Menu
▼
niedziela, 22 listopada 2015
Rozdział Dziewiąty - Nowy, stary przyjaciel
Zimny wiatr delikatnie mierzwił jasne włosy Draco Malfoya. Szaro-niebieskie oczy chłopaka wpatrywały się w ciemne, rozgwieżdżone niebo, ale on sam myślami był gdzie indziej. Siedział na Wieży Astronomicznej już trzecią godzinę, dochodziła więc pierwsza w nocy. Gdyby ktoś go teraz nakrył, ostatni tydzień szlabanu z Granger nie byłby wcale ostatnim. Draco jednak nie przejmował się, bo wiele już razy przychodził tutaj w nocy, gdy miał do przemyślenia jakieś ważne kwestie. Szczyt najwyższej wieży Hogwartu był jego azylem...
...Dlatego bardzo zdenerwował się gdy usłyszał ciche, prawie bezszelestne kroki na schodach za jego plecami. Dobrze wiedział, że siedział w takim miejscu, że od wejścia nie był widoczny, dlatego nie zrobił nic, aby ukryć swoją obecność. Jakie było jego zdziwienie, gdy obok niego pojawił się obiekt jego rozmyślań. Posłał dziewczynie tak samo nierozumne spojrzenie, jakie ona posłała jemu, gdy siadała obok niego.
Obserwował jak cieplej otula się za dużym co najmniej o dwa rozmiary swetrem i zgarnia włosy na prawe ramię. Niespodziewanie spojrzała w jego szare oczy, a stal jego tęczówek na chwilę zlała się z jej czekoladowymi.
- Tak myślałam, że tu będziesz - mruknęła i spojrzała w niebo.
Draco nagle poczuł, jak wokół nich roztacza się jakaś dziwna aura tajemniczości, ale nie zrobił nic by temu zapobiec. Fajnie było kłócić się z Granger, ale po raz pierwszy przeszło mu przez myśl, że może i rozmowa z nią nie będzie zła.
- Dlaczego? - zapytał, przypominając sobie co powiedziała.
Kąciki jej ust drgnęły lekko, co nie uszło uwadze chłopaka.
- Wiesz, że masz paskudny charakter...
- Dziękuję - wtrącił od razu, na co posłała mu karcące spojrzenie.
- Jesteś niemiły, bezczelny i uważasz, że nie liczysz się z innymi - dodała, niezrażona wyrazem twarzy blondyna.
- Dlaczego powiedziałaś "uważasz"? - zapytał, uprzednio chwilę się zastanawiając.
- Dlatego, że tylko tobie się tak wydaje. Ostatnio miałam wątpliwą przyjemność spędzania z tobą czasu i widzę, że nie jesteś tak obojętny jakbyś chciał. Twoja maska zaczyna pękać.
Draco chciał się wkurzyć i wyjść stamtąd, trzaskając drzwiami, ale... nie był zły. Granger nie powiedziała mu tego, żeby go zdenerwować, tylko dlatego, że to najzwyczajniej w świecie była prawda.
- Jestem aż taki przewidywalny? - jęknął. Gryfonka parsknęła cichym śmiechem.
- No właśnie o dziwo nie jesteś. Owszem, dla większości ludzi masz już jak na tacy naszykowane wyrazy twarzy, docinki i sposób bycia, ale wydaje mi się, że jeśli przebywasz dłużej w czyimś towarzystwie, to te gierki cię męczą i odpuszczasz je sobie.
Draco zaśmiał się szyderczo.
- Myślisz, że pozjadałaś wszystkie rozumy, Granger, ale wcale tak nie jest. Widzisz tylko to co chcesz widzieć.
Czy jego maski nie były tak perfekcyjne, jak mu się do tej pory wydawało?
- Znowu to robisz.. - westchnęła - Czy to są jakieś twoje natychmiastowe mechanizmy obronne?
Chłopak chciał odpowiedzieć jej kolejną drwiną, ale zamiast tego nierozumnie patrzył jak podnosi się z ziemi i okrywa ramiona ciepłym swetrem. Gdy ich spojrzenia się spotkały, zmarszczył brwi.
- Idę już do siebie. Dam ci czas, żebyś mógł pomyśleć, bo wiem, że po to tu przyszedłeś. - wyjaśniła - Dobranoc ... i Wesołych Świąt...
Gdy cichym krokiem zbiegła po schodach, na Wieży Astronomicznej zaczął prószyć śnieg. Draco Malfoy jeszcze długo tej nocy siedział i rozmyślał, bo wbrew temu co sobie wmawiał, słowa gryfonki zrobiły na nim duże wrażenie.
Piątek minął bez większych rewelacji. Wieczorem odbyło się ostatnie przed wyjazdem spotkanie Gwardii Dumbledore'a. Nim ktokolwiek się obejrzał była sobota, a wszyscy już stali na Londyńskim peronie i witali się z rodzinami. Hermiona kilka dni wcześniej wysłała do swoich rodziców wiadomość, że święta spędzi u Weasleyów. Jean i Christian Granger, nie wiedząc o sprawie z Ronem i ich córką w rolach głównych, zgodzili się bez większych zastrzeżeń.
Tak więc o godzinie dwudziestej, gdy pociąg dotarł na miejsce, Harry, Hermiona, Ginny, Fred i George radośnie witali się z państwem Weasley. Molly posłała starszej z gryfonek nieśmiałe spojrzenie i gdy przytulały się na powitanie, zaczęła szeptać przeprosiny. Po chwili wszyscy wyżej wspomnieni siedzieli już w nowym aucie pana Weasleya, Fordzie Anglia 1994, które kupił okazyjnie rok po zniszczeniu jego poprzedniego samochodu. Ford był mały i co najwyżej pięcioosobowy, a pani Weasley wyraziła głośny sprzeciw na propozycję Freda, który wymyślił, żeby zamknąć Ginny w bagażniku. Tak więc bliźniacy stwierdzili, że wszystko im jedno, po czym George wskoczył na kolana rozbawionego Freda, a Ginny uradowana świetnym pomysłem chłopaków, wpakowała się na kolana Harry'ego.
Harry i Hermiona wywrócili oczami prawie w tym samym momencie, co chyba nie umknęło Arturowi, obserwującemu całą piątkę we wstecznym lusterku. Na szczęście w świecie czarodziejów nie było tak rygorystycznych zasad odnośnie samochodów, bo pan Weasley był jednym z nielicznych, które takowe posiadali, więc jazda siedmiu osób w jednym, pięcioosobowym aucie nikogo nie zainteresowała. Po włączeniu dopalacza niewidzialności, niewygoda była ich jedynym zmartwieniem.
Po niecałej godzinie jazdy - jeśli tak można nazwać lot magicznym autem - pan Weasley zatrzymał się nieopodal Nory. Gdy wszyscy już wytoczyli się z pojazdu, Ford odjechał i zaparkował na gołym płacie ziemi kilka metrów dalej, który najwyraźniej był także parkingiem.
Fred i George zabrali Harry'ego do ich pokoju, gdzie podczas przerwy miał spać na specjalnie wstawionym tam materacu. Hermiona chcąc nie chcąc ruszyła za rozchichotaną Ginny. Nie zaszła jednak daleko, bo gdy podniosła wzrok znad targanego po schodach bagażu, napotkała na sobie spojrzenie tak znanych jej, niebieskich tęczówek. Przez chwilę oboje stali, jedynie patrząc się na siebie. Żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć.
- Hermiono... ja przepraszam - Ron postanowił przerwać coraz bardziej niezręczną ciszę. Głos mu się załamał, ale dziewczyna widziała w jego oczach, jak wiele znaczą dla niego te słowa oraz jej reakcja. I chociaż pewnie wyda wam się to denne, beznadziejne i bez sensu, Hermiona podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. Mile zaskoczony chłopak przycisnął ją do siebie i wtulił twarz w jej puszyste włosy. - Boże, Hermiona... bałem się, że nie będziesz chciała mnie więcej widzieć...
- Nie chciałam - przyznała po chwili - ale McGonagall powiedziała mi o ... wszystkim.
Jeszcze przez chwilę stali w uścisku, a po chwili usłyszeli jak ktoś zbiega po schodach. Hermiona odsunęła się od Rona i znacząco uśmiechnęła się do Harry'ego. Chłopcy przez chwilę patrzyli się na siebie i po chwili już klepali się po plecach.
- Stary... przepraszam.. - zaczął Ron, ale Harry podobnie jak Hermiona nie dał mu się tłumaczyć.
Z dołu rozległy się krzyki pani Weasley, wołającej wszystkich na kolację.
Choć mieli sobie tak wiele do powiedzenia, wiedzieli, że muszą z rozmową zaczekać. Brzuchy Harry'ego i Hermiony dały o sobie znać prawie w tym samym czasie, więc całą trójką szybko udali się na dół, gdzie cała rodzina Weasleyów właśnie zasiadła do kolacji. Molly i Artur siedzieli naprzeciw siebie, u szczytów stołu, Bliźniacy zajęli miejsca obok ojca, tym samym zostawiając jedno miejsce dla Ginny, oraz trzy po drugiej stronie. Gdy Harry, Ron i Hermiona pojawili się w jadalni, Ginny natychmiast wystartowała, żeby zająć miejsce obok Wybrańca, jednak George widząc jej zamiary, złapał ją pod pachy i niezbyt łagodnie usadził z powrotem na wybranym dla niej miejscu, po czym posłał reszcie rozbawione spojrzenie. Molly udała, że nie widziała całego miejsca i gdy już wszyscy usiedli, zabrała głos:
- Harry, Hermiono, chcę, żebyście wiedzieli, że pomimo tego całego... incydentu - Po tych słowach policzki Rona nabrały koloru dojrzałej wiśni - bardzo się cieszymy, że jednak przyjęliście zaproszenie na Święta.
- To nam jest miło, pani Weasley, że państwo o nas pomyśleli - odparł grzecznie Harry, posyłając kobiecie ciepły uśmiech, który najwyraźniej trochę ją ośmielił, bo już moment później zaczęła wypytywać ich o szkołę i sprawy z nią związane.
Wszyscy zręcznie omijali temat Rona, za co był im po części wdzięczny, a po części było mu głupio, gdy widział ile problemu wszystkim narobił.
- Po Świętach chcę wrócić do Hogwartu - wypalił nagle, przerywając wypowiedź Ginny w pół słowa. Zrobiło się cicho, a jedynym dźwiękiem, który przerwał tę ciszę, był widelec Artura, głucho odbijający się od talerza. Ani Potter ani Granger nie wiedzieli co było takiego dziwnego, w tym co powiedział rudzielec.
- Ron... rozmawialiśmy już na ten temat - powiedziała cicho Molly, nie spuszczając wzroku ze swojego talerza.
- Nie mamo - odparł Ron, odzyskując coś ze swojego dawnego zamiłowania do kłótni - ty i tata o tym rozmawialiście. Mnie tylko poinformowaliście, że we wrześniu będę powtarzał rok z rocznikiem Ginny.
- Jak to "powtarzał rok"? - wtrąciła się natychmiast przejęta Hermiona - Ron nie może powtarzać roku! Poza tym, przecież ma się już dobrze, więc dlac..
- Dlatego, Hermiono - przerwał jej chłodno pan Weasley, a dziewczyna poczuła rosnącą niechęć do jego osoby - że Ron nadal od czasu do czasu miewa napady złości i mógłby komuś, lub co gorsza znowu tobie zrobić krzywdę.
Ronald schował twarz w dłonie, a z policzków Hermiony odpłynęły wszelkie kolory. Harry poczuł się bardzo niezręcznie i zauważył, że grobowa atmosfera przy stole zagęszcza się. Zastanawiał się, o co do cholery chodzi Weasleyom. Granger w przeciwieństwie do bruneta, nie miała ochoty czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Odsunęła od siebie talerz i wstała od stołu.
- Dziękuję za pyszną kolację, pani Weasley - mruknęła, posyłając matce Rona lekki uśmiech.
Harry widząc jej ledwo nadgryzioną kanapkę, miał ochotę posadzić ją z powrotem, tym samym sposobem, którym George kilkanaście minut temu sprowadził siostrę do porządku. Wiedział jednak, że gdyby to zrobił, solidnie upokorzyłby wygórowane ego przyjaciółki.
Hermiona szybkim krokiem ruszyła po schodach. Gdy dotarła na któreś z kolei półpiętro, złapała swoje bagaże i klatkę z szamotającym się Krzywołapem, które wcześniej tam zostawiła i skierowała się do pokoju Ginny. Gdy otworzyła drzwi i zajrzała do środka, nieumyślnie upuściła transporter wściekłego kota, który teraz na dodatek zaczął prychać. Zdenerwowany zwierzał wystawił łapy za kratki i zaczął szarpać dywan, przez co lekko poruszył się w głąb pokoju. Szatynka nie wiedziała, czy zająć się rozjuszonym kotem czy dalej starać się przezwyciężyć odruch wymiotny, którego nabawiła się patrząc na kolaż nad łóżkiem Ginny.
Na ścianie obok łóżka dziewczyny, była wielka, rozpaćkana kupa - bo tylko tak można to nazwać - zdjęć jej przyjaciela, Harry'ego, w różnych sytuacjach. Na pierwszym zdjęciu, na które zwróciła uwagę, był Wybraniec i ona sama, siedzący na fotelach w pokoju wspólnym. Na jej głowie nie było jednak jej twarzy, ale doklejona tam pucołowata buzia Ginny. Reszty zdjęć nawet nie oglądała. Odwróciła głowę w stronę jej części pokoju i z ulgą spostrzegła, że miejsca wokoło jej łóżka, najmłodsza Weasley nie oszpeciła.
Udobruchanie Krzywołapa, nawet za pomocą jego ulubionych chrupek, nie było wcale łatwe, więc gdy kolacja dobiegła końca i psychofanka młodego Pottera wpadła do swojego pokoju, Hermiona nadal siedziała z nierozpakowanymi walizkami i pomrukującym od czasu do czasu kotem.
- Oh, tu jesteś! Jak ci się podoba mój pokój? - zapytała rozradowana Wiewiórka.
- Jest... - przełknęła ciężko ślinę - słodziutki. - odpowiedziała z trudem Hermiona.
- Wiedziałam, że ci się spodoba! Jak myślisz, pokazać to Harry'emu?
Hermiona posłała jej tak znaczące spojrzenie, że nawet idiota by zrozumiał.Widocznie Ginny Weasley była na jeszcze niższym poziomie intelektualnym.
- Harry już miewa koszmary. Myślę, że kolejne nie są mu potrzebne. - oznajmiła.
Ginny zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała. Granger wzięła piżamę, odłożyła ciężkiego kota na łóżko i ruszyła w stronę łazienki.
Czekała ją dzisiaj jeszcze bardzo ciężka rozmowa, która być może otworzy przed jej przyjaźnią nowe drzwi, ale teraz starała się o tym nie myśleć. Pozwoliła gorącym kroplom malować wzorki na jej zmęczonym ciele, a myślami odpłynęła daleko, aż do pewnego blondyna i ich ostatniej rozmowy.
Była już trzecia w nocy, ale Draco nie mógł spać. Kolejny już raz interpretował słowa Granger i kolejny raz ganił się za to, że pozwolił jej się przejrzeć. Może i miał luźniejszy okres i nie musiał ciągle nakładać wyćwiczonej maski, ale to nie było usprawiedliwienie. Dlaczego nie umiał po prostu jej nie zdejmować? Dlaczego przy Granger zaczął zachowywać się swobodniej? Przecież powinni się nienawidzić! On był czystokrwisty a ona ... ona nie była. Ale czy to był powód do wzajemnej nienawiści?
Odpowiedź natychmiast zaświtała w jego głowie.
Nie.
To nie był powód i Draco nie zamierzał budować nienawiści na tak niesolidnym fundamencie. Chwila, przecież on wcale nie zamierzał jej budować! Co też mu przyszło do głowy? Sam przed sobą musiał się przyznać, że zaczynał lubić Granger. Chyba to go najbardziej irytowało. On NIE CHCIAŁ jej lubić. Dlaczego nie na wszystko mamy wpływ? Gdybyśmy mogli wybierać, nawet w tak błahych rzeczach, świat byłyby przyjemniejszym miejscem, stwierdził Malfoy.
Ale czy on miał prawo się nad tym zastanawiać? Draco Malfoy, przyjemniaczek jakich mało.
Chłopak parsknął śmiechem. Tego jeszcze nie grali.
Gdy myślał o Granger, mimowolnie pomyślał też o Potterze. Od czasu ich wspólnego pojedynku z Łasicem, nie pokłócili się ani razu. Czy to zły znak? Gdzie on zatracił swoją niechęć do gryfonów? Nie chciał, z całego serca nie chciał ich polubić. Może i nie zgadzał się ze wszystkimi poglądami i zasadami ojca, ale uważał gryfonów za głupków, popisujących się swoją pseudo odwagą gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Oh, jak bardzo jego ulubieńcy, ślizgoni, różnili się od tych szumowin z Gryffindoru! Ślizgoni działali powoli, zgodnie z opracowanym wcześniej sprytnym planem. Gryfoni rzucali się w ogień walki, nie dbając o siebie. Głupki! Przecież można wygrać i przeżyć! Czy tak trudno to zrozumieć?
Gdy na zegarku na jego stoliku nocnym wybiła godzina czwarta trzydzieści, zrozumiał, że jego myśli zabrnęły za daleko. Zdenerwowany, przekręcił się na brzuch, bowiem była to jego ulubiona pozycja do spania, zarył głowę jedną z poduszek i zacisnął powieki. Koniec tego głupiego myślenia! Nie zamierza tracić cennych godzin spania na tych gryfońskich debili z Granger na czele! .... Swoją drogą, ciekawe czy Granger już spała, czy może tak jak on, rozmyślała... NIE!
Czując, że robi się czerwony ze wściekłości, wstał gwałtownie i zamaszystym ruchem otworzył na oścież okno, wpuszczając tym samym zimny powiew wiatru do sypialni, oraz, jak mu się wydawało, do jego skołatanych myśli. Zadowolony, rzucił się niedbale na łóżko i niemal natychmiast zasnął w poprzek, w dość dziwnej pozycji. Tej nocy jego głowy nie zawracała już Hermiona Granger, a chłopak spał snem kamiennym aż do samego południa.
Przerwa świąteczna minęła zaskakująco szybko, ale Hermiona cieszyła się z powrotu do Hogwartu. Niechętnie przyznała się przed samą sobą, że o wiele bardziej woli te dwie plotuśnice, Lavender i Parvati, od rozchichotanej Ginny. One przynajmniej nie zwracały na nią zbytniej uwagi, Wiewiórka natomiast, próbowała wyciągnąć z niej jak najwięcej informacji dotyczących Wybrańca.
Razem z Harrym i Ronem stała właśnie na peronie, gdy jej wzrok nieświadomie powędrował do wchodzącej właśnie na peron grupki osób. Zabini uśmiechnął się do niej wesoło i puścił jej oczko, na co zaśmiała się pod nosem. Pansy i Daphne pomachały do niej radośnie, co również odwzajemniła. Nott tylko skinął głową, ale Hermiona mogłaby przysiąc, że jeden z kącików jego ust drgnął nieznacznie. Malfoy zmierzył ją nieprzeniknionym wzrokiem, ale dziewczyna natychmiast odwróciła się do niego tyłem. Całe święta skutecznie odsyłała myśli o nim - jak to mówią mugole - w pizdu, a on teraz nagle zjawia się i jeszcze na nią patrzy!
- Co to miała być za szopka? - spytał chłodno Ron, przewiercając ją wzrokiem. Hermiona nie dała się jednak nabrać na jego obojętną minę. Zbyt dobrze go znała, by nie wiedzieć, że nie należy do osób, które umiały się opanować. Wyczuła, że chłopak nie chce wszczynać kłótni niedługo po tym jak się pogodzili, ale urażona duma kazała mu zapytać.
- Nie mogę się przywitać ze znajomymi? - zapytała na pozór zdziwiona.
Ron odwrócił wzrok i widocznie się zmieszał.
- Nie no, niby możesz...
- Niby? - Wiedziała, że nie pomaga przyjacielowi, ale nie umiała się powstrzymać. Nie chciała mu nic ułatwiać.
- Ale nie rozumiem dlaczego tymi znajomymi muszą być akurat ślizgoni! - powiedział odrobinę za głośno, na co kilka najbliższych osób odwróciło głowy w ich stronę. Ku niezadowoleniu dziewczyny, tymi osobami byli również Draco, Theodore i Blaise, którzy właśnie wnosili bagaże przyjaciółek do pociągu.
- Nie rób scen Ronaldzie! - syknęła ostrzegawczo Hermiona.
Rudzielec zmierzył ją zdenerwowanym wzrokiem i ze złością wypuścił z ust powietrze.
- Cześć stary! - zwrócił się do Harry'ego, na chwilę zamknął go w niedźwiedzim uścisku i szybko ruszył w stronę państwa Weasley
I Harry i Hermiona wiedzieli, że odszedł, aby nie wszczynać większej awantury. Oboje też poczuli ulgę, że chłopak nie wraca z nimi do Hogwartu. Nie mieli ochoty na tłumaczenia i kłótnie. Na szczęście Molly i Artur przynajmniej częściowo przystali na swoim i uzgodnili z synem, że pozwolą mu wrócić do szkoły dopiero w połowie lutego.
Wybraniec chwycił torby przyjaciółki i wniósł je do pierwszego lepszego przedziału, a zrezygnowana Hermiona ruszyła za nim. Już bała się tego, co czeka ją po powrocie do szkoły.
Wiem, że długo nie pisałam, ale nowy rozdział wreszcie jest!
Dedykuję każdemu kto dzielnie na niego czekał :)
Nie wiem kiedy dodam następny, więc nie zamierzam nic mówić, bo znowu ktoś się do tego doczepi.
Pseudo hejterzy, kij wam w oko! :))))))
Clarence
A wiec tak. (Nie zaczyna sie zdania od "a wiec"ale js moge) Jestem pod ogromnym wrażeniem i to przez wielkie W. Na piczątku mialam wrazenie, jakbym siedziala tam obok Draco i czytala mu w myslach. Dobrze zrobiony opis uczuc jak i miejsca. Mam wielkie zazdro bo chce pisac w 3os ale nie umiem xD co to formy pisania, stylu itp nie mam zastrzezen xx. Wprowadzasz w taki magiczny klimat. Czytajac to czulam jak pochlania mnie tamten swiat i to bylo naprawde cudowne.
OdpowiedzUsuńAll the love x
Ronn x
Uwielbiam takie rozdziały, szkoda, że Ron będzie chodził znów do szkoły, bo uważam, że jest teraz zbędny, ale nie krytykuję. Czekałam długo i się doczekałam bo warto było. Wspaniałe zakończenie. Mam wrażenie , że nie lubisz Ginny... Czekam na kolejny rozdział. Dużo weny życzę i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHejka!
OdpowiedzUsuńDzisiaj przeczytałam twojego bloga i jestem bardzo szczęśliwa, że to nie jest jeden z tych blogów, gdzie są same dialogi (w sensie, nie jest podobny do mojego :)) Pomysł na Ginny-psychofankę jest fajny, Blaise mnie rozwala, a Dramione cudowne (nareszcie jakiś blog, na którym nie zostają parą po kilku rozdziałach!!!)
Pozdrawiam, obserwuje i życzę weny :)
Pantera
Jak miło, że jesteś. Bardzo przyjemnie czyta się Twoje rozdziały :) Oby tak dalej :) :*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już jakiś czas temu, ale, że rzadko komentuję, bo zwykle czytam blogi w biegu to nie dałam o sobie znać :D Widzę jednak, że zapał powrócił i mam nadzieję, że ten 10 rozdział się niebawem pojawi, tak jak widnieje informacja ;) Fabuła wciąga, interesuje, choć są momenty które mnie drażnią, to nie ma zbytnio na co narzekać. Język choć miejscami jest trochę (przepraszam za to wyrażenie) "dziecinny", to widać, że zachowujesz od początku do końca swój styl, a reszta wyrobi się z czasem :D
OdpowiedzUsuńCzekam ;)
Bardzo dziękuję za komentarz! :)
UsuńNowy rozdział już dodany ;)
Nie miałam pojęcia, że mój język może być dziecinny. Nawet mi to przez myśl nie przeszło, bo jestem w ostatniej klasie gimnazjum :') Po prostu chcę utrzymać ten blog na poziomie i zbytnio nie używać przekleństw, ale może faktycznie momentami przesadzam :/
Pozdrawiam, Clarence :*
Przekleństwa są w większości dobre, bo odwzorowują rzeczywistość, bo nie oszukujmy się - uczniowie Hogwartu to też nastolatki ;) Jest dobrze (y)
Usuń