Nie marudź... - zaśmiała się cicho, ciągnąc go za łokieć z powrotem w stronę zamku.
Może i nie mogła narzekać, bo w nocy nic nie zakłóciło jej snu, jednak wszystko czego zdążyła się od rana dowiedzieć, okropnie ją zmęczyło. W ogarnięciu się nie pomagał jej też Harry, marudzący dziś na każdym kroku.
Jakby tego było mało, na korytarzu na trzecim piętrze, wpadli na Malfoya i Parkinson. Hermiona, jako, że jakąś tam kulturę posiadała, skinęła głową w stronę chłopaka i powtórzyła ten gest, dodatkowo posyłając Pansy słaby uśmiech. Harry i Draco od czasu wspólnej walki z Ronem, nie nienawidzili się już tak bardzo i pewnie nawet przywitaliby się ze sobą gdyby nie to, że Wybraniec prawie spał.
Malfoyowi wystarczyło jedno spojrzenie aby ocenić sytuację.
- Jak tam Potter, kac? - odezwał się, nim ktokolwiek inny zdążył to zrobić. Ku zdziwieniu wszystkich obecnych, w jego głosie nie było drwiny, a jedynie rozbawienie. Hermiona uznała, że jego głos był bardzo przyjemny bez tych wszystkich ubarwień, które tak lubił wprowadzać. Nieświadomie spojrzała mu w oczy i nagle zrozumiała coś, co od wielu dni ją męczyło, jednak nie dała nic po sobie poznać. Tak jej się przynajmniej wydawało.
- Jeśli kac, to tylko moralny. - burknął Harry, uchylając lekko oczy, aby posłać dawnemu wrogowi lekko kpiące spojrzenie.
- Wyglądacie jakbyście nieźle zabalowali. - roześmiała się Pansy. - Poza tym, o ile się nie mylę, mieliście zamiar iść na lekcje. W sobotę - specjalnie dała nacisk na ostatnie słowo.
- Owszem, poszliśmy na zielarstwo. - zgodził się gryfon.
- Ale pocałowaliśmy klamkę i wróciliśmy do zamku. - dodała całkiem już rozbudzona Hermiona.
- A najlepsze jest to, że nie wiem co nam się popieprzyło z tym zielarstwem, bo w żaden dzień tygodnia nie mamy go na pierwszej godzinie. - powiedział Harry, także powoli się rozbudzając.
- Brawo Potter, pięć punktów dla Gryffindoru. - parsknął śmiechem Malfoy. Brew Hermiony natychmiast powędrowała do góry.
- Brawo idioto, jesteś prefektem i właśnie dodałeś nam punkty. - uśmiechnęła się ironicznie i ponownie pociągnęła Harry'ego za rękaw. Bała się, że Malfoy będzie ich gonił i nie odpuści jej tego "idioty", ale dziękowała Merlinowi za to, że tak się nie stało. Nie wiedziała tylko, że on wcale nie odpuścił, a jedynie przesunął tę sprawę w czasie.
Gdy doszli do Wieży Gryffindoru, opadli ciężko na stare fotele w kącie salonu, a jako, że były to te same fotele na których kiedyś siadali z Ronem, Harry chcąc nie chcąc, zapytał:
- Sądzisz, że na prawdę zaatakowali go Śmierciożercy?
Hermiona nie musiała pytać o kogo chodzi Harry'emu.
- Tak - odparła po chwili zastanowienia - Myślę, że Ron jest wybuchowy i nieprzewidywalny, ale jest dobrym człowiekiem.
- Jesteś w stanie mu wybaczyć?
- Jestem - powiedziała, zadziwiając tym samą siebie. Od dawna nie zastanawiała się nad sprawą Ronalda, ale gdzieś w środku czuła, że faktycznie jest w stanie wybaczyć dawnemu przyjacielowi jego przewinienia. - Jeśli zobaczyłabym papiery potwierdzające użycie na nim czarów, dałabym mu drugą szansę. Przecież nie wiedział co robi.
Harry posłał jej zdziwione spojrzenie, które moment później pokryła mgiełka zamyślenia.
- Głupio mi teraz, że tak chcieliśmy się mścić. To nie w naszym stylu.
- Nikt z nas nie był sobą, nie zamartwiaj się tym Harry. - powiedziała natychmiast Hermiona i przesiadła się na boczne oparcie fotela chłopaka. Gdy nie odpowiedział na jej słowa, nadal wlepiając wzrok w dywan, delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu. - Czasu nie cofniemy, może wystarczy porozmawiać z Ronem? Jeśli już dobrze się czuje, to może...
- Myślisz, że będzie chciał nas widzieć? Po tym co zrobiliśmy? - zapytał z wyrzutem, wreszcie odwracając głowę w jej stronę. Hermiona już wiedziała, że ich rozmowa kieruje się na złe tory. Jeśli chciała uniknąć kłótni, musiała szybko coś zrobić.
- Co my takiego niby zrobiliśmy? Broniliśmy się, bo nasz przyjaciel okazał się szajbusem.
Dopiero gdy powtórzyła sobie w myślach to co powiedziała, zrozumiała, że właśnie dolała oliwy do ognia.
- Szajbusem? Szajbusem, tak? Sama powiedziałaś, że użyto na nim zaklęć, a teraz go wyzywasz!
- Nie wyzywam go! - oburzyła się gryfonka. Kilkoro uczniów posłało w ich stronę zaciekawione spojrzenia, więc ściszyła głos. - Po prostu próbuję ci wytłumaczyć, coś co powinieneś widzieć sam, ale najwyraźniej jesteś ślepy na całą tą sytuację. - Dodała mocnym szeptem.
- Ah tak, nic złego nie zrobiliśmy, najlepiej idźmy do niego i naplujmy mu w twarz! - krzyknął Harry tak głośno, że Hermiona aż się cofnęła.
- O co ci nagle chodzi? Do tej pory nie przejmowałeś się tak tym wszystkim!
- Chodzi mi o to, że od września ani na chwilę nie zainteresowaliśmy się sprawami Zakonu - syknął cicho, podchodząc do niej. - Czy tata Rona musiał mieć wypadek, a jego samego musieli zaatakować Śmierciożercy, żebyśmy przypomnieli sobie o tym, że Voldemort powrócił i trzeba zacząć się przygotowywać do wojny? Jak do tej pory, najważniejsze dla nas były nasze sprawy, sprawdziany, kartkówki, nasze uczucia. Zapomnieliśmy, że na wojnie to się nie liczy!
- Nie ma wojny - wtrąciła zniecierpliwiona Hermiona.
- Nie ma ale będzie. A my zamiast się przygotowywać, zajmujemy się bzdurami!
- Przestań na mnie krzyczeć! Pamiętaj, że tego właśnie chciał Zakon. Nie jesteśmy jego członkami, bo chodzimy do szkoły i to właśnie nią mamy się zająć! Wojna, owszem, będzie, ale jakbyś nie zauważył, Zakon nas na niej nie chce.
- Czyli rezygnujesz? - zapytał z niedowierzaniem malującym się w zielonych oczach.
- Re..rezygnuję? Co?
Harry przejechał rękami po twarzy i potargał swoje ciemne włosy. Miał serdecznie dość tej rozmowy, bo prowadziła ich donikąd.
- Chcesz się wycofać z pomocy? Masz gdzieś sprawy Zakonu.
- Nie mam ich gdzieś, ale Zakon nas nie chce. Czy do tej pory poprosili nas o cokolwiek ważnego, czy może wypędzanie Bahanek z zasłon w domu Syriusza jest jedyną super misją dla Harry'ego Pottera? Rękami i nogami próbujesz się tam wepchnąć, ale nie widzisz, że tam nie ma dla ciebie miejsca. Nie ma go dla żadnego z nas.
Hermiona próbowała coś wyczytać z twarzy przyjaciela, ale była ona nieprzenikniona. Szmaragdowe oczy wpatrywały się w nią ni to ze smutkiem, ni z goryczą, a usta złożone były w cienką linię, tak jak często u Profesor McGonagall.
Po chwili Harry złożył ręce na piersi, a Hermiona widziała, że już ochłonął.
- Wiem, że to nie moje pięć minut, ale ja chcę pomóc. - powiedział cicho, smutno i ze zrezygnowaniem.
- Wiem Harry. Poczekajmy, wojny jeszcze nie ma. Przygotujemy się po swojemu, mamy przecież Gwardię. - odparła siadając obok niego i łapiąc go za ciepłą dłoń.
Brunet mocno ścisnął jej rękę i przyciągnął ją do siebie w rozpaczliwym uścisku, który bez zastanowienia oddała. Wiedziała, że kryzys jest już zażegnany.
- Chcesz jechać na święta do Nory? Państwo Weasley nas przecież zaprosili. - zapytał Harry chwilę później, gdy ponownie siedzieli obok siebie.
- Chcę. To lepsze rozwiązanie niż siedzenie w zamku. Może Ron wyszedł już z Munga i uda nam się z nim porozmawiać? Kto wie - Wzruszyła ramionami.
- A jeśli nadal jest tym "szajbusem"? - parsknął Harry, za co chwilę później dostał kuksańca od Hermiony. - Ałaaa...
- Nie wierzę w to. - powiedziała smutno i po chwili dodała: - Nie chcę wierzyć. Nie rozmawiajmy o tym na razie.
- W porządku. A spotkanie Gwardii? Myślałem, żebyśmy się spotkali jeszcze przed świętami. - Harry szybko zmienił temat.
- Trzeba je urządzić jakoś w tym tygodniu. - przyznała Hermiona.
- Sobota rano?
- Nie, w sobotę jest wyjazd. Wszyscy będą zabiegani.
- Umbridge też. - zauważył Harry.
Granger westchnęła i wstała z kanapy.
- Wstępnie niech będzie piątek wieczorem. Myślę, że Malfoy nie będzie chciał siedzieć na szlabanie w ostatni wieczór w tym semestrze, więc na pewno ugada Snape'a, żeby dał nam wolne.
- "Snape" i "ugada"? - zadrwił chłopak i również wstał.
- Myślę, że jak Malfoy chce to potrafi.
- Nie wiem, może. Okej, więc piątek. A teraz wybacz Hermiono, ale muszę się zdrzeeeeemnąć - ziewnął Harry i szybko przytulił przyjaciółkę, po czym zniknął na schodach prowadzących do pokojów chłopców.
Moment później Granger rzuciła się na swoje łóżko w dormitorium, które dzieliła z Lavender i Parvati, ciesząc się wreszcie błogą ciszą spowodowaną nieobecnością jej współlokatorek.
Nareszcie mogła się zastanowić nad tym co dziś dostrzegła. Od zdarzenia z Ronem, nie dawał jej spokoju ten dziwny błękit. Nie wiedziała, co ten kolor oznaczał, nie wiedziała skąd się wziął, ale wiedziała, że była nim oczarowana. A dziś okazało się, że oczy Malfoya bez tych wszystkich drwin i kpin, są właśnie tak pięknie stalowoniebieskie! Jak burzowe niebo, przeszło jej przez myśl. Hermiona kochała burze. Zawsze podczas burzy cały świat jakby odżywał, rodził się na nowo. Gdy ludzie chowali się przed deszczem, ona potrafiła bez okrycia wyjść na dwór tylko po to, by również poczuć na sobie te zbawienne krople. A teraz okazało się, że oczy tego gada są tak śliczne!
- Ugh! - warknęła Hermiona i zwlokła się z łóżka. Nie mogła sobie pozwalać na takie dziwne myśli. Malfoy to nadal Malfoy!
Myślenie o blondynie przypomniało jej o zmianie opatrunku, więc czym prędzej się za to zabrała. Postanowiła jednak najpierw wziąć szybki prysznic i "zmyć" z siebie wszystkie przeżycia dzisiejszego dnia.
Malfoy nie był głupi i zauważył ten dziwny błysk w oczach Granger, gdy ich spojrzenia się spotkały. Ciekawiło go bardzo, co takiego dziewczyna odkryła, ale przecież nie mógł jej zapytać przy wszystkich. W dodatku tak się zamotał, że przypadkowo dodał Potterowi punkty! No i Granger nazwała go idiotą! Wiedział dobrze, że nie puści jej tego płazem, ale nie chciał już robić scen przy Pansy i Wybrańcu-Zasrańcu, zwłaszcza, że nazwanie go idiotą w takiej sytuacji było jak najbardziej na miejscu. Co nie znaczy, że ta Granger może go poniżać w obecności swojego ciołkowatego przyjaciela, albo w ogóle kogokolwiek! Postanowił, że dopadnie ją na osobności. Musiał tylko zaczekać do poniedziałkowego szlabanu u Snape'a.
Kochani! Wybaczcie mi błagam!
Wiem, że nie było mnie tu z wami dwa miesiące, ale, choć może trudno uwierzyć, mój komputer nadal jest zepsuty. Jestem na siebie okropnie zła, bo już od dawna miałam zamysł tego rozdziału, nie miałam tylko jak go napisać. Miał być o wiele dłuższy, miałam opisać szlaban i wyjazd z zamku, jednak ten rozdział i tak wydawał mi się ciągnięty na siłę. OBIECUJĘ dodać nowy w przyszłym tygodniu.
Mam nadzieję, że jeszcze choć kilka osób zostało ze mną pomimo tak długiej nieobecności. Rozdział dedykuję każdemu, kto nadal jest na tym blogu. Proszę o opinie w komentarzach <3..
Clarence
I oto jak mówiłam jestem ! Przeczytałam wszystko w ciągu godziny i pytam się : Co tak mało rozdziałów !!! Ja chce jeszcze !!!
OdpowiedzUsuńJest to pierwsze Dramione jakie czytam, bo nigdy jakoś nie ciągnęło mnie do nich i wolałam Scorose. No co jakieś połączenie między Weasley, a Malfoy i tak musi być ;)
W każdym razie cieszę się, że pierwszy blog Dramione na jaki trafiłam nie okazał się wielką porażką (gdzie Hermiona od razu rzuca się na biednego chłopaka i niby ze kochała go od zawsze), a wręcz przeciwnie wciągnął mnie tak, że zapomniałam o całym świecie (aż do momentu przeczytanie siódmego rozdziału gdzie zaczęłam wrzeszczeć na telefon. Taak... Myślałam, że się zaciął i wrednie nie chce pokazać następnego rozdziału).
Ciekawa jestem jak Draco odwdzięczy się Hermionie za nazwanie go idiotą (o co sam się prosił).
Jedyne złego co przykuło moją uwagę jest mianowicie (oprócz skończenie się rozdziału oczywiście) że napisałaś, iż nauczycielką od OPCM (obrony przed czarną magią) jest Umbrige, a jednak Snape robił eliksir dla prof. Lupina (<- nawet nie wiesz jak długo mocowałam się ze słownikiem, ktory cały czas zmieniał jego nazwisko na Łupina !!!). Chociaż to może ja coś przeoczyłam w tekście :P
Jakie to szlachetne ze strony Draco, że nie zostawił ją na pastwę losu, a to jego myślenie nad tym jak to możliwe, że ma uczucia mnie rozwala.
W każdym razie na prawdę świetne i życzę Ci dużo weny oraz serdecznie zapraszam do mnie :* Prowadzę bloga o Nowym Pokoleniu chociaż główna bohaterka jest osobą wymyśloną przeze mnie.
~KIMI
endowed-with-power.blogspot.com
Bardzo się cieszę, że mój blog przypadł Ci do gustu! :D
UsuńAkcja toczy się na piątym roku, więc to oczywiście Dolores Umbridge jest nauczycielką Obrony, ale Snape - jako członek Zakonu - nadal na prośbę Dumbledore'a przygotowuje eliksir dla Lunatyka ;)
Nowy rozdział dodam do końca następnego tygodnia, więc długo nie musisz czekać :D
Choć nie lubię nowego pokolenia (wolę pokolenie Harry'ego), postaram się zajrzeć na Twojego bloga :*
Clarence
Nie ma sprawy ;) Nie musisz zaglądać na mojego bloga. Wolę żeby ktoś w ogóle nie czytał, niż zmuszał się do tego.
UsuńJa sama mam kilka rodzaji fanfiction potterowskich, których nie lubię.
Jednym z przykładów może być jakikolwiek blog z Wielką Trójką, gdy wracają po wojnie do szkoły.
Może to tylko ja mam takie dziwne wymysły, lecz poprostu nie mogę czytać blogów gdzie po Hogwarcie - zamku, w którym potajemnie się kocham, chodzą nieszczęśliwe osoby, natykające się na bolesne wspomnienia.
Moimi ulubionymi natomiast są takie, w których jest opisane dużo szkolnej rutyny oraz historii miłosnych, czyli normalnego życia nastolatków.
Twój blog mimo, że nie jest o Nowym Pokoleniu wciągnął mnie strasznie, ponieważ również jest ukazane dużo życia szkolnego, a przede wszystkim zakazana miłość, do której (jak niedawno zauważyłam) mam zamiłowanie.
Dla przykładu moimi ulubionymi parringami są : Scorose oraz Dramione (chociaż z tego drugiego gatunku czytam tylko twojego bloga).
Ale się rozpisałam :P
W każdym razie nie musisz wchodzić do mnie wystarczy mi fakt, że odpowiadasz na moje komentarze (co bardzo sobie cenie wśród autorów blogów). Do następnego :*
~KIMI
endowed-with-power.blogspot.com
Opuścić Ciebie? Nie ma mowy! Zbyt dobrze piszesz! Czekałam i wiedziałam, że na s nie zawiedziesz! Życzę weny i tego, aby Twój komputer był jak najszybciej sprawny! Pozdrawiam! :) <3
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że długo czekałam na kolejny rozdział. W końcu się doczekałam. Mam nadzieję, że Igor da sobie spokój z Windowsem 10, a laptop pozostanie sprawny. Co do ff: dalej jestem ogromną fanką i tylko czekam na następne opowiadanie. Jest A M A Z I N G. Ok, dziękuję za uwagę. Życzę zdrówka, pozdrów rodzinkę. Sabine de la Kuczkowska (z nowego konta). :*
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny, uwielbiam twojego bloga, dzięki tobie polubiłam ślizgonów. Uwielbiam takie luźne rozdziały jak poprzedni, jak Hermiona rozmawia z ślizgonami, i łał zaskoczył mnie wątek z Ronem, to prawda rozdział był krótki, ale dużo się w nim działo. Czekam na kolejne rozdziały :) Życzę dużo weny i Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuń